No to ładnie
się wpakowałam. Wprawdzie nie jest tu źle, ale jak mają być tortury… Nie widzę
tego kolorowo, a na pewno nie różowo. Chyba okno zdaje się być nie tak wysoko jak
mi się zdaje.
W nocy,
wstałam i podeszłam do drzwi. Słychać było jakiś hałas i krzyki. Patrzyłam
przez szpary w podłodze, co się dzieje na dole.
Na korytarz
pewnym krokiem wszedł jeden z mafii, a z nim – gazeta.
- Vedere il
capo giornale. Noi abbiamo un altro motivo per cui la polizia ci caccia. –
rzucił gazetą do Meflocciego. Chwilę poczytał, spojrzał w sufit i powiedział –
so, we have next criminalist in this house. Więc
mamy następnego kryminalistę w tym domu.
Za chwilę do
mojego pokoju przyszedł on sam.
- Look at this. You’re supected. Ran
away from the hospital after rift. I'd better not come up. "Traitor,
murderer and the avenger”. Popatrz.
Jesteś podejrzana. Uciekła ze szpitala po strzelaninie. Lepiej łoby gdybym się
nie pojawił. „Zdrajca, morderca i mściciel”.
Ixtra. Teraz
mnie będą szukać, jak znajdą, to chociaż tortury mam z głowy.
Dwie godziny
grzebałam po pokoju, aby znaleźć coś wartościowego. Na przykład broń.
Znalazłam
starego Colta i co najlepsze – projekt przekrojowy domu – była wprawdzie i
reszta, ale nijak było ją odczytać – była stara i zniszczona.
Wyjrzałam
przez okno, przeszłam na drugi koniec strychu. Rzuciłam jakieś niepotrzebne
graty w las, aby narobiły szumu i paniki. Ze znalezionych chemikaliów porobiłam płonące kule – nie paliły się a
świeciły bardzo mocno w ciemnościach. To jeszcze nie wystarczyło, aby przekonać
Włochów do ataku śmieci. Rzuciłam dużą butlę jakiegoś domestosu, pod samym
lasem. Strzał z colta i załatwione. Włosi wyraźnie ruszyli z krzeseł na dwór, a
ja w tym czasie miałam krótki czas na szybką reakcję.
Stanęłam na
dachu i złapałam się zwisającej gałęzi, która wcale nie wisiała tak blisko.
Zaryzykowałam że zlecę, ale nie zleciałam. Zabolało mnie to porządnie, ale co
tam. Tortury by bardziej bolały. Po gałęzi szybko doszłam do pnia, a stamtąd,
kilkoma sprytnymi skokami zeskoczyłam na dół. Chwilę rozejrzałam się, czy
nikogo nie ma od tej strony, przebrałam szybko ciuchy, uprzednio zabrane ze
strychu i ruszyłam gdzieś aby dalej. Ogródek Włochów ciągnął się dosyć długo –
na tyle że rozbolały mnie rany na nogach i tułowiu. W pewnej chwili dobiegłam
do dziwnego miejsca – w jednym momencie urywał się las, ogrodzony betonowym, 3
metrowym ogrodzeniem, uwieńczonym drutem kolczastym. No to extra.
Po płytach,
na styk wspięłam się na ogrodzenie. Stamtąd zobaczyłam kilkumetrowy rów, jakieś
psy i kolejne ogrodzenie, podobne, ale niższe. Oddalone były od siebie około 2
metry. Zmuszona byłam wziąć drut kolczasty, zawinąć kawałek gałęzi, rzucić
dalej i liczyć się z tym że kundle zaraz zaczną dziamać[1].
Poraniłam
sobie całe łapy, rzeczywiście od szczekania aż huczało ale w końcu dostałam się
za drugie ogrodzenie. Kiedy obejrzałam co jest za nim – aż mnie zatkało.
Totalna pustynia, a sądząc po odległości do najbliższej drogi – to Mojave. Pięknie.
Zeskoczylam na dół myśląc, co teraz zrobię. Nie mam wody, ani niczego oprócz
kaktusów, co mogłoby mi dac jakąkolwiek wilgoc. Pierwsze trzy kilometry
biegłam, następnie tylko już szłam, włócząc nogami. Na oko jeszcze jakieś 30
kilometrów, może 25. Właściwie to już świtało, a mnie przerażał fakt, że na tej
pustyni żyją zwierzęta mięsożerne.
Wpatrując
się we wschodzące słońce, starałam się myślec o wszystkim, ale nie o wodzie. Po
dojściu do drogi, padło mi na łeb, bo widziałam kilka fatamorgan. Fatamorgana
kampera, fatamorgana czołgu, fatamorgana konia, fatamorgana Johny’ego Deppa,
fatamorgana wody oczywiście, fatamorgana Włochów, fatamorgana jakiejś palmy,
fatamorgana Raya, fatamorgana samolotu, fatamorgana słonia. W jakimś dołku,
poczułam że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Padłam na asfalt, nawet nie miałam
siły się podnieść. W ogóle dopiero wtedy zorientowałam się że tu jest jakaś
droga. Spojrzałam tylko na wzgórze w oddali a tam fatamorgana ciężarówki. Niech
se mnie rozjeżdża, bo to tylko fatamorgana. Odwróciłam się w drugą stronę – na
kamieniu siedziała mała jaszczurka, polująca na jakiegoś owada. Genialna,
szkoda tylko że ja nie jem owadów. Ani jaszczurek. Kilka chwil później nie
dostrzegałam już tej jaszczurki, natomiast odczuwałam silny ból głowy i
wszystkich ran. Ale nie miałam siły się podnieść. Wiał lekko wiatr i asfalt
lekko drgał. W pewnej chwili, ogłuszył mnie klakson ciężarówki. Ale nie zrobił
większego wrażenia, bo nawet nie drgnęłam powieką.
- Stay in car Stacey, I will look
it. Zostań w aucie Stacey, obejrzę
to. – pobrzmiewał jakiś głos. Słyszę kroki, niepewne ale stabilne.
- Holy shit, this is human! Stacey,
bring me cellphone! Jasna cholera, to
człowiek! Stacey dawaj szybko telefon! – postać pochyliła się nade mną i
obróciła ku słońcu. Wytarł mi twarz ręką i przyłożył palce do tętnicy szyjnej.
Sama poczułam, że nieźle mi pikawa wali.
- Stacey, take water. Weź wodę.
Do gościa
podbiegła dużo mniejsza postać z butelką wody. Większa postać otworzyła
butelkę, wyciągnęła chusteczkę i nawilżyła ją. Przyłożył mi ją do ust, i w tej
chwili poczułam ulgę, bo to woda.
W tej samej
chwili zaczął rozmawiać przez telefon.
- Hello? This is Fred Dunham, I find
woman on Mojave Desert, 45 mile from Vegas on North, conscious, but probably
injured and exhausted. Halo? Tu
Fred Dunham, znalazłem kobietę na pustyni Mojave, 45 mila z Vegas na północ,
przytomna ale chyba ranna i wycieńczona.
No ale to
chyba do Włochów nie dzwonił. Za 20 minut dojechała karetka a ja wróciłam chyba
znowu do punktu wyjścia – szpital.
Ratownicy w
karetce niewiele robili, bo niewiele mogli. Podawali mi tylko wodę i środki
przeciwbólowe. Czułam się bardziej jak na haju niż odwodniona. Niedługo potem,
po raz kolejny, wkroczyłam do Vegas.
Nie zawieźli
mnie na OIOM, posadzili mnie za to w przytulnej sali grupowej samotnie.
Siedziałam sobie na dosyć wygodnym łóżku, i oglądałam kolejne genialne nakłucie
na mojej ręce. Oparłam się o ścianę i westchnęłam. Względnie czułam się
bezpieczna, ale nie aż tak na pewno. Zaraz pewnie wjedzie policja, bo nie mam
przy sobie dokumentów, a do tego wiszę pewnie w każdej komendzie na tablicy
chcianych. Teraz mi się już nie chce uciekać. Nie mam najmniejszej ochoty.
Do sali, jak
zwykle, wszedł lekarz.
- Hello, my name is Jose Enrique
Cortez, and I’m your leading doctor. Because of it you don’t have any
documents, I must ask a few questions. Name, surname, date of birth, place of
living. Witam, nazywam się Jose
Enrique Cortez, jestem twoim lekarzem prowadzącym. Ponieważ nie masz żadnych
dokumentów, muszę zadać kilka pytań. Imię, nazwisko, data urodzenia,
miejsce zamieszkania.
- Susannah Cosworth, 5th
of March, 23 years, living in San Francisco, Richmond neighborhood. Susannah
Cosworth, 5 marca, 23 lata, mieszkam w San Francisco na Richmond.
- I can check it, and it will be
true. Mogę to sprawdzić, I będzie
to prawda. [?]
- It will. Będzie.
- I asked, because I must, but you
looks well out of sight… What’s cause of these wounds? Pytałem, bo muszę, ale dobrze ci z oczu
patrzy. Co jest powodem tych ran?
- These, on my hands are after
barbed wire. Rest – after car accident. Te na rękach to po drucie kolczastym. Reszta po wypadku samochodowym.
Do sali
wszedł agent FBI.
- Done? Skończone?
- Done. Skończone.
- So, Miss … Cosworth. Are you
really Cosworth, or you are polish agent, named Zuzanna De… Deszcz? Więc, panno Cosworth. Czy najprawdę jesteś
Cosworth, czy jesteś polskim agentem o imieniu Zuzanna Deszcz?
- I’m not. Nie.
- You’re sure? Na pewno?
- Yep. Tak.
- You are weirdly very similar to
this person. Jesteś dziwacznie podobna
do tej osoby.
- It occurs…
Zdarza się.
- So, I don’t have any questions to
you. Next is CIA. Więc nie mam
więcej pytań. Następne jest CIA.
Wszyscy
wyszli, a do sali wjechał kolejny zestaw.
- Miss Deszcz, you're arrested
because of suspecting murder, murder attempt and arson. Now everything you say
can be used against you, you will be assigned a lawyer from the office, in the
absence of own lawyer… Panno
Deszcz, jest pani aresztowana z powodu podejrzenia morderstwa, próby morderstwa
i podpalenia. Cokolwiek pani powie, może być użyte przeciwko pani, będzie miała
pani adwokata z urzędu, w przypadku braku własnego…
- Moment, I’m not Deszcz, I’m
Cosworth. Moment, nie jestem
Deszcz, tylko Cosworth.
- Really? Please show your left arm
if I find there GROM eagle... Should I check? Naprawdę? Proszę pokazać swoje lewe ramię, jeśli znajdę tam orła GROMu…
Mam sprawdzać?
Parsknęłam
śmiechem.
- Such a bore, and so clever. I was
not trying to kill anyone. I admit to kill Cappani, I did not do anything more.
Instead of racing to me, should you check hideout of Italian Mafia. Taki nudziarz, a taki mądry. Nikogo nie
próbowałam zabić. Przyznaję się do zabicia Cappaniego, ale nie zrobiłam nic
więcej. Zamiast mnie ścigać, powinniście sprawdzić kryjówkę włoskiej mafii.
- You say
you know where Meflocci’s hiding? Mówisz,
że wiesz gdzie kryje się Meflocci?
- Sure, I’ve been there. And I know
where is kidnapped Monique Harrington. She isn’t kidnapped – she’s hidden. Jasne, byłam tam. I wiem gdzie jest porwana Monique
Harrington. Nie jest porwana, jest ukryta.
- Where’s
mafia hidden? Gdzie ukrywa się mafia?
- A few miles from place, where
people found me. Artificial forest, it tells you something? Kilka mil od miejsca gdzie mnie znaleźli.
Sztuczny las, coś ci to mówi?
- And that
lost person? A ta zagubiona osoba?
- I’ll tell it when you’ll arrest
Meflocci. Powiem to, kiedy
aresztujecie Meflocciego.
Agent
dziwnie się na mnie spojrzał.
- Why you killed Cappani? Czemu zabiłaś Cappaniego?
- It was revenge for killing other
person. To była zemsta za zabicie
innej osoby.
- You should know this – Cappani
survived. Powinnaś to wiedzieć –
Cappani przeżył.
- So, why you want arrest me? Więc dlaczego chcecie mnie aresztować?
- For shooting in hospital. Za strzelanie w szpitalu.
- It wasn’t
I. To nie ja.
- So, who? A kto?
- Mafia. I was in coma, someone must
disconnect me from equipment. It’s weird I live. Mafia. Byłam w
śpiączce, ktoś musiał mnie odłączyć od aparatury. To dziwne że żyję.
- So, then was next revenge. To więc to była następna zemsta.
- Yep. Tak.
Agent zebrał
się i wyszedł.
Pozostałam
sama w tym nudnym szpitalu. Siedziałam, przekręcałam się na wszystkie boki.
Sama zresztą ledwo uszłam z życiem.
Około
godziny 19-stej do sali wszedł ten lekarz. Ja leżałam na boku, trochę zgięta,
bo już mam dosyć leżenia.
- How do you feel? Jak się czujesz?
- Fine, and
so bored. Świetnie i strasznie znudzona.
- You lied. Kłamałaś.
- Sorry, it’s my job. I can’t use real
data. Przepraszam, ale to moja praca.
Nie mogę używać prawdziwych danych.
- I
understand. Rozumiem.
- I don’t
mind, that you understand. Nie sądzę.
- My son is CIA agent. I know how it
is. Mój syn jest agentem CIA, wiem
jak to jest.
- It was this agent, who were there?
To ten agent co tu był?
- No, I haven’t seen him long time. I know it, simply.
Nevermind – I need to do some research and perhaps a few injections. Nie, nie widziałem go bardzo dawno. Po prostu
wiem. Nieważne – muszę zrobić trochę badań i być może kilka zastrzyków.
- You can not get these injections
by venflon? Nie można ich zrobić przez
wenflon?
- No, this medication intramuscularly.
Nie, to lek domięśniowy.
- You have skilled hand? Ma pan wyćwiczoną rękę?
- After 25 years being a doctor, I
think I have. Po 25 latach bycia lekarzem,
myślę że mam.
- All right.
Do your job. Okej.
Rzeczywiście,
rękę miał bardzo wprawioną, badania nie wiem jak wyszły, bo się nie znam.
Pierwszy raz widzę lekarza, oprócz Aide, który się nie wywyższa nad innymi.
Pierwszy.
Potem
okazało się, że jeśli zgodzę się brać jakieś witaminy i dużo pić (wody oczywiście!),
to mogą mnie wypuścić natychmiast.
Dziwne, po
tym wypadku w Alamo?
Nie. Wcale
się nie dowiedzieli o żebrach, ani o niczym, bo zajęli się ogólną kondycją.
Stwierdziłam,
że chyba nie ma się już o co bić. Usiadłam przed stanowiskiem Lufthansy
zastanowiłam się. Nie mam po co zostawać, każdy kto miał być bezpieczny, jest
albo go już w ogóle nie ma. Chwilę spojrzałam się w podłogę, potem na okno. W
szybie widziałam swoją szkaradną twarz, która w niczym nie przypominała wesołej
osóbki z przed kilku lat. W tej chwili, zdałam sobie sprawę, że powoli staję
się zgorzkniała. I stara. Dwie typowe cechy dla 40 letnich panien. Zarobiłam
kilka rys na twarzy, mam ogromne odrosty na włosach, nie jestem naturalną
blondynką.
Wstałam i
wreszcie dostałam się do samolotu, mając nadzieję, że uda mi się od nowa żyć
normalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz