Chanka

Chanka

piątek, 16 maja 2014

Chejt na Eurowizję

Pierwsze co? Conchita Wurst, czyli Kiełbasa. Nawet nie zamierzam wstawiać zdjęcia, a fuj!
Bierzcie mnie za homofoba, czy jak to tam się nazywa - ja jestem tolerancyjna. Bardzo tolerancyjna. Ale jeśli to "coś" wygrywa, bo jest babą z brodą, no to żegnam. Istny cyrk (a jak to było? babę z brodą kiedyś pokazywali tylko w cyrku?).
Cała ta Eurowizja to w ogóle jedno, niepotrzebne i głupie wydarzenie. Fajnie jest, że teoretycznie piosenki słyszymy 1 raz (no a przynajmniej te nie z naszych krajów) i to chyba tylko jest plusem. Zbijają kasę na sms-ach (ktoś porównał że w UK płaci się jakieś grosze za sms a u nas - 2 albo 3 zł z VAT), a i tak zależy wszystko od tego jury. Moim zdaniem to cała ta gra sms-ami to ułuda i głupota, skoro jak widać zdanie jury może usadzić kogoś na ostatnim miejscu, zamiast 5.
Bo cycki. Aha. Kurde, niedługo kobietom będzie się amputowało piersi, bo mniejszość będzie urażona. No ja pierdzielę, wszędzie w showbiznesie są cycki, ale nie - na Eurowizji nie lubimy cycków. Lubimy faceta, który jak wygląda jak kobieta, ale ma brodę. Okej.
Zdarzyło mi się ostatnio wygłaszać przemówienie nt. twórczości Shakespeare'a. Ten kto czytał, albo chociaż szczątkowo zna Macbetha wie, że występują tam czarownice które wyglądają jak kobiety, ale nie... Banquo mówi że ma wątpliwości bo mają brody. Starałam się zachować powagę mówiąc o tym, ale szelmowski uśmiech był silniejszy niż wyrachowana i poważna mina. Ludzie też się roześmiali, widząc jak ruchem dłoni "pokazałam brodę". A to było dość poważne zgromadzenie muszę przyznać.
Conchita jeździ na wózku o nazwie - SZOK. Zszokuj. Pokaż coś czego nikt nie zrobił. Czytaj o sobie w gazetach, oglądaj w telewizji, whatever. Jesteś sławny/a, ale kosztem... no właśnie. Jak to mówią - trzeba się zeszmacić żeby się wzbogacić. Ale powiem też jeszcze jedno - taka sława znika po miesiącu, dwóch. Jeśli nie ma się za grosz talentu (tu już o Conchicie nie mówię, ja śpiewam gorzej od niej, niech ma) którym można porwać tłumy... to tylko taki sposób zdobycia sławy pozostaje. Więcej mam szacunku do aktora teatralnego na West Endzie, chociażby grał ponaddziesięcioplanową rolę - aby ją dostać musiał pewnie włożyć w to kilka lat pracy i kupę forsy + mieć chociaż szczątki talentu, a Conchita? Kurs śpiewania, producent nagrany i chaaajda na Eurowizję. I oczywiście my wszystkim się tym podniecamy, to znaczy - pisząc o niej chociaż słowo, od razu uskuteczniam jej popularność, no cóż - życie.
Aha i po co ona przyszła na Eurowizję? Walczyć o tolerancję?
Sorry, ale taki Freddie Mercury o tolerancję walczyć nie musiał. Chociaż przebierał się za kobietę i był biseksualistą, to ludzie go kochali mimo wszystko. I ja też. A Conchita na to nie zasługuje.
Ale żeby nie było, pójdę teraz w przeciwną strone. Donatan i Cleo.
Po pierwsze - nie przepadam za tym typem muzyki. Nie przepadam za jakimiś rapsami, hiphopami, czy jak to się tam nazywa, nawet nie wiem co to za konkretny typ jest. Ale z folklorem, tańcami i śpiewami ludowymi styczność miałam (nawet długą) i powiem tyle: gówno ma się to do folkloru. Wyciąganie na siłę głosu to nie śpiewanie, to skrzeczące wycie. Aż się boję patrzeć w nuty jak "wesoło" to wygląda. Już nie wspomnę o tym, że sama melodia jest jakby z dupy, nic w niej nie chwyta oprócz tego klaskania jak u Rubika. Cleo, fajnie że śpiewasz, ale naśladowanie Azarenki to takie średnie śpiewanie.
Aha i nie sugeruję się tym że piosenka popularna, bo fajna. Zrobił Donatan "Nie lubimy robić" z Luxurią (o niej to chyba osobny temat bym musiała założyć), "gimbaza" podłapała, nakręcała i tak będzie robić z każdym teledyskiem w podobnym wykonaniu.
Po drugie - fajne przygotowanie do Eurowizji. Nie chce nam się gadać po angielsku, prosimy o translatora, "będzie szybciej". No dobra, wiem że w stresie zapomina się 90% słownictwa obcego i mówi się gorzej od brytyjskiego pięciolatka. Ale międzynarodowy konkurs do czegoś zobowiązuje, i chyba jeśli wychodzimy na scenę przed tysiącami ludzi, to opanowanie stresu ma się raczej w jednym paluszku.
I po trzecie - po cholerę ten Donatan. To znaczy, widzę że gość ma jakichś tam swoich odbiorców i tak dalej, ale czy naprawdę musi być zawsze to Donatan&ktoś tam? Weźmy na przykład tego no... Pitbulla (chociaż jego też nie lubię). Mówi np. Red One i tyle. Nie ma w tytule go na 1 miejscu, jeśli w ogóle jest (a jest popularny wśród współczesnych producentów). To świadczy o tym, że nie muszą się na siłę reklamować, a i tak kasa bądź fama ich wypromuje... I ani razu nie widziałam aby łaził z wokalistą na koncertach ani promował się mocno w każdym teledysku. Co to, to nie...

***
notka: Zepsuta się nieco spóźni, proszę o wyrozumiałość; o ile Syndrom mogę wrzucać metodą copypaste, to tutaj mam trochę inaczej. Z góry dzięki,
Chanka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz