Chanka

Chanka

piątek, 30 maja 2014

"Face of the lover, and fire in his heart"

Dziki szum. Dziki szum i pisk w głowie. Migrena nie do opisania. Zmarszczyłam brwi z bólu i otworzyłam oczy. Poraziło mnie światło, padające z okna. Zakryłam je ręką i skrzywiłam się.  Jasny chuj. Dosłownie. Głowa boli, jak po tym co mi walnęli w porwaniu. Maczetą. Maczugą.
- Why you wanted kill yourself? Czemu chciałaś się zabić? – zapytał Ray, którego dopiero teraz zauważyłam. Minę miał przestraszoną, a pod oczami istne podkowy. Drżał i niespokojnie oddychał.
Sama podobnie wyglądałam, zastanawiałam się, na czym zakończyła się ostatnia sesja przeglądarki… nie. Chyba mojej egzystencji. Odwróciłam się i przytuliłam do poduszki.
- Go away. Idź sobie. – mruknęłam, bezmyślnie, przypominając sobie rzucanie nożem…
- Just tell me why you did it. Tylko powiedz mi dlaczego to zrobiłaś.
- It was unconsciously, that’s all. To było niezamierzone, tyle.
- If you don’t want tell me true, psychiatrist will be listening your confession. Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, psychiatra będzie słuchał twojej spowiedzi.
Zamilknęłam. Nie chciałam tego, wzięłam to z przywyczajenia. Wyszedł, wreszcie!
Za to weszła jakaś… nawet nie wiem.
- Dzień dobry, nazywam się …
- Nie obchodzi mnie to.
- Jestem psychiatrą.
Zamilknęłam ponownie.
- Chciałam zapytać, jaki był powód pani próby samobójczej.
- To nie powód próby samobójczej był. To przypadek.
- Nie przypadkiem chyba wypiła pani tyle alkoholu.
- Hahaha, no to, to nie.
- Ma pani problemy alkoholowe?
- Każdy jakieś ma, a czy alkoholowe to niekoniecznie.
- Pytam o panią. Brak umiarkowania?
- To z żalu.
- Jednorazowo?
- Jedzoranowo. – zmarszczyłam brwi, myśląc co ja powiedziałam.
- A więc, po co ta aspiryna?
- Sapiryna sużyła mi do zabicia mirgeny. – zastanawiałam się dalej, co mój mózg wyprawia z moim językiem.
- Czy może pani mówić normalnie?
- Nie zorumiem masa dalczgo kat więmu.
- Chyba pani zostanie w szpitalu na dłużej.
Zlękłam się i to cholernie. A następnie zdenerwowałam się po same uszy.
- No bachy bieso nipa tuje żart.
- Im bardziej się pani denerwuje, tym bardziej się pani plącze język.
- Nie możliwie, wątpliwe.
- Proszę wstać, i pójść za mną. Wtedy pomyślimy czy zostanie pani osadzona w zakładzie.
Nogi się pod mną ugięły.
- Ja, jak to, zakim jakładzie?! – ryknęłam wkurwiona.
Wyprowadziła mnie na korytarz. Ray siedział naprzeciw drzwi, ze spuszczoną głową. Podeszłam do niego.
- Człopaki, nie płachą.
- What? Co?
Lekarka pociągnęła mnie za rękę.
- Nie koty daj mnie! Wa kur! Się co ze dzieje mną!?
- …proszę się nie szarpać, to nie to pani pomoże. Są inne sądy które ocenią pani nieprzyzowitość.
- Anna Maria Wesołowska, jasne, chuj w.
Szłam posłusznie, dopóki nie skierowała mnie do działu psychiatrycznego. Stanęłam przed drzwiami i nie ruszyłam się.
- Nigdy! Ratujcie! Nie! – rozpłakałam się. Ludzie patrzyli na mnie z żalem. Patrzyłam na Raya, stał na drugim końcu. Patrzył. Pielęgniarze wyciągnęli mnie tam. Drzwi się zamknęły, a ja zgasłam…

Białe ściany. Białe wszystko. Czyste jak cholera. I zimno, a ja w jakiejś lichej szmacie. Dobrze że kaftanu mi nie założyli. Usiadłam i spojrzałam w kamerę która patrzyła się na mnie. Stosowny gest – środkowy palec i czuję się lepiej. So fucked. Dać się tak wydymać. Siadłam wściekła sama na siebie. Debil, ile razy mam sobie przypominać że aspiryny się nie bierze po czystej. Nawet w Przerwanej lekcji muzyki tak było, gdzie Winona Ryder na początku chciała popełnić samobójstwo… Na stole leży marker. Zielony i czarny. I czerwony. Wzięłam czerwony i stanęłam przed ścianą, jak Buzz w Toy Story – a tu walniemy taki napis… Tylko jaki. Nic innego mi nie przyszło do głowy po kilku godzinach, jak cytat z psów. Wielkie „wypierdalać”.  Usiadłam pod tym i patrzyłam się w tę kamerkę. Po godzinie wściekła, cisnęłam mazakiem o ścianę tak, że powstała wielka plama na niej, a ja tym bardziej się uspokoiłam. Usiadłam na wyrze i nudziłam się. Myślałam tylko jak się wydostać, co zrobić aby wyjść. I nie wyjść na psycho. Do pokoju weszła lekarka. Powstrzymałam się od duszenia jej. Popatrzyła, usiadła. Wyglądała na przestraszoną, ale pewną. Rozłożyła jakiś papierowy notatnik.
- Nie chce mnie pani zabić?
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Wszyscy myślicie że ze mną jest coś nie tak.
- Zostanie pani wypuszczona.
- Bardzo dobrze, bo miałam zamiar przemalować pokój.
- Nie dlatego. Ktoś doniósł, że bierze pani silne leki przeciwbólowe. I że aspiryna to normalna jest.
Potem wyszłam, i tyle było epizodu…
Wsiadłam do autobusu. Potem na piechotę zapieprzałam do górskiej chaty, no bo Camaro tam nie zostawię. Kilka kilometrów przed, jadący samochód zatrzymał się. Ray.
- I wanna explain you more. Chcę ci więcej wyjaśnić.

Okazało się, że w San Francisco zostałam nieprzypadkowo zakwaterowana naprzeciwko szkoły tańca. Nieprzypadkowo, bo takie miejsca mnie interesują, i wiedzieli że tam pójdę. Opera i tak dalej, to akcja była wyreżyserowana, przeze mnie. Nie do końca udana – miałam zostać postrzelona i wywieziona przez CIA. Gdzie? Nie wiem. Chcieli zrobić na mnie jakieś badania, ale raczej nic bardzo złego. Kolejny przypadek – Aide. Tu zamieszany był Hewlett i to mocno. Jako ziomek nie mógł odmówić koledze pomocy w szukaniu mnie. Ale tajemnica zawodowa też obowiązywała. Zachęcenie do służby w Seals a potem w CIA było usprawiedliwione szerokim dostępem do danych. Tyle że Hewi nie wiedział że niektórzy są extra chronieni, i tylko heaquarterzy mają dostęp do danych osób jak ja. Stąd przepisanie do Seal, gdzie Hewlett zagwarantował spotkanie. Zawodowe, ale spotkanie. W międzyczasie Aide awansował w CIA, i chcąc o sobie przypomnieć, zorganizował porwanie, to na Partynicach, które było częścią misji ochronnej. Oczywiście dla mnie nie ma porwań ochronnych. Zorganizowanie misji w Tajlandii chyba było bardzo łatwe, angaż łasego na kasę Klimczuka. I do tego dobre chęci i przypadek że mafia ta a raczej kartel był powiązany z Mefloccim. To już było po śmierci Grega. Wtedy po tej misji, Aide został wydalony ze służby z CIA, ze względu na niewyjaśnioną sytuację z pieniędzmi, o której była mowa wcześniej. Wtedy ochrona odstąpiła od jego siostry i musiał ją ratować. O odstąpieniu ochrony dowiedział się w Bangkoku, ale Meflocci zadbał o wcześniejszy transport do kraju, czyli sytuacja w Tajlandii o poranku.  Następnie Ray uciekł współpracownikom Meflocciego, któremu powiedzieli że go zastrzelili, dlatego Cappani mówił że nie żyje. Potem przyznali się do błędu, kiedy złapano mnie. Z tego powodu Meflocci bał się ż Raymond go zabije, jeśli coś mi zrobi, bo obiecał mu kiedyś że jeżeli skrzywdzi którąkolwiek bliską kobietę, to zapłaci za to. Meflocci nazywał to „kubański temperament”. Ja myślę że ten temperament, ujawnia się w niego innych sprawach, intymniejszych, ale to taka mała odskocznia. Po mojej ucieczce z Mojave, Meflocci zrezygnował z dalszych poszukiwań, bo stwierdził, że tylko zemsta jest teraz dla niego najważniejsza - dostał list od Monique, aby po prostu przestał. Coś jak tu w Polsce, kiedy psioczyłam na Raya. I dalej nie mam zaufania. Ale Meflocci nie przestanie. Wiem że mnie znajdzie i ukaże, jak – nie wiem. Na razie, każdego wieczoru czuję się bezpieczna w ramionach Raya, wiedząc że zabije każdego kto ośmieli się mnie tknąć. Pierwszy raz tak mam, że w domu czuję się bezpiecznie. I nie pierwszy raz, że zabije każdego kto spróbuje mi odebrać to, o co walczyłam na śmierć i życie.

Koniec epizodu pierwszego…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz