Dziki szum.
Dziki szum i pisk w głowie. Migrena nie do opisania. Zmarszczyłam brwi z bólu i
otworzyłam oczy. Poraziło mnie światło, padające z okna. Zakryłam je ręką i
skrzywiłam się. Jasny chuj. Dosłownie.
Głowa boli, jak po tym co mi walnęli w porwaniu. Maczetą. Maczugą.
- Why you
wanted kill yourself? Czemu chciałaś się
zabić? – zapytał Ray, którego dopiero teraz zauważyłam. Minę miał
przestraszoną, a pod oczami istne podkowy. Drżał i niespokojnie oddychał.
Sama
podobnie wyglądałam, zastanawiałam się, na czym zakończyła się ostatnia sesja
przeglądarki… nie. Chyba mojej egzystencji. Odwróciłam się i przytuliłam do poduszki.
- Just tell me why you did it. Tylko powiedz mi dlaczego to zrobiłaś.
- It was unconsciously, that’s all. To było niezamierzone, tyle.
- If you don’t want tell me true,
psychiatrist will be listening your confession. Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, psychiatra będzie słuchał twojej spowiedzi.
Zamilknęłam.
Nie chciałam tego, wzięłam to z przywyczajenia. Wyszedł, wreszcie!
Za to weszła
jakaś… nawet nie wiem.
- Dzień dobry,
nazywam się …
- Nie
obchodzi mnie to.
- Jestem
psychiatrą.
Zamilknęłam
ponownie.
- Chciałam
zapytać, jaki był powód pani próby samobójczej.
- To nie
powód próby samobójczej był. To przypadek.
- Nie przypadkiem
chyba wypiła pani tyle alkoholu.
- Hahaha, no
to, to nie.
- Ma pani
problemy alkoholowe?
- Każdy
jakieś ma, a czy alkoholowe to niekoniecznie.
- Pytam o
panią. Brak umiarkowania?
- To z żalu.
-
Jednorazowo?
-
Jedzoranowo. – zmarszczyłam brwi, myśląc co ja powiedziałam.
- A więc, po
co ta aspiryna?
- Sapiryna
sużyła mi do zabicia mirgeny. – zastanawiałam się dalej, co mój mózg wyprawia z
moim językiem.
- Czy może
pani mówić normalnie?
- Nie
zorumiem masa dalczgo kat więmu.
- Chyba pani
zostanie w szpitalu na dłużej.
Zlękłam się
i to cholernie. A następnie zdenerwowałam się po same uszy.
- No bachy
bieso nipa tuje żart.
- Im
bardziej się pani denerwuje, tym bardziej się pani plącze język.
- Nie
możliwie, wątpliwe.
- Proszę
wstać, i pójść za mną. Wtedy pomyślimy czy zostanie pani osadzona w zakładzie.
Nogi się pod
mną ugięły.
- Ja, jak
to, zakim jakładzie?! – ryknęłam wkurwiona.
Wyprowadziła
mnie na korytarz. Ray siedział naprzeciw drzwi, ze spuszczoną głową. Podeszłam
do niego.
- Człopaki,
nie płachą.
- What? Co?
Lekarka
pociągnęła mnie za rękę.
- Nie koty
daj mnie! Wa kur! Się co ze dzieje mną!?
- …proszę
się nie szarpać, to nie to pani pomoże. Są inne sądy które ocenią pani
nieprzyzowitość.
- Anna Maria
Wesołowska, jasne, chuj w.
Szłam
posłusznie, dopóki nie skierowała mnie do działu psychiatrycznego. Stanęłam
przed drzwiami i nie ruszyłam się.
- Nigdy!
Ratujcie! Nie! – rozpłakałam się. Ludzie patrzyli na mnie z żalem. Patrzyłam na
Raya, stał na drugim końcu. Patrzył. Pielęgniarze wyciągnęli mnie tam. Drzwi
się zamknęły, a ja zgasłam…
Białe
ściany. Białe wszystko. Czyste jak cholera. I zimno, a ja w jakiejś lichej
szmacie. Dobrze że kaftanu mi nie założyli. Usiadłam i spojrzałam w kamerę
która patrzyła się na mnie. Stosowny gest – środkowy palec i czuję się lepiej.
So fucked. Dać się tak wydymać. Siadłam wściekła sama na siebie. Debil, ile
razy mam sobie przypominać że aspiryny się nie bierze po czystej. Nawet w
Przerwanej lekcji muzyki tak było, gdzie Winona Ryder na początku chciała
popełnić samobójstwo… Na stole leży marker. Zielony i czarny. I czerwony.
Wzięłam czerwony i stanęłam przed ścianą, jak Buzz w Toy Story – a tu walniemy
taki napis… Tylko jaki. Nic innego mi nie przyszło do głowy po kilku godzinach,
jak cytat z psów. Wielkie „wypierdalać”.
Usiadłam pod tym i patrzyłam się w tę kamerkę. Po godzinie wściekła,
cisnęłam mazakiem o ścianę tak, że powstała wielka plama na niej, a ja tym
bardziej się uspokoiłam. Usiadłam na wyrze i nudziłam się. Myślałam tylko jak
się wydostać, co zrobić aby wyjść. I nie wyjść na psycho. Do pokoju weszła
lekarka. Powstrzymałam się od duszenia jej. Popatrzyła, usiadła. Wyglądała na
przestraszoną, ale pewną. Rozłożyła jakiś papierowy notatnik.
- Nie chce
mnie pani zabić?
Uśmiechnęłam
się sama do siebie.
- Wszyscy
myślicie że ze mną jest coś nie tak.
- Zostanie
pani wypuszczona.
- Bardzo
dobrze, bo miałam zamiar przemalować pokój.
- Nie
dlatego. Ktoś doniósł, że bierze pani silne leki przeciwbólowe. I że aspiryna
to normalna jest.
Potem
wyszłam, i tyle było epizodu…
Wsiadłam do
autobusu. Potem na piechotę zapieprzałam do górskiej chaty, no bo Camaro tam
nie zostawię. Kilka kilometrów przed, jadący samochód zatrzymał się. Ray.
- I wanna explain you more. Chcę ci więcej wyjaśnić.
Okazało
się, że w San Francisco zostałam nieprzypadkowo zakwaterowana naprzeciwko
szkoły tańca. Nieprzypadkowo, bo takie miejsca mnie interesują, i wiedzieli że
tam pójdę. Opera i tak dalej, to akcja była wyreżyserowana, przeze mnie. Nie do
końca udana – miałam zostać postrzelona i wywieziona przez CIA. Gdzie? Nie
wiem. Chcieli zrobić na mnie jakieś badania, ale raczej nic bardzo złego.
Kolejny przypadek – Aide. Tu zamieszany był Hewlett i to mocno. Jako ziomek nie
mógł odmówić koledze pomocy w szukaniu mnie. Ale tajemnica zawodowa też
obowiązywała. Zachęcenie do służby w Seals a potem w CIA było usprawiedliwione
szerokim dostępem do danych. Tyle że Hewi nie wiedział że niektórzy są extra
chronieni, i tylko heaquarterzy mają dostęp do danych osób jak ja. Stąd
przepisanie do Seal, gdzie Hewlett zagwarantował spotkanie. Zawodowe, ale
spotkanie. W międzyczasie Aide awansował w CIA, i chcąc o sobie przypomnieć,
zorganizował porwanie, to na Partynicach, które było częścią misji ochronnej.
Oczywiście dla mnie nie ma porwań ochronnych. Zorganizowanie misji w Tajlandii
chyba było bardzo łatwe, angaż łasego na kasę Klimczuka. I do tego dobre chęci
i przypadek że mafia ta a raczej kartel był powiązany z Mefloccim. To już było
po śmierci Grega. Wtedy po tej misji, Aide został wydalony ze służby z CIA, ze
względu na niewyjaśnioną sytuację z pieniędzmi, o której była mowa wcześniej.
Wtedy ochrona odstąpiła od jego siostry i musiał ją ratować. O odstąpieniu
ochrony dowiedział się w Bangkoku, ale Meflocci zadbał o wcześniejszy transport
do kraju, czyli sytuacja w Tajlandii o poranku.
Następnie Ray uciekł współpracownikom Meflocciego, któremu powiedzieli
że go zastrzelili, dlatego Cappani mówił że nie żyje. Potem przyznali się do
błędu, kiedy złapano mnie. Z tego powodu Meflocci bał się ż Raymond go zabije,
jeśli coś mi zrobi, bo obiecał mu kiedyś że jeżeli skrzywdzi którąkolwiek
bliską kobietę, to zapłaci za to. Meflocci nazywał to „kubański temperament”.
Ja myślę że ten temperament, ujawnia się w niego innych sprawach,
intymniejszych, ale to taka mała odskocznia. Po mojej ucieczce z Mojave,
Meflocci zrezygnował z dalszych poszukiwań, bo stwierdził, że tylko zemsta jest
teraz dla niego najważniejsza - dostał list od Monique, aby po prostu przestał.
Coś jak tu w Polsce, kiedy psioczyłam na Raya. I dalej nie mam zaufania. Ale
Meflocci nie przestanie. Wiem że mnie znajdzie i ukaże, jak – nie wiem. Na
razie, każdego wieczoru czuję się bezpieczna w ramionach Raya, wiedząc że
zabije każdego kto ośmieli się mnie tknąć. Pierwszy raz tak mam, że w domu
czuję się bezpiecznie. I nie pierwszy raz, że zabije każdego kto spróbuje mi
odebrać to, o co walczyłam na śmierć i życie.
Koniec
epizodu pierwszego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz