Chanka

Chanka

sobota, 29 listopada 2014

Zajebały żule mi, końcówkę od konewki...

Ze wściekłością, kilka razy zakładałam i zdejmowałam pościel, bo założyłam ją nie tak. W rzeczywistości, wściekałam się, jak można być tak niewyrobionym wychowawczo, że mało że ktoś gości ją w domu, to jeszcze wybiera sobie pokój nie gościnny, a gospodarza. No żesz ja pierdolę… echh. Szkoda słów. Wyszłam lekko zdenerwowana, a Pani na mój widok ‘ochnęła’ i zapytała, dlaczego nie jem z nimi, na co odparłam, że nie jestem głodna i poszłam do kuchni, z zamiarem sięgnięcia po browara, ale skończyło się na szklance wody. Tamta żachnęła się, że straszny kościotrup ze mnie i że muszę co najmniej utyć z 10 kilo, bo jak taki szkielet może zając się domem i rodzic dzieci. Na te słowa zachłysnęłam się i parsknęłam śmiechem, uderzyłam z impetem szklanką w blat  i opanowałam się, a Pani była nie tyle zażenowana, co zdziwiona.
- Am I not right? You’re woman I suppose. Czyż nie mam racji? Przypuszczam iż jesteś kobietą.
- Aye... Tak... – jęknęłam.
Całą patową sytuację przerwał Ray, który chyba po raz pierwszy nie zwalił na mnie obowiązku poinformowania Pani o pewnych rzeczach.
- Auntie, we are just in relationship now, not marriage… Ciociu, jesteśmy na razie tylko w związku, a nie w małżeństwie...
- But you have some ideas for life? Ale macie jakieś pomysły na życie?
W myślach przemknął mi tylko jeden obrazek:
- Ideas for life has Panasonic. Pomysły na życie ma Panasonic. – burknęłam. – I’m sorry, I must be honest – if you wanna me to be housewife, you confused address… Przepraszam, muszę być szczera - jeśli chce pani żebym była kurą domową, to pomyliła pani adresy...
- I know about it. Ja o tym wiem. – odparł.
- But I am not! Ale ja nie! – podniosła głos.
- Auntie, it’s our decision, to… Ciociu, to nasza decyzja...
- Not your! Not your! She converted you to urban-styled man, who keep using condoms, and after ten years marriage can’t have children! Nie twoja! Nie twoja! Przekształciła cię w takiego nowocześniucha, który ciągle używa prezerwatyw i potem po latach małżeństwa, nie może mieć dzieci!
- HAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAAAA! – ryknęłam śmiechem, płacząc z ubawu i tupiąc z rozpuku. – I converted … ? Ja?
- Yes, you, modern-fashion girls, just want to have good sex, and beautiful body in your all life… Tak, wy, nowoczesne modnisie chcecie mieć tylko dobry seks i piękne ciało przez całe swoje życie...
- It’s not about that, madam… er, why who’s talk that talk don’t have children, is trying to tell me how to procreate baby? To nie chodzi o to, proszę pani... e, w ogóle dlaczego ktoś kto gada taką gdkę, nie ma dzieci i próbuje mi powiedzieć jak płodzić dzieci?
Ray spojrzał się na mnie dzikim wzrokiem, że mogłam tego nie mówić. Fonda natomiast przestała przeżuwać jedzenie i wbiła we mnie wzrok.
- You don’t know my life, Little girl.  Nie wiesz co przeżyłam, mała dziewczynko.– wycedziła.
- Yeap, I don’t know, but I do, that you don’t have. So? Tak, nie wiem, ale wiem że nie ma pani. Więc?
- I was raising up other’s babies. Why am I … Wychowywałam czyjeś dzieci. Czemu ja...
- STOP. – burknął Ray, wyraźnie zdenerwowany.
- No, no, you girl aren’t childless I hope, and you should … Nie, nie, nie jesteś kochana bezpłodna, mam nadzieję, i powinnaś...
- Nobody will tell me what I should do or not. It’s not that… Nikt mi nie będzie mówił co powinnam a czego nie. To nie chodzi o to że...
- What not that, what not that? This is it …! You are batten on man, which want to have full family… Co nie chodzi o to, co nie chodzi o to? To jest to! Trafiłaś na faceta który chce mieć pełną rodzinę...
- Auntie… Ciociu...
- Prrrreeettyyy, I KNOW! But I’m the one person in this room which has permanent job! Świetnie, WIEM! Ale jestem jedyną osobą w tym pokoju która ma stałą pracę!
Sala zamilkła.
- Rae, you didn’t tell me that… Rayusiu, nie powiedziałeś mi tego...
- Auntie, I have job, but… Ciociu, mam pracę, ale...
- Rae…! Rayusiu...!
I sprawa przeszła na jego głowę. Minę miałam zadowoloną, i byłam cała uchachana przez tę sytuację. Do czasu, gdy babeczka siedziała godzinę w kibelku wykonując toaletę wieczorną, a potem toaletę wieczorną pieska. Ja pierdyle…
Usiadłam w poprzednim ubiorze po turecku na podłodze i gapiłam się prosto w telewizor, chrupiąc chipsy. Fakt faktem, że nawet go nie włączyłam. Zaintrygowało mnie coś innego… zapach. Zajebisty zapach kwasu. Tego KWASU. Jestem tak wyczulona. Czuję jak pies policyjny, kurna LSD 25 jak jasny… ciul.
Ray usiadł obok, i jak gdyby nigdy nic, włączył telewizor. Trącił mnie stopą, śmiejąc się, czemu siedzę na podłodze.
- You feel it? Czujesz to?
- What … ? Emotions? Co...? Emocje?
- No, acid, the fuck. Nie kurwa, kwas.– mruknęłam oglądając się po całym pokoju. Gdzieś to musi być.
- Acid? Ther…? Kwas? T...? – zagadnął – …oh gosh… don’t try to tell me that you bought acid… Na Boga, nie próbuj mi powiedzieć że kupiłaś kwas...
- No, in any fucking way. Nie, w żadnych kurewskim wypadku. – mruknęłam ponownie. – It’s smells like acid. Tu coś wali jak kwas.
Ray po raz kolejny zmierzył mnie wzrokiem, wstał do obrazu, przeszukał, i do cegły też poszedł. No nic tu nie ma.
A mnie czuć z pokoju Pani.
- Ray… that’s she. Ray, to ona. – wskazałam na drzwi od sypialni.
Mogłam tego nie mówić, bo po prostu zabił mnie wzrokiem i bardzo się zdenerwował. Naprawdę, bardzo się zdenerwował.
- Honey, I see that you aren’t in good relations with she, but don’t do these horrible things on her, okay? Kotku, widzę że nie jesteś z nią w dobrych relacjach, ale nie rób jej tych okropnych rzeczy, okej? – powiedział, choć wyraźnie powstrzymywał się od krzyczenia. Strasznie go to poirytowało, I szczerze mówiąc, rzadko widywałam go z takimi emocjami.
- I’m just saying, but… Hey. I didn’t throw her drugs, that’s what you thought? Ja tylko mówię, ale... Hej. Ja nie podrzuciłam jej narkotyków, to tak pomyślałeś? – zdenerwowałam się I ja. – If your aunt has similar problem to mine… Jeśli twoja ciotka ma podobny problem do mojego...
- She has not. Nie ma. – wyrecytował głośno.
- How could you know? A skąd wiesz? – wyszczerzyłam się ironicznie, wstając.
- That’s disgusting, what you’ve done. To obrzydliwe co zrobiłaś. – mruknął. – I didn’t expect it from you. Nie spodziewałem się tego po tobie.
Parsknęłam.
- Nothing is disgusting. Right. Nic jest obrzydliwe. Spoko. – obraziłam się, i poszłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Położyłam się i gapiąc się w sufit, rozmyślałam, skąd zapach kwasu… Nic jej nie podkładałam, sama nie biorę, to musi być ona. Nie wiem, co chce tym osiągnąć… ale to chyba nie będzie nic dobrego.
Zasnęłam, ale i tak obudziłam się koło czwartej w nocy. Obudził mnie ktoś, kto wchodził do mojej łazienki.
Pani zabrała się za przeszukiwanie mojej osobistej skrzyneczki, i powypieprzała w sumie wszystko na komodę, starannie przekładając rzeczy… Pomyślałam sobie – pewnie wypełnia misję – Zabić Antykoncepcję. Której i tak nie używam, buahahaha. Powywala mi pewnie wszystkie leki przeciwbólowe i takie inne od stawów… pal to sześć. Wyciągnie się z kosza.
Wróciłam niezauważona do wyra, i poszłam smacznie spać. Wszystko byłoby okej, gdyby nie wjazd Pani do mojego pokoju z krzykiem na mnie, i na Raya, jego wołając, mnie … delikatnie mówiąc – brzydko nazywając.
Deszczu się wkurzył. Deszczu się bardzo zdenerwował. Delikatnie wkur…
Ray pierwszy wparował, niedospany do łazienki i cierpliwie słuchał, co ma Pani do powiedzenia. Ta natomiast darła:
„I don’t know, why you are still with that drug maniac! I told you that addicted are addicted till the end of their life…!” Nie wiem dlaczego jesteś dalej z tym maniakiem narkotyków! Powiedziałam ci że uzależnieni są uzależnieni do końca swojego życia!
Obudził się trochę przez to darcie paszczy i zmarszczył brwi.
- What you want to say, auntie? Co chcesz przez to powiedzieć ciociu?
- Leave this brownin’ bitch, and … Zostaw tą "dającą sobie w żyłę" kurwę i ... - krzyczała.
- No chyba kurwa nie bitch, bo zajebie… - syknęłam, idąc. Weszłam do łazienki i zastałam wymachująca kobitę blistrem LSD. – And that it’s elezdi, this is to take under tongue, not to brown… A to jest LSD, to się bierze pod język a nie wstrzykuje w żyłę...  - burknęłam. – And this shit is not my… I do tego to gówno nie jest moje...
- And it’s my bag … ? A to moja torebka? – krzyknęła piskliwie. Mimochodem zdałam sobie sprawę że mam przejebane u sąsiadów.
- You were here at night, I saw you… I mustn’t tell anymore. Byłaś tu w nocy, widziałam cię... nic więcej nie muszę mówić. – mruknęłam, spoglądając na Ray’a.
Nie tego się spodziewałam. Sądziłam, że mnie wesprze przeciw niej. Było zupełnie odwrotnie. Słuchał, patrząc groźnie na mnie i kiwając głową, gdy tamta krzyczała, że narkotyki to zło świata, et cetera, et cetera.
W tym całym amoku, usiadłam na kiblu, odpaliłam papierosa, spojrzałam gdzieś w przestrzeń, a każde słowo, uderzało we mnie jak kula w płot. Z początku leciały tylko drzazgi, ale zaczynam się chylić ku upadkowi. Upadek ten był przenośnią utraty cierpliwości i opanowania.
Pani położyła blister na komodzie, skąd dobrze mogłam się mu przyjrzeć. Chrząknęłam i roześmiałam się, ucinając kazanie państwa Amerykanów. Wstałam, podeszłam do komody, zerwałam cały rząd dawek i wpakowałam sobie z uśmiechem do ust.

Pani zamarła a Ray krzyknął „Jezus Maria!” i rzucił się na mnie, wywracając nas oboje na podłogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz