- Coś się
stało? – zapytał, spoglądając na nas obydwie.
- Przemów
jej do rozumu. – wycedziła Baśka, spoglądając na mnie, i wyszła.
Kuba
podszedł, usiadł na brzegu łóżka i popatrzył na mnie tak troskliwie, ocierając
mi łzę z oka.
- Co jest …
? Hm? – zapytał, głęboko spoglądając mi w oczy.
Opuściłam
wzrok i dotknęłam jego dłoni. Uśmiechnął się, podniósł ją, delikatnie pocałował
i przyłożył sobie do policzka. Z trudem się podniosłam, a raczej wykorzystałam
elektroniczny podnośnik oparcia i zabrałam rękę. Chyba przeczuwał coś
strasznego.
- To chodzi
o to, że Ray wrócił? – zapytał, zmartwiony.
Lekko
skinęłam głową, w geście potwierdzenia.
- … tego się
wprawdzie spodziewałem, gdy zaczęliśmy być razem, że on nie wytrzyma. –
westchnął.
Z
niedowierzaniem spojrzałam na niego.
- W końcu
pojął swój błąd, co? – zapytał się mnie ze sztucznym uśmiechem.
- … czy ty
jesteś taki sarkastyczny, czy … - odpowiedziałam pytaniem, jąkając się.
- Nie, po
prostu zdawałem sobie z tego cały czas sprawę. To było trochę jak podwędzenie
dziewczyny więźniowi, wiesz…? – roześmiał się.
- Czyli ty
tak na żarty …?! – jęknęłam.
Kubuś
spasował.
- Nie-e.
Absolutnie serio, ale wiem, że nie odwzajemniasz mojej miłości, tylko ją
akceptujesz. Widzę to gdy mnie całujesz, jak traktujesz, dotykasz… Jakbyś
robiła wbrew sobie.
- No wbrew sobie, od razu. - burknęłam, obrażona.
- Ale przyznaj że robisz to sztucznie, bo tak trzeba (?), a nie chcesz.
- … nie jest
ci z tego powodu przykro?
- Jest. Ale
ludzie wiele razy się zakochują i odkochują, i nie chcę być kimś, kto
zablokował ci drogę do szczęśliwej miłości, do której sam dążyłem.
- Tylko mi
się tu teraz nie poświęcaj, jak tamten.
- Nie
poświęcam się, wiem że oboje się kochacie, a ty mnie nie. Połowa to nie jedno,
a wy możecie stworzyć szczęśliwy związek, a nie takie wspomaganie się, jak
nasz.
- Baśka
mówiła, że to toksyczne uczucie… - spojrzałam w dół.
- … a
uważasz, że Baśka ma jakiekolwiek pojęcie o toksycznych związkach, za wyjątkiem
gazet ‘Samo życie’, ‘Z życia wzięte’ i jakichś pokracznych romansideł?
-
Pokracznych? Nie sądziłam, że usłyszę to z twoich ust. – uśmiechnęłam się.
- Romanse w
postaci papierowej absolutnie mnie odrażają. Im zawsze chodzi tylko o
pożądanie, nie o miłość, nie zauważyłaś?
- Nie
czytam. – parsknęłam, ze śmiechem.
- No tak, ty
tylko Tarantino, Tarantino, na przemian z Kapitanem Bombą… - roześmiał się
Kuba.
- Taki Dear
John doprowadza mnie tylko do śmiechu, a czasami nawet mi jest niedobrze… ale…
Kuba, mów szczerze – nie robisz tego ani z litości, ani z… - zaczęłam. Kuba
przytknął mi palcem usta.
-
Powiedziałem, że się z tym liczyłem, i widać miałem rację. I tak zostaniemy
przyjaciółmi, prawda?
- Jasne,
jeśli tylko chcesz…
Dokładnie w
tym momencie, gdy śmialiśmy się do siebie, w drzwiach stanął Ray, początkowo
matowo spojrzał na nas oboje.
- On wie o
mnie? – Kuba spytał.
- Wie, że ze
sobą rywalizujecie. – mruknęłam. Kuba wstał z uśmiechem i poczochrał mnie po
łbie.
- Zdrowiej.
Do zobaczenia. – dodał. Gdy wychodził, przystanął przed Ray’em, klepnął go po
ramieniu i z uśmiechem powiedział.
- You win by walkower. She’s yours. Wygrałeś walkoverem. Jest twoja. – i wyszedł.
Ray
opromieniał na chwilę, chyba ze zdumienia. Trudno mu się było cieszyć, chyba
dlatego, że rozwalił komuś związek. Popatrzył na mnie, jakby w duchu nie mógł
usiedzieć z radości, ale tłumił to jakoś w sobie. Może to i wynik tej choroby,
czy leczenia, że nie okazywał tak łatwo swych uczuć na nowo. Poczułam rodzaje
pewnego katharsis, jakby Ray i jego osobowość zrodziła się raz jeszcze, i znów jest
taka czysta, romantyczna, niedorzecznie piękna. Zakochałam się w tym po raz
drugi, chociaż tak naprawdę nigdy się nie odkochałam.
Podparłam
się na oparciu i ułożyłam sobie poduszkę, z lekkim trudem. Ray usiadł w tym
samym miejscu co poprzednik i ułożył mi kołdrę.
- It will take some time to
accustom to it, for me. Zajmie mi to trochę czasu, żeby się przyzwyczaić.
- That’s
nothing. To nic. – uśmiechnął się, jak zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz