Chanka

Chanka

wtorek, 25 listopada 2014

When you need my love you got it. I won't hide it. I won't throw your love away, o-oh.

- Coś się stało? – zapytał, spoglądając na nas obydwie.
- Przemów jej do rozumu. – wycedziła Baśka, spoglądając na mnie, i wyszła.
Kuba podszedł, usiadł na brzegu łóżka i popatrzył na mnie tak troskliwie, ocierając mi łzę z oka.
- Co jest … ? Hm? – zapytał, głęboko spoglądając mi w oczy.
Opuściłam wzrok i dotknęłam jego dłoni. Uśmiechnął się, podniósł ją, delikatnie pocałował i przyłożył sobie do policzka. Z trudem się podniosłam, a raczej wykorzystałam elektroniczny podnośnik oparcia i zabrałam rękę. Chyba przeczuwał coś strasznego.
- To chodzi o to, że Ray wrócił? – zapytał, zmartwiony.
Lekko skinęłam głową, w geście potwierdzenia.
- … tego się wprawdzie spodziewałem, gdy zaczęliśmy być razem, że on nie wytrzyma. – westchnął.
Z niedowierzaniem spojrzałam na niego.
- W końcu pojął swój błąd, co? – zapytał się mnie ze sztucznym uśmiechem.
- … czy ty jesteś taki sarkastyczny, czy … - odpowiedziałam pytaniem, jąkając się.
- Nie, po prostu zdawałem sobie z tego cały czas sprawę. To było trochę jak podwędzenie dziewczyny więźniowi, wiesz…? – roześmiał się.
- Czyli ty tak na żarty …?! – jęknęłam.
Kubuś spasował.
- Nie-e. Absolutnie serio, ale wiem, że nie odwzajemniasz mojej miłości, tylko ją akceptujesz. Widzę to gdy mnie całujesz, jak traktujesz, dotykasz… Jakbyś robiła wbrew sobie.
- No wbrew sobie, od razu. - burknęłam, obrażona.
- Ale przyznaj że robisz to sztucznie, bo tak trzeba (?), a nie chcesz.
- … nie jest ci z tego powodu przykro?
- Jest. Ale ludzie wiele razy się zakochują i odkochują, i nie chcę być kimś, kto zablokował ci drogę do szczęśliwej miłości, do której sam dążyłem.
- Tylko mi się tu teraz nie poświęcaj, jak tamten.
- Nie poświęcam się, wiem że oboje się kochacie, a ty mnie nie. Połowa to nie jedno, a wy możecie stworzyć szczęśliwy związek, a nie takie wspomaganie się, jak nasz.
- Baśka mówiła, że to toksyczne uczucie… - spojrzałam w dół.
- … a uważasz, że Baśka ma jakiekolwiek pojęcie o toksycznych związkach, za wyjątkiem gazet ‘Samo życie’, ‘Z życia wzięte’ i jakichś pokracznych romansideł?
- Pokracznych? Nie sądziłam, że usłyszę to z twoich ust. – uśmiechnęłam się.
- Romanse w postaci papierowej absolutnie mnie odrażają. Im zawsze chodzi tylko o pożądanie, nie o miłość, nie zauważyłaś?
- Nie czytam. – parsknęłam, ze śmiechem.
- No tak, ty tylko Tarantino, Tarantino, na przemian z Kapitanem Bombą… - roześmiał się Kuba.
- Taki Dear John doprowadza mnie tylko do śmiechu, a czasami nawet mi jest niedobrze… ale… Kuba, mów szczerze – nie robisz tego ani z litości, ani z… - zaczęłam. Kuba przytknął mi palcem usta.
- Powiedziałem, że się z tym liczyłem, i widać miałem rację. I tak zostaniemy przyjaciółmi, prawda?
- Jasne, jeśli tylko chcesz…
Dokładnie w tym momencie, gdy śmialiśmy się do siebie, w drzwiach stanął Ray, początkowo matowo spojrzał na nas oboje.
- On wie o mnie? – Kuba spytał.
- Wie, że ze sobą rywalizujecie. – mruknęłam. Kuba wstał z uśmiechem i poczochrał mnie po łbie.
- Zdrowiej. Do zobaczenia. – dodał. Gdy wychodził, przystanął przed Ray’em, klepnął go po ramieniu i z uśmiechem powiedział.
- You win by walkower. She’s yours. Wygrałeś walkoverem. Jest twoja. – i wyszedł.
Ray opromieniał na chwilę, chyba ze zdumienia. Trudno mu się było cieszyć, chyba dlatego, że rozwalił komuś związek. Popatrzył na mnie, jakby w duchu nie mógł usiedzieć z radości, ale tłumił to jakoś w sobie. Może to i wynik tej choroby, czy leczenia, że nie okazywał tak łatwo swych uczuć na nowo. Poczułam rodzaje pewnego katharsis, jakby Ray i jego osobowość zrodziła się raz jeszcze, i znów jest taka czysta, romantyczna, niedorzecznie piękna. Zakochałam się w tym po raz drugi, chociaż tak naprawdę nigdy się nie odkochałam.
Podparłam się na oparciu i ułożyłam sobie poduszkę, z lekkim trudem. Ray usiadł w tym samym miejscu co poprzednik i ułożył mi kołdrę.
- It will take some time to accustom to it, for me. Zajmie mi to trochę czasu, żeby się przyzwyczaić.

- That’s nothing. To nic. – uśmiechnął się, jak zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz