Chanka

Chanka

czwartek, 20 listopada 2014

Tego kwiatu pół światu

CNN Breaking News
A few hours ago, american lieutenant colonel Dean Randall was stabbed in Wroclaw, in Poland. Police keeps information, there’s one victim of this tragedy, soldier of Polish Army, which data is top secret. Witnesses of this massacre affirm that Randall began to shot to the defenseless person, which stab him once in self-defense. Victim was shot eight, I repeat – EIGHT TIMES. American Navy spokesman keeps silent, colonel Griffith, could you tell me, what really happened … oh, I’ve information from the last hand: Polish Army revealed data of victim. It’s very meritorious person for San Francisco…

W tej chwili, i Monique zamarła… zanim pokazano zdjęcie, wiedziała, że chodzi o Deszcza. Z żalem popatrzyła na ojca rozmawiającego z Ray’em, który był tak załamany, jakby się dowiedział, że zostało mu dwa dni życia. A zostało mu całe życie. Bez możliwości powrotu do ‘tamtych dni’.
- Why you leaved her… ? Dlaczego ją zostawiłeś? – zapytał Cortez, lekko przerażony tym, co się stało. Nie rozumiał, dlaczego dwoje kochających się ludzi, nie zostało ze sobą.
- I did harm. And I didn’t wanted do it anymore… Zrobiłem krzywdę. I nie chciałem tego zrobić już nigdy więcej. - szepnął.
- She forgave you? Wybaczyła ci? – spytał, w ogóle nie wiedząc o tym, że jego była zbiegła pacjentka była ukochaną jego syna.
- I don’t know… I don’t remember when I told it, Monique said that she bursted tears, and ran away, saying good-bye… I’m stupid. I’m such a foolish dull… now, nothing matters to me, Dad. Nothing, without her. Nie wiem... Nie pamiętam kiedy to powiedziałem, Monique powiedziała że wybuchnęła płaczem i uciekła, mówiąc: żegnaj... Jestem głupi. Jestem tak bardzo tępym głupkiem... teraz, nic już dla mnie nie ma znaczenia, tato. Nic, bez niej.
- You played it wrong, son. If she came to you, when you were sick, that was probably big proof of her love. And you simply destroyed it… Źle to zagrałeś synu. Jeśli przyszła do ciebie, kiedy byłeś chory, to był to prawdopodobnie wielki dowód jej miłości. I ty to tak po prostu zniszczyłeś...
- I wanna back time, Dad, I wanna hold her by me! I wanna… I wanna get back to her…! Chcę cofnąć czas, tato, chcę ją mieć przy sobie! Chcę... Chcę do niej wrócić...!
- Son… Synu...
- Dammit, what a fucking bastard I am! I ruined my and her life… Cholera, jakim pierdololonym kretynem jestem! Zrujnowałem moje i jej życie...
- … calm down… If … If all is finished… you just may go on her funeral… that’s all what you can do, now… I’m very sorry. ...spokojnie... jeśli... jeśli wszystko już skończone... możesz pójść na pogrzeb... to wszystko co możesz teraz zdrobić... Bardzo mi przykro.
- You had the same… what you have done? Miałeś tak samo... co zrobiłeś?
- That what I said. It’s only one thing… you can pray for her, also. It’s only way, where you can connect with her… To co powiedziałem. Jest tylko jedna rzecz... możesz się też za nią modlić. To jedyna droga, gdzie możesz się z nią połączyć.
- Talking like a priest. Gadanie jak u księdza.
- Other ways don’t exist. Life is like going on minefield, for one mistake, we can pay by our life… or somebody’s. Inne sposoby nie istnieją. Życie jest jak chodzenie na polu minowym, za jeden błąd możemy przypłacić swoim życiem... albo czyimś.
Monique podeszła do brata i przytuliła go. Ray, usiłując się nie rozpłakac ponownie, znów złożył twarz w dłonie.
- … who told you, that she is dead …? ...kto ci powiedział że ona nie żyje? – zapytała, głaskając go po ramieniu.
- Doctor friend. Przyjaciel lekarz. – mruknął monosylabicznie, poprzez palce.
- I think, that you should go to Poland, Xavi. Myślę że powinieneś pojechać do Polski, Xavi. – powiedziała, spoglądając na ojca. – Get a ticket, and go, now, if doctor accepts it… Zdobądź bilet i jedź, teraz, jeśli lekarz nie ma nic przeciwko.
Raymond spojrzał na ojca.
- I’ll get it. Monique, go home, and pack him. Ray gets ticket, okay? Załatwię to. Monique, jedź do domu i go spakuj. Ray dorwie bilet, dobra?
- Sure. Jasne. – powiedziała Monique wstając, i poszła. Cortez wstał i już się kierował do gabinetu lekarzy, gdy Ray podniósł głowę i powiedział donośnie:
- I’m afraid. I won’t go, I want, but I’m afraid. Boję się. Nie pojadę. Chcę, ale się boję.
Cortez odwrócił się do niego, jakby miał kilka latek i nie chciał jeść zupki.
- You love her? Kochasz ją?
- Yes, but … Tak, ale...
- What but, what but…? Try to bid farewell her with love, am I not right? Co ale, co ale? Spróbuj ją pożegnać z miłością, czyż nie mam racji?
- You are.  Masz.
Ray po półgodzinie został wypisany ze szpitala i zmarkotniały poszedł kupić bilet. Ojciec wraz z Monique pożegnali go na lotnisku jeszcze tego samego dnia.
Całe dziesięć godzin w samolocie truł się smutnymi piosenkami, i myślał, jak by było, gdyby nie dopuścił do tego nieszczęsnego finiszu. Wprawdzie wina była po obu stronach, choć Ray uważał, że najwięcej winy było jego, bo on zdradził, opuścił i cały czas się wahał. Tak naprawdę nie był pewien siebie, bo tego co czuł, był pewien. Czuł się tak perfidnie jak Costner, jako Robin Hood, gdy porwano jego Lady, bo nie chodziło o to, czy ktoś ją porwał. Chodziło o to uczucie, gdy traci się osobę, być może na zawsze. Zażądał rozstania, nie chcąc jej więcej krzywdzić, był tak zdesperowany, aby dbać o to, aby nie stało się jej nic złego, aż tak, że postanowił sam wyeliminować z jej środowiska. Gdy był chory, to list od niej postrzegał jako dowód na to, że wie o jego zdradzie, tej z niejakim Taylorem, i był przerażony, że ona wie o wszystkim, mimo tego, że mieszka na drugim końcu świata.
A co chciał, jak by się potoczyło? Chciał z nią zostać na zawsze, być jej strażnikiem. Lecz coś spieprzył po drodze – poczuł chęć, aby ona się do niego przywiązała, i nigdy go nie opuściła. Bał się samotności, a dlatego, ze jako dziecko, został sam z siostrą. To był ślad i rozdrapana rana sprzed dobrych kilkunastu lat… tego nie chciał, obawiał się, że wymięknie. Butch miał racje – nie możecie oboje ukazać swojej słabości w tym samym czasie, inaczej oboje umrzecie. I tak było – ona pokazała swoją miłość do narkotyków a on do chęci kontrolowania i władzy, ona do swoich nawyków a on do swoich ledwo wyhamowywalnych manii. Nie mogło się to skończyć dobrze, i tak się nie skończyło. Co gdyby Deszczu nie znalazła się wtedy pod tym gabinetem? Byłoby normalnie, lecz gryźli by się nadal, o swoją ‘litanię do wypełnienia’. W końcu sielanka przeobraziłaby się w codzienną walkę, kto dzisiaj rządzi. Ktoś musiałby odpuścic, lecz żadne nie chciało. Deszczu, oporna z natury, dowódca z pracy, nawet nie myślała, aby oddać kierownictwo innej osobie. Oddała za to serce, wierząc, że on jej nie skrzywdzi. On natomiast nie chciał jej skrzywdzić, nie chciał jej krzywdy aż do tego stopnia, że chciał ją wykluczyć z życia społecznego, trzymając ją pod kloszem. Nie wiedział że miłość polega na zaufaniu, której nigdy mu nikt nie okazał. Ciotka Annie zawsze śledziła, co robi i on i Monique. Tyle, że siostra była starsza, i jak już kiedyś wspomniano, uciekła z gangsterami, co mimo wszystko nie skończyło się dobrze, ale (o zgrozo) dostała prawdziwy wzorzec miłości na zabój od Giancarlo. Ray jej nie dostał. Dostał prezent w postaci Material Girl(s), dziewczyny którym tylko się podobał, i że był fajny. Nikt nie kochał go pomimo jego wad, tej władczości nikt nigdy nie widział, bo nikt z nim dłużej nie był niż kilka tygodni. Nikt nie znał go tak naprawdę do końca, z jakimi myślami się bił. A bił się z ciągłym powstrzymywaniem się od izolowania ludzi, nie siebie. Był po prostu nadopiekuńczy, tak można to ująć w jednym słowie.
Gdzie jest wina Deszcza?

Deszczu to szczeniak. Więcej tłumaczyć nie trzeba. Kapitan Bomba, LSD, alkohol, po prostu kwiat gimbazy, który przetrwał aż do takiego wieku i kwitnie, a raczej kwitnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz