Chanka

Chanka

środa, 14 stycznia 2015

Do you remember lying bed with your covers pulled up over your head? Radio playin' so no one can see, łuhuuuhuhuuuuuu

- Jak chciałaś papierosy, to trzeba było się mnie zapytać! – burknęła ze złością.
- Przepraszam, nie pamiętałam że palisz. – odparłam jak nie ja. – Chodź na słowo. – i poszłam za namiot.
Gdy już tam byłyśmy, ze złością odwróciłam się do niej.
- Nikt nas tu nie słyszy?
- Nikt. – pisnęła.
- Co się z wami kurwa dzieje. No co? – zapytałam, z chęcią poznania, co nie tak jest z tutejszymi babkami. - Ktoś wam tu kowadłem w łeb zajebał po wyjściu z samolotu?
- O co ci chodzi?! – ryknęła.
- Czemu wy do cholery dajecie każdemu dupy, no ja pierdolę!
- Bo taka potrzeba i ich i nasza. Może im się lepiej walczy, nie pomyślałaś? – żachnęła się.
- Kurwa, co za system wartości. – palnęłam się w łeb. – Nie bijemy się o pokój na świecie, tylko o ropę. Po za tym pracuję zawodowo kilka lat, nie licząc edukacji, do kurwy nędzy, nie dawałam nikomu aby mu się lepiej walczyło! Ani mi!
- A może my chcemy, bo tak?
- A może mnie i innym mniej puszczalskim dziewczynom robicie zajebistą renomę? Przed chwilą jeden mi to otwarcie proponował! Przecież to są zamężni i dzieciaci faceci! Co byś powiedziała jakby twój karluś pojechał zbawiać świat, a wróciłby z papierem rozwodowym, co?
- I tak się nigdy nie dowiedzą, zresztą, co cię to obchodzi, nie dajesz, to nie… Twoja strata.
- A idź ty w chuj! Takie zyski, to jak kasa z kurwienia się.
- Przeginasz.
- To wy przeginacie pał... a nie, nie, SSIECIE pałę.
Z powodu powyższego zdania wywołała się mała szarpanina, w której bezceremonialnie i bez większego wysiłku byłam górą, i tylko wykręciłam karczycho.
- Patrz tego, szefa oddziału, blondyneczka, Amerykanin. Dziany, żonaty, nasza Szefowa się za niego bierze.
- Chyba od tej pory będę na nią mówić burdelmama a nie szefowa. – mruknęłam obracając się, aby zobaczyc szefa. Kuhwa!
Ceron.
Ja pierdolę.
- … mów sobie co chcesz, też kiedyś ulegniesz. - powiedziała.
- Kurwa mać, zabierać łapy od tego faceta. Jeśli którakolwiek choćby się na niego źle spojrzy, obiecuję że nogi z dupy powyrywam, wytnę oczy, wary, cycki, obrzezam i nigdy wam do głowy już coś takiego nie przyjdzie.
- A tys co, pogłupiała? Co ci odwaliło? Co cię on obchodzi? Ścieraj się o niego z szefową!
- Burdelkurwą, kurwa jej zajebana mać.
Cała purpurowa przeszłam przez namiot i usiadłam na swoim miejscu. W tej samej chwili zobaczyłam, jak Kacha już gada z nią. Ładna koleżanka.
Za chwilę do mnie podeszła szefowa i poprosiła mnie na słówko. Jeszcze dobrze nie wyszłyśmy…
- … ty się nie wpierdalaj tam gdzie nie trzeba, gówniaro. – mruknęła. – Daj im lub nie twoja sprawa, ale nie będzie mi mojej ani czyjejś dupy pilnować. Jasne?! Do tego swoje obowiązki zrobiłaś na odpierdol i mam przejebane u Szefa.
- Akurat to, co zleciłaś mi, potem przełożyłaś na Helkę, gdy się źle poczułam. Więc mi nie pierdol, przynajmniej nie w tej chwili.
- Ci debilni szeregowi, wszędzie włażą, aby zapunktować.
- Na dyscyplinę u żołnierzy potrzeba szacunku. A dziwek nie darzy się respektem.
Strzeliła mi na to w twarz. Fuknęłam, roześmiałam się.
- Widzisz. Bić się umiem. Mam nawet kurs kung – fu.
Uśmiechnęłam się i samymi rękoma wykręciłam ją dookoła, przy okazji łokciem w brzuch.
- Wiesz, wpierdoldżitsu jest o wiele lepsze. – mruknęłam. Dokładnie wtedy ktoś zaczął drzeć „Deszczu”.
- Sorry, zajęta jestem. – i zawaliłam jej z kolanka w twarz. – Zapamiętaj: Deszcz, major Deszcz. – i rzuciłam nią o ziemię, otrzepując ręce.
- Czy wyście obie poszalały? – ryknął Ceron.
- No ja to tradycyjny poziom świringu, a ta to wariat, porywa się z łapami na komandosa. – spojrzałam się na Blondynę.- Szaleju się najadła. A ty, jeszcze raz podskocz malowana lalo, to cię wyślę na paraolimpiadę w tym twoim zasranym kung – fu. Czaisz?
Plując piachem i krwią, skinęła głową, ledwo się podniosła i spieprzyła z podkulonym ogonem.
- Wiesz że ta dziwka startowała do ciebie? – odparłam, spoglądając na kurz.
- Nie ona jedna. – mruknął.
Obróciłam się zaciekawiona na niego.
- Nie mów że uległeś. – wycedziłam przez zęby.
- Nie. – powiedział, dosyć mało przekonująco.
- Kuhwa, jak tak, to obiecuję, że cię wytrzebię tępym nożem! Zobaczysz! – zdenerwowałam się.
- Nic nie zrobiłem. Co prawda, to prawda, może to i nudno, ale mając w domu Basię, to bym takich waleni tutaj nie wyrywał.
- O, walenie to bardzo dobre określenie. Bardzo.
- Wiesz, że teraz będziesz miała wezwanie do komendanta?
- Znając życie, tak. Nie pierwszy raz się takie maniany odwala, nie? – szturchnęłam go.
- Widzę, że średnio ci odpowiada praca sanitariuszki.
- Heh, oprócz masowania plecków seksownym facetom, to nie ma tu nic fajniejszego do roboty. – parsknęłam.
- No, może jakbym był gejem też by mnie to rajcowało. Ale tak nie jest. – roześmiał się. – Wiesz, tutaj możesz sobie znaleźć takiego do masowania plecków na prywatę. – odparł.
- Ej no, przed chwilą kogo ja wyeliminowałam! No… no właśnie. W twoim stanie jest trochę jak koneser w muzeum – ma w domu swoje, ale muzealnym też by nie pogardził, nie? – zaczęłam się śmiać.
- Oj daj spokój. Starczy mi to co mam. Ty się nadal musisz rozglądać, cwaniaku.
- Jakbym chciała, to już miałam dwóch, heh, trzech klientów na randkę. Kwestia tylko, kto z nich tak bardziej na poważnie, czy dla jaj.
- No a tak w ogóle, ci twoi seksowni faceci, co już ich opatrywałaś, a właściwie to jeden, to bardzo sobie chwalił…
- Znasz go?
- Wszystkich których do tej pory poznałaś znam. Znam Rudasia, Przetakiewicza, Wodeckiego, Jaskólskiego… i Rawińskiego oboje znamy, nieprawdaż?
- Tak znamy. – mruknęłam.
- A może byśmy się spotkali w takim znanym gronie…?
- Jeff… ja wiem, co ty masz na myśli. Baśka jak jest pijana, wszystko powie. Nie swatajcie mnie na siłę, proszę… Jeśli będę miała coś do Kuby, sama do niego pójdę. Nie róbcie tego za mnie, widziałeś jak to się raz skończyło.
- W porządku, tak tylko pytałem. Baśka mi mówiła zresztą co ty myślisz o związkach… daj spokój Deszczu. To, co gadałaś, to musiałaś być na niezłym rauszu.
- Byłam narąbana jak Messerschmitt, ale to nie zmienia faktu, że tak myślę. Sądzę raczej, że powiedziałam więcej niż chciałam.
Rozmowę przerwał jakiś kurdupel, wyraźnie zmęczony dzikim biegiem.
- Yyyy… major Deszcz?
- Kierwa żołnierzu, kto cię nauczył stawać na baczność! – ryknęłam. – Dildo stabilniej stoi niż ty!
Ceron parsknął śmiechem, krótko się żegnawszy, wspomniał coś o moim niewyczerpywalnym poczuciu humoru.
- Yyyy, heheheh, dobre – strzelił palcami - … ma pani się stawić u komendanta jak najszybciej. Najlepiej teraz i ze mną.
- Dobrze.

I tak też zrobiłam. Podążyłam za krasnoludkiem do komendanta, który przywitał mnie dosyć chłodno. W sumie nie dziwię, się. Strasznie gorąco.