Zobaczyłam
facetów palących na murku i usiadłam obok, gapiąc się w ziemię. Jeden z nich,
zapytał czy chcę papierosa, na co skinęłam głową i wzięłam kiepa.
- Macie
ogień? – zapytałam, trzymając w ustach papierosa.
- Jasne. –
odparli i jeden podstawił ogień, przy czym dziwnie się uśmiechając.
Nerwowo
zaczęłam się zaciągać i wypuszczać dym. Dawno nie paliłam.
- A dostanę
coś za tego papierosa? – zapytał jeden z nich. Ze środka.
Popatrzyłam
się na niego dziwacznie.
- To był
twój? Na pewno? A co byś chciał? – mruknęłam.
- No wiesz.
– wstał. – Mało jest tu dziewczyn, a ciebie jeszcze tu nie widziałem, ani tym
bardziej wiesz… Nie wyglądasz na grzeczną dziewczynkę.
- Po czym to
wnioskujesz? – odparłam krótko, niczym enigma.
- Wiesz,
grzeczne dziewczyny nie palą papierosów, a na pewno nie w ten sposób…
- Tak?
- Myślę, że
tak. – oparł się na moich kolanach. Ja na to z dzikim planem w głowie i
błyskiem w oczach dmuchnęłam mu w twarz.
- Wiesz komu
się tak robi? – mruknęłam.
- Mów mi
więcej. – westchnął wąchając dym.
- Tylko
kurwie dmucha się w twarz. – odparłam, naciskając butem na klamrę jego paska. –
Jeszcze słowo, a drugi but załaduję prosto poniżej tego pierwszego. I zjesz
sobie tego papierosa. – mruknęłam groźnie. Odsunął się i podniósł ręce. W sumie
zrobiło się tu zbiorowisko.
- Chcesz się
bić maleńka? – zapytał, na co spełniłam swoje poprzednie słowa. Ugiął się, i
bardzo się wkurzył.
- … z zasady
nie biję kobiet. – mruknął.
- Ja też. –
odparłam, oddając kolesiowi obok papierosa na przetrzymanie. – Ale mogę dla
Ciebie zrobić wyjątek. Jeszcze podskakujesz? Czy to było za mało?
Reszta
facetów zaczęła się smiać, obserwując całą sytuację.
- … ja
zrobiłbym z Tobą coś zgoła innego laleczko. – powiedział, z „takim jak
myślicie” zamiarem. – Chodź, chodź kruszynko… - zaczął podchodzić, na co ja
cofałam się. Złapał mnie za koszulę, na co ja szarpnęłam i guziki z rękawem
poszły. Wkurzona spojrzałam na oderwane ramię ubrania.
- Rozbierasz
się, aha?
Dziko
popatrzyłam znów na niego, gdy zaczął coraz szybciej podchodzić w moją stronę,
na co z impetem ruszyłam na niego, niczym rozwścieczony byk i dosłownie przed
jego nosem odbiłam się w górę, wykonując dosyć wysoki skok wzwyż nad nim jak
Adaś Małysz, po czym wylądowałam w stylu Lary Croft i ściskając swoimi nogami
odwracającego się koleżkę, skręciłam się, powodując jego upadek.
Wstałam
otrzepując ręce, „dobiłam” go do ziemi poprzez uderzenie w stosowne miejsce i
wróciłam na swoje miejsce, i odebrałam fajkę. Gość zaczął mi się przyglądać.
- Pani jest
od Rumunów? – zapytał, całkiem poważnie. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co
chodzi.
- Jakich
jebanych Rumunów? – odwarknęłam.
- Grupa
Rumunów Odśnieżających Miasto, w skrócie GROM. Widzę orła. – parsknął.
- Aaa, eee,
no tak. – burknęłam. – Zjebałeś mi koszulę, cyganie! – krzyknęłam do
podnoszącego się szeregowca.
- Heh mówiłem
ci, nie handluj za moje fajki. – odparł ten, który siedział obok mnie. – Ostra
babka z ciebie. Na pierwszy rzut oka nie pasował Ci papieros, ale teraz …
- Jak to
mówią w koalicji, kto nie pali, ten z policji… - roześmiałam się. – Te,
szeregowiec… odkupujesz! – ryknęłam znowu.
- Nie jestem
szeregowcem! – odparł stojąc z grupką kolegów.
- Jak nie?
Nazwa dobitnie na was wskazuje – szereg owiec! – brechtałam się, ku własnej uciesze.
- Serio pracujesz u panienek?- odpalił
poprzedni rozmówca.
- U kogo? –
mruknęłam, znów zdziwiona żargonem.
- Nie że
coś, ale gro twoich nowych koleżanek się puszcza. Nie dziw się jemu, po prostu
się pomylił. Inna by mu dała.
Zdumiona,
wytrzeszczyłam oczy, mając obrazek w wyobraźni bordello militare o którym
marzył Hewlett.
- Co to jest
za zbiorowisko, żołnierze?! – ozwał się nagle jakiś głos.
Wszyscy w
jednej chwili stanęli na baczność, oprócz mnie. Powoli dopaliłam papierosa,
wstałam i spojrzałam, kto to mówił. Nagle jakaś ręka obróciła mnie na lewo. W
tej samej chwili dygnęłam i przeszły mnie dreszcze.
- Dokuczają,
skubańce? Tak myślałem. Rudaś i reszta – będzie kara.
- Ten… ten
wysoki obok, nie… - zaczęłam się jąkać.
- Oprócz
Przetakiewicza. – dokończył. Ów Przetakiewicz się uśmiechnął się, a ja wróciłam
do namiotu.
Gdy tam
wróciłam, Kacha patrzyła na mnie jakoś tak inaczej. Jakby miała mi za złe.