Chanka

Chanka

czwartek, 29 maja 2014

"Once bitten and twice shy"

No to ładnie się wpakowałam. Wprawdzie nie jest tu źle, ale jak mają być tortury… Nie widzę tego kolorowo, a na pewno nie różowo. Chyba okno zdaje się być nie tak wysoko jak mi się zdaje.
W nocy, wstałam i podeszłam do drzwi. Słychać było jakiś hałas i krzyki. Patrzyłam przez szpary w podłodze, co się dzieje na dole.
Na korytarz pewnym krokiem wszedł jeden z mafii, a z nim – gazeta.
- Vedere il capo giornale. Noi abbiamo un altro motivo per cui la polizia ci caccia. – rzucił gazetą do Meflocciego. Chwilę poczytał, spojrzał w sufit i powiedział – so, we have next criminalist in this house. Więc mamy następnego kryminalistę w tym domu.
Za chwilę do mojego pokoju przyszedł on sam.
- Look at this. You’re supected. Ran away from the hospital after rift. I'd better not come up. "Traitor, murderer and the avenger”. Popatrz. Jesteś podejrzana. Uciekła ze szpitala po strzelaninie. Lepiej łoby gdybym się nie pojawił. „Zdrajca, morderca i mściciel”.

Ixtra. Teraz mnie będą szukać, jak znajdą, to chociaż tortury mam z głowy.
Dwie godziny grzebałam po pokoju, aby znaleźć coś wartościowego. Na przykład broń.
Znalazłam starego Colta i co najlepsze – projekt przekrojowy domu – była wprawdzie i reszta, ale nijak było ją odczytać – była stara i zniszczona.
Wyjrzałam przez okno, przeszłam na drugi koniec strychu. Rzuciłam jakieś niepotrzebne graty w las, aby narobiły szumu i paniki. Ze znalezionych chemikaliów  porobiłam płonące kule – nie paliły się a świeciły bardzo mocno w ciemnościach. To jeszcze nie wystarczyło, aby przekonać Włochów do ataku śmieci. Rzuciłam dużą butlę jakiegoś domestosu, pod samym lasem. Strzał z colta i załatwione. Włosi wyraźnie ruszyli z krzeseł na dwór, a ja w tym czasie miałam krótki czas na szybką reakcję.
Stanęłam na dachu i złapałam się zwisającej gałęzi, która wcale nie wisiała tak blisko. Zaryzykowałam że zlecę, ale nie zleciałam. Zabolało mnie to porządnie, ale co tam. Tortury by bardziej bolały. Po gałęzi szybko doszłam do pnia, a stamtąd, kilkoma sprytnymi skokami zeskoczyłam na dół. Chwilę rozejrzałam się, czy nikogo nie ma od tej strony, przebrałam szybko ciuchy, uprzednio zabrane ze strychu i ruszyłam gdzieś aby dalej. Ogródek Włochów ciągnął się dosyć długo – na tyle że rozbolały mnie rany na nogach i tułowiu. W pewnej chwili dobiegłam do dziwnego miejsca – w jednym momencie urywał się las, ogrodzony betonowym, 3 metrowym ogrodzeniem, uwieńczonym drutem kolczastym. No to extra.
Po płytach, na styk wspięłam się na ogrodzenie. Stamtąd zobaczyłam kilkumetrowy rów, jakieś psy i kolejne ogrodzenie, podobne, ale niższe. Oddalone były od siebie około 2 metry. Zmuszona byłam wziąć drut kolczasty, zawinąć kawałek gałęzi, rzucić dalej i liczyć się z tym że kundle zaraz zaczną dziamać[1].
Poraniłam sobie całe łapy, rzeczywiście od szczekania aż huczało ale w końcu dostałam się za drugie ogrodzenie. Kiedy obejrzałam co jest za nim – aż mnie zatkało. Totalna pustynia, a sądząc po odległości do najbliższej drogi – to Mojave. Pięknie. Zeskoczylam na dół myśląc, co teraz zrobię. Nie mam wody, ani niczego oprócz kaktusów, co mogłoby mi dac jakąkolwiek wilgoc. Pierwsze trzy kilometry biegłam, następnie tylko już szłam, włócząc nogami. Na oko jeszcze jakieś 30 kilometrów, może 25. Właściwie to już świtało, a mnie przerażał fakt, że na tej pustyni żyją zwierzęta mięsożerne.
Wpatrując się we wschodzące słońce, starałam się myślec o wszystkim, ale nie o wodzie. Po dojściu do drogi, padło mi na łeb, bo widziałam kilka fatamorgan. Fatamorgana kampera, fatamorgana czołgu, fatamorgana konia, fatamorgana Johny’ego Deppa, fatamorgana wody oczywiście, fatamorgana Włochów, fatamorgana jakiejś palmy, fatamorgana Raya, fatamorgana samolotu, fatamorgana słonia. W jakimś dołku, poczułam że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Padłam na asfalt, nawet nie miałam siły się podnieść. W ogóle dopiero wtedy zorientowałam się że tu jest jakaś droga. Spojrzałam tylko na wzgórze w oddali a tam fatamorgana ciężarówki. Niech se mnie rozjeżdża, bo to tylko fatamorgana. Odwróciłam się w drugą stronę – na kamieniu siedziała mała jaszczurka, polująca na jakiegoś owada. Genialna, szkoda tylko że ja nie jem owadów. Ani jaszczurek. Kilka chwil później nie dostrzegałam już tej jaszczurki, natomiast odczuwałam silny ból głowy i wszystkich ran. Ale nie miałam siły się podnieść. Wiał lekko wiatr i asfalt lekko drgał. W pewnej chwili, ogłuszył mnie klakson ciężarówki. Ale nie zrobił większego wrażenia, bo nawet nie drgnęłam powieką.
- Stay in car Stacey, I will look it. Zostań w aucie Stacey, obejrzę to. – pobrzmiewał jakiś głos. Słyszę kroki, niepewne ale stabilne.
- Holy shit, this is human! Stacey, bring me cellphone! Jasna cholera, to człowiek! Stacey dawaj szybko telefon! – postać pochyliła się nade mną i obróciła ku słońcu. Wytarł mi twarz ręką i przyłożył palce do tętnicy szyjnej. Sama poczułam, że nieźle mi pikawa wali.
- Stacey, take water. Weź wodę.
Do gościa podbiegła dużo mniejsza postać z butelką wody. Większa postać otworzyła butelkę, wyciągnęła chusteczkę i nawilżyła ją. Przyłożył mi ją do ust, i w tej chwili poczułam ulgę, bo to woda.
W tej samej chwili zaczął rozmawiać przez telefon.
- Hello? This is Fred Dunham, I find woman on Mojave Desert, 45 mile from Vegas on North, conscious, but probably injured and exhausted. Halo? Tu Fred Dunham, znalazłem kobietę na pustyni Mojave, 45 mila z Vegas na północ, przytomna ale chyba ranna i wycieńczona.
No ale to chyba do Włochów nie dzwonił. Za 20 minut dojechała karetka a ja wróciłam chyba znowu do punktu wyjścia – szpital.
Ratownicy w karetce niewiele robili, bo niewiele mogli. Podawali mi tylko wodę i środki przeciwbólowe. Czułam się bardziej jak na haju niż odwodniona. Niedługo potem, po raz kolejny, wkroczyłam do Vegas.
Nie zawieźli mnie na OIOM, posadzili mnie za to w przytulnej sali grupowej samotnie. Siedziałam sobie na dosyć wygodnym łóżku, i oglądałam kolejne genialne nakłucie na mojej ręce. Oparłam się o ścianę i westchnęłam. Względnie czułam się bezpieczna, ale nie aż tak na pewno. Zaraz pewnie wjedzie policja, bo nie mam przy sobie dokumentów, a do tego wiszę pewnie w każdej komendzie na tablicy chcianych. Teraz mi się już nie chce uciekać. Nie mam najmniejszej ochoty.
Do sali, jak zwykle, wszedł lekarz.
- Hello, my name is Jose Enrique Cortez, and I’m your leading doctor. Because of it you don’t have any documents, I must ask a few questions. Name, surname, date of birth, place of living. Witam, nazywam się Jose Enrique Cortez, jestem twoim lekarzem prowadzącym. Ponieważ nie masz żadnych dokumentów, muszę zadać kilka pytań. Imię, nazwisko, data urodzenia, miejsce zamieszkania.
- Susannah Cosworth, 5th of March, 23 years, living in San Francisco, Richmond neighborhood. Susannah Cosworth, 5 marca, 23 lata, mieszkam w San Francisco na Richmond.
- I can check it, and it will be true. Mogę to sprawdzić, I będzie to prawda. [?]
- It will. Będzie.
- I asked, because I must, but you looks well out of sight… What’s cause of these wounds? Pytałem, bo muszę, ale dobrze ci z oczu patrzy. Co jest powodem tych ran?
- These, on my hands are after barbed wire. Rest – after car accident. Te na rękach to po drucie kolczastym. Reszta po wypadku samochodowym.
Do sali wszedł agent FBI.
- Done? Skończone?
- Done. Skończone.
- So, Miss … Cosworth. Are you really Cosworth, or you are polish agent, named Zuzanna De… Deszcz? Więc, panno Cosworth. Czy najprawdę jesteś Cosworth, czy jesteś polskim agentem o imieniu Zuzanna Deszcz?
- I’m not. Nie.
- You’re sure? Na pewno?
- Yep. Tak.
- You are weirdly very similar to this person. Jesteś dziwacznie podobna do tej osoby.
- It occurs… Zdarza się.
- So, I don’t have any questions to you. Next is CIA. Więc nie mam więcej pytań. Następne jest CIA.
Wszyscy wyszli, a do sali wjechał kolejny zestaw.
- Miss Deszcz, you're arrested because of suspecting murder, murder attempt and arson. Now everything you say can be used against you, you will be assigned a lawyer from the office, in the absence of own lawyer… Panno Deszcz, jest pani aresztowana z powodu podejrzenia morderstwa, próby morderstwa i podpalenia. Cokolwiek pani powie, może być użyte przeciwko pani, będzie miała pani adwokata z urzędu, w przypadku braku własnego…
- Moment, I’m not Deszcz, I’m Cosworth. Moment, nie jestem Deszcz, tylko Cosworth.
- Really? Please show your left arm if I find there GROM eagle... Should I check? Naprawdę? Proszę pokazać swoje lewe ramię, jeśli znajdę tam orła GROMu… Mam sprawdzać?
Parsknęłam śmiechem.
- Such a bore, and so clever. I was not trying to kill anyone. I admit to kill Cappani, I did not do anything more. Instead of racing to me, should you check hideout of Italian Mafia. Taki nudziarz, a taki mądry. Nikogo nie próbowałam zabić. Przyznaję się do zabicia Cappaniego, ale nie zrobiłam nic więcej. Zamiast mnie ścigać, powinniście sprawdzić kryjówkę włoskiej mafii.
- You say you know where Meflocci’s hiding? Mówisz, że wiesz gdzie kryje się Meflocci?
- Sure, I’ve been there. And I know where is kidnapped Monique Harrington. She isn’t kidnapped – she’s hidden. Jasne, byłam tam. I wiem gdzie jest porwana Monique Harrington. Nie jest porwana, jest ukryta.
- Where’s mafia hidden? Gdzie ukrywa się mafia?
- A few miles from place, where people found me. Artificial forest, it tells you something? Kilka mil od miejsca gdzie mnie znaleźli. Sztuczny las, coś ci to mówi?
- And that lost person? A ta zagubiona osoba?
- I’ll tell it when you’ll arrest Meflocci. Powiem to, kiedy aresztujecie Meflocciego.
Agent dziwnie się na mnie spojrzał.
- Why you killed Cappani? Czemu zabiłaś Cappaniego?
- It was revenge for killing other person. To była zemsta za zabicie innej osoby.
- You should know this – Cappani survived. Powinnaś to wiedzieć – Cappani przeżył.
- So, why you want arrest me? Więc dlaczego chcecie mnie aresztować?
- For shooting in hospital. Za strzelanie w szpitalu.
- It wasn’t I. To nie ja.
- So, who? A kto?
- Mafia. I was in coma, someone must disconnect me from equipment. It’s weird I live. Mafia. Byłam w śpiączce, ktoś musiał mnie odłączyć od aparatury. To dziwne że żyję.
- So, then was next revenge. To więc to była następna zemsta.
- Yep. Tak.
Agent zebrał się i wyszedł.
Pozostałam sama w tym nudnym szpitalu. Siedziałam, przekręcałam się na wszystkie boki. Sama zresztą ledwo uszłam z życiem.
Około godziny 19-stej do sali wszedł ten lekarz. Ja leżałam na boku, trochę zgięta, bo już mam dosyć leżenia.
- How do you feel? Jak się czujesz?
- Fine, and so bored. Świetnie i strasznie znudzona.
- You lied. Kłamałaś.
- Sorry, it’s my job. I can’t use real data. Przepraszam, ale to moja praca. Nie mogę używać prawdziwych danych.
- I understand. Rozumiem.
- I don’t mind, that you understand. Nie sądzę.
- My son is CIA agent. I know how it is. Mój syn jest agentem CIA, wiem jak to jest.
- It was this agent, who were there? To ten agent co tu był?
- No, I haven’t  seen him long time. I know it, simply. Nevermind – I need to do some research and perhaps a few injections. Nie, nie widziałem go bardzo dawno. Po prostu wiem. Nieważne – muszę zrobić trochę badań i być może kilka zastrzyków.
- You can not get these injections by venflon? Nie można ich zrobić przez wenflon?
- No, this medication intramuscularly. Nie, to lek domięśniowy.
- You have skilled hand? Ma pan wyćwiczoną rękę?
- After 25 years being a doctor, I think I have. Po 25 latach bycia lekarzem, myślę że mam.
- All right. Do your job. Okej.
Rzeczywiście, rękę miał bardzo wprawioną, badania nie wiem jak wyszły, bo się nie znam. Pierwszy raz widzę lekarza, oprócz Aide, który się nie wywyższa nad innymi. Pierwszy.
Potem okazało się, że jeśli zgodzę się brać jakieś witaminy i dużo pić (wody oczywiście!), to mogą mnie wypuścić natychmiast.
Dziwne, po tym wypadku w Alamo?
Nie. Wcale się nie dowiedzieli o żebrach, ani o niczym, bo zajęli się ogólną kondycją.
Stwierdziłam, że chyba nie ma się już o co bić. Usiadłam przed stanowiskiem Lufthansy zastanowiłam się. Nie mam po co zostawać, każdy kto miał być bezpieczny, jest albo go już w ogóle nie ma. Chwilę spojrzałam się w podłogę, potem na okno. W szybie widziałam swoją szkaradną twarz, która w niczym nie przypominała wesołej osóbki z przed kilku lat. W tej chwili, zdałam sobie sprawę, że powoli staję się zgorzkniała. I stara. Dwie typowe cechy dla 40 letnich panien. Zarobiłam kilka rys na twarzy, mam ogromne odrosty na włosach, nie jestem naturalną blondynką.
Wstałam i wreszcie dostałam się do samolotu, mając nadzieję, że uda mi się od nowa żyć normalnie.



[1] szczekać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz