Ze
wściekłością, kilka razy zakładałam i zdejmowałam pościel, bo założyłam ją nie
tak. W rzeczywistości, wściekałam się, jak można być tak niewyrobionym
wychowawczo, że mało że ktoś gości ją w domu, to jeszcze wybiera sobie pokój
nie gościnny, a gospodarza. No żesz ja pierdolę… echh. Szkoda słów. Wyszłam lekko
zdenerwowana, a Pani na mój widok ‘ochnęła’ i zapytała, dlaczego nie jem z
nimi, na co odparłam, że nie jestem głodna i poszłam do kuchni, z zamiarem
sięgnięcia po browara, ale skończyło się na szklance wody. Tamta żachnęła się,
że straszny kościotrup ze mnie i że muszę co najmniej utyć z 10 kilo, bo jak
taki szkielet może zając się domem i rodzic dzieci. Na te słowa zachłysnęłam
się i parsknęłam śmiechem, uderzyłam z impetem szklanką w blat i opanowałam się, a Pani była nie tyle
zażenowana, co zdziwiona.
- Am I not right? You’re woman I
suppose. Czyż nie mam racji? Przypuszczam iż jesteś kobietą.
- Aye... Tak... –
jęknęłam.
Całą patową
sytuację przerwał Ray, który chyba po raz pierwszy nie zwalił na mnie obowiązku
poinformowania Pani o pewnych rzeczach.
- Auntie, we are just in
relationship now, not marriage… Ciociu, jesteśmy na razie tylko w związku, a nie w małżeństwie...
- But you have some ideas for life? Ale macie jakieś pomysły na życie?
W myślach
przemknął mi tylko jeden obrazek:
- Ideas for life has Panasonic. Pomysły na życie ma Panasonic. –
burknęłam. – I’m sorry, I must be honest – if you wanna me to be housewife, you
confused address… Przepraszam, muszę być szczera - jeśli chce pani żebym była kurą domową, to pomyliła pani adresy...
- I know about it. Ja o tym wiem. – odparł.
- But I am
not! Ale ja nie! – podniosła głos.
- Auntie, it’s our decision, to… Ciociu, to nasza decyzja...
- Not your! Not your! She converted
you to urban-styled man, who keep using condoms, and after ten years marriage
can’t have children! Nie twoja! Nie twoja! Przekształciła cię w takiego nowocześniucha, który ciągle używa prezerwatyw i potem po latach małżeństwa, nie może mieć dzieci!
-
HAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAAAA! – ryknęłam śmiechem, płacząc z ubawu i tupiąc z rozpuku. – I converted … ? Ja?
- Yes, you, modern-fashion girls,
just want to have good sex, and beautiful body in your all life… Tak, wy, nowoczesne modnisie chcecie mieć tylko dobry seks i piękne ciało przez całe swoje życie...
- It’s not about that, madam… er,
why who’s talk that talk don’t have children, is trying to tell me how to
procreate baby? To nie chodzi o to, proszę pani... e, w ogóle dlaczego ktoś kto gada taką gdkę, nie ma dzieci i próbuje mi powiedzieć jak płodzić dzieci?
Ray spojrzał
się na mnie dzikim wzrokiem, że mogłam tego nie mówić. Fonda natomiast
przestała przeżuwać jedzenie i wbiła we mnie wzrok.
- You don’t know my life, Little girl. Nie wiesz co przeżyłam, mała dziewczynko.– wycedziła.
- Yeap, I don’t know, but I do, that
you don’t have. So? Tak, nie wiem, ale wiem że nie ma pani. Więc?
- I was raising up other’s babies. Why
am I … Wychowywałam czyjeś dzieci. Czemu ja...
- STOP. –
burknął Ray, wyraźnie zdenerwowany.
- No, no, you girl aren’t childless
I hope, and you should … Nie, nie, nie jesteś kochana bezpłodna, mam nadzieję, i powinnaś...
- Nobody will tell me what I should
do or not. It’s not that… Nikt mi nie będzie mówił co powinnam a czego nie. To nie chodzi o to że...
- What not that, what not that? This
is it …! You are batten on man, which want to have full family… Co nie chodzi o to, co nie chodzi o to? To jest to! Trafiłaś na faceta który chce mieć pełną rodzinę...
- Auntie… Ciociu...
- Prrrreeettyyy, I KNOW! But I’m the
one person in this room which has permanent job! Świetnie, WIEM! Ale jestem jedyną osobą w tym pokoju która ma stałą pracę!
Sala zamilkła.
- Rae, you didn’t tell me that… Rayusiu, nie powiedziałeś mi tego...
- Auntie, I have job, but… Ciociu, mam pracę, ale...
- Rae…! Rayusiu...!
I sprawa
przeszła na jego głowę. Minę miałam zadowoloną, i byłam cała uchachana przez tę
sytuację. Do czasu, gdy babeczka siedziała godzinę w kibelku wykonując toaletę
wieczorną, a potem toaletę wieczorną pieska. Ja pierdyle…
Usiadłam w
poprzednim ubiorze po turecku na podłodze i gapiłam się prosto w telewizor,
chrupiąc chipsy. Fakt faktem, że nawet go nie włączyłam. Zaintrygowało mnie coś
innego… zapach. Zajebisty zapach kwasu. Tego KWASU. Jestem tak wyczulona. Czuję
jak pies policyjny, kurna LSD 25 jak jasny… ciul.
Ray usiadł
obok, i jak gdyby nigdy nic, włączył telewizor. Trącił mnie stopą, śmiejąc się,
czemu siedzę na podłodze.
- You feel it? Czujesz to?
- What … ? Emotions? Co...? Emocje?
- No, acid,
the fuck. Nie kurwa, kwas.– mruknęłam oglądając się po całym pokoju. Gdzieś to musi być.
- Acid? Ther…? Kwas? T...? – zagadnął – …oh
gosh… don’t try to tell me that you bought acid… Na Boga, nie próbuj mi powiedzieć że kupiłaś kwas...
- No, in any fucking way. Nie, w żadnych kurewskim wypadku. –
mruknęłam ponownie. – It’s smells like acid. Tu coś wali jak kwas.
Ray po raz
kolejny zmierzył mnie wzrokiem, wstał do obrazu, przeszukał, i do cegły też
poszedł. No nic tu nie ma.
A mnie czuć z pokoju Pani.
- Ray…
that’s she. Ray, to ona. – wskazałam na drzwi od sypialni.
Mogłam tego
nie mówić, bo po prostu zabił mnie wzrokiem i bardzo się zdenerwował. Naprawdę,
bardzo się zdenerwował.
- Honey,
I see that you aren’t in good relations
with she, but don’t do these horrible things on her, okay? Kotku, widzę że nie jesteś z nią w dobrych relacjach, ale nie rób jej tych okropnych rzeczy, okej? – powiedział, choć wyraźnie powstrzymywał się od krzyczenia. Strasznie go to poirytowało, I
szczerze mówiąc, rzadko widywałam go z takimi emocjami.
- I’m just saying, but… Hey. I
didn’t throw her drugs, that’s what you thought? Ja tylko mówię, ale... Hej. Ja nie podrzuciłam jej narkotyków, to tak pomyślałeś? – zdenerwowałam się I ja. – If
your aunt has similar problem to mine… Jeśli twoja ciotka ma podobny problem do mojego...
- She has
not. Nie ma. – wyrecytował głośno.
- How could
you know? A skąd wiesz? – wyszczerzyłam się ironicznie, wstając.
- That’s disgusting, what you’ve
done. To obrzydliwe co zrobiłaś. – mruknął. – I didn’t expect it from you. Nie spodziewałem się tego po tobie.
Parsknęłam.
- Nothing is
disgusting. Right. Nic jest obrzydliwe. Spoko. – obraziłam się, i poszłam do swojego pokoju, trzaskając
drzwiami. Położyłam się i gapiąc się w sufit, rozmyślałam, skąd zapach kwasu…
Nic jej nie podkładałam, sama nie biorę, to musi być ona. Nie wiem, co chce tym
osiągnąć… ale to chyba nie będzie nic dobrego.
Zasnęłam,
ale i tak obudziłam się koło czwartej w nocy. Obudził mnie ktoś, kto wchodził
do mojej łazienki.
Pani zabrała
się za przeszukiwanie mojej osobistej skrzyneczki, i powypieprzała w sumie
wszystko na komodę, starannie przekładając rzeczy… Pomyślałam sobie – pewnie
wypełnia misję – Zabić Antykoncepcję. Której i tak nie używam, buahahaha.
Powywala mi pewnie wszystkie leki przeciwbólowe i takie inne od stawów… pal to
sześć. Wyciągnie się z kosza.
Wróciłam
niezauważona do wyra, i poszłam smacznie spać. Wszystko byłoby okej, gdyby nie
wjazd Pani do mojego pokoju z krzykiem na mnie, i na Raya, jego wołając, mnie …
delikatnie mówiąc – brzydko nazywając.
Deszczu się
wkurzył. Deszczu się bardzo zdenerwował. Delikatnie wkur…
Ray pierwszy
wparował, niedospany do łazienki i cierpliwie słuchał, co ma Pani do
powiedzenia. Ta natomiast
darła:
„I don’t know, why you are still
with that drug maniac! I told you that addicted are addicted till the end of
their life…!” Nie wiem dlaczego jesteś dalej z tym maniakiem narkotyków! Powiedziałam ci że uzależnieni są uzależnieni do końca swojego życia!
Obudził się
trochę przez to darcie paszczy i zmarszczył brwi.
- What you want to say, auntie? Co chcesz przez to powiedzieć ciociu?
- Leave this brownin’ bitch, and … Zostaw tą "dającą sobie w żyłę" kurwę i ... -
krzyczała.
- No chyba
kurwa nie bitch, bo zajebie… - syknęłam, idąc. Weszłam do łazienki i zastałam wymachująca
kobitę blistrem LSD. – And that it’s elezdi, this is to take under tongue, not
to brown… A to jest LSD, to się bierze pod język a nie wstrzykuje w żyłę... - burknęłam. – And this shit is not my… I do tego to gówno nie jest moje...
- And it’s
my bag … ? A to moja torebka? – krzyknęła piskliwie. Mimochodem zdałam sobie sprawę że mam przejebane u
sąsiadów.
- You were here at night, I saw you…
I mustn’t tell anymore. Byłaś tu w nocy, widziałam cię... nic więcej nie muszę mówić. – mruknęłam, spoglądając na Ray’a.
Nie tego się
spodziewałam. Sądziłam, że mnie wesprze przeciw niej. Było zupełnie odwrotnie.
Słuchał, patrząc groźnie na mnie i kiwając głową, gdy tamta krzyczała, że
narkotyki to zło świata, et cetera, et cetera.
W tym całym
amoku, usiadłam na kiblu, odpaliłam papierosa, spojrzałam gdzieś w przestrzeń,
a każde słowo, uderzało we mnie jak kula w płot. Z początku leciały tylko
drzazgi, ale zaczynam się chylić ku upadkowi. Upadek ten był przenośnią utraty
cierpliwości i opanowania.
Pani
położyła blister na komodzie, skąd dobrze mogłam się mu przyjrzeć. Chrząknęłam
i roześmiałam się, ucinając kazanie państwa Amerykanów. Wstałam, podeszłam do
komody, zerwałam cały rząd dawek i wpakowałam sobie z uśmiechem do ust.
Pani zamarła
a Ray krzyknął „Jezus Maria!” i rzucił się na mnie, wywracając nas oboje na
podłogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz