- I don’t wanna
remember! I don’t wanna! I love you, I’ll tell ya’! Not Greg
Taylor… it was Taylor, only Taylor… he Taylor. I… I have been
drunk… drunk because of you, but it’s not your guilty, I didn’t
tell this. I… Nie chcę pamiętać! Nie chcę! Kocham cię, powiem Ci! Nie Greg Taylor... to był Taylor, tylko Taylor... on Taylor. Ja... ja byłem pijany... pijany przez ciebie, ale to nie twoja wina, tego nie powiedziałem. - znów się łamał. Jego emocje przypominały
sinusoidę, chwilę był na haju, gdzie krzyczy, potem popada w
płacz… KURWA, CZY ON POWIEDZIAŁ "HE"?
- I didn't know that someday and someone... called a man could make me feel like he wasn't a man. It was once, but I'm not gay. Nie sądziłem że któregoś dnia ktoś... kogo nazywa się mężczyzną może sprawić że poczułem się przy nim jak nie przy mężczyźnie. To było raz, ale nie jestem gejem.
- Don’t speak… Już nic nie mów. -
urwałam.
- …I … I should,
I should tell you! I should! ... Ja ... Ja powinienen, powinienem ci powiedzieć! Powinienem! – zaczął łkać.
- Don’t… Nie... - szepnęłam.
- … I sho-uld… Po-wi-nienem...
Złamałam się i ruszyłam w jego
stronę, Monique złapała mnie za ramię, ja pokazałam jej ręką,
że wszystko będzie dobrze. Ona się wycofała, stanęła dalej i
przymknęła drzwi. Ja podeszłam odważnie, lecz w połowie,
zwolniłam, aby nie wykonywać gwałtownych ruchów, nie wiem czemu
takie coś przyszło mi do głowy. Stanęłam przed nim, i myślałam
chwilę, czy obok siąść, czy co… Ale on zadecydował. Z łóżka
klęknął przede mną i przytulił twarz do mojego brzucha. Zrobiło
mi się nie tyle co głupio, to aż dziwnie… zadrżałam.
- You are scared of me? Boisz się mnie? –
wyszeptał.
- Ashamed. Raczej jestem zawstydzona. – odparłam.
Uśmiechnął się.
- It’s unbelievable hear
your voice in your belly… To niewiarygodne słyszeć twój głos w twoim brzuchu.
Chłopie, Ameryki nie odkryłeś.
- …and constrained. I zażenowana. – dokończyłam
i zniżyłam się, twarzą w twarz.
- Twice have seen naked,
and still…? Dwa razy widziana nago i nadal... ?
- Still. Nadal.
- You’re pure divine
beauty. Aphrodite may feel ashamed, standing next to you… Jesteś czystą, boską pięknością. Afrotyda może się przy tobie schować...
- Stop it, I know that you
can chatter, chatter and chatter. Przestań, wiem że możesz tak paplać, paplać i paplać. – roześmiałam się.
- Oh, I’ve just only
expressed myself… Och, ja tylko wyraziłem swoje zdanie.
Oboje byliśmy rozbawieni, ale chyba
zaczął się emocjonalny zjazd.
- … we shouldn’t be
together. I did horrible thing. ...nie powinniśmy być razem. Zrobiłem coś strasznego.
- Cheating is bad. Zdrada jest zła.
- It’s not about
cheating. Tu nie chodzi o zdradę.
Zlał mnie zimny pot. Miałam już
przed oczyma wizję Brandona z The Shame, albo Goslinga z Drugiego
Oblicza.
- Xanax… I… I
gave it to you, because… cause I wanted you to be devoted to me…
I wanted to close doors, and keep you in cage, just for me, only me… I
told your friends terrible things about you… to keep you in home. I
didn’t want any men looked at you greedily… In real, I did you
too much harm. In real – I should drug Xanax. Forgive me, and go
away. Forget about me, live your life, you’re perfect woman, I’m
sure that somebody will want to change me… Sorry. I’m sick,
that’s kinda mental ill, I’m dangerous… Don’t keep me by you…
I treated you like parrot in cage, I’ve just got to make you free…
Fly babe, fly… Xanax... ja... ja dałem ci go bo... bo chciałem żebyś była przywiązana do mnie... chciałem zamknąć drzwi, i trzymać cię w klatce, tylko i wyłącznie dla mnie... Powiedziałem twoim znajomym okropne rzeczy o tobie... żebyś została w domu. Nie chciałem żeby jakikolwiek mężczyzna spojrzał na ciebie pożądliwie... Tak naprawdę, zrobiłem ci już za dużo krzywdy. Tak naprawdę, to ja powinienem brać Xanax. Wybacz i odejdź. Zapomnij o mnie i żyj swoim życiem, jesteś perfekcyjna. Jestem pewien że ktoś będzie chciał mnie zmienić... Przepraszam. JEstem chory, to taka trochę choroba psychiczna, jestem niebezpieczny... Nie trzymaj mnie orzy sobie... Traktowałem Cię jak papugę w klatce, i właśnie cię uwolniłem... Leć maleńka, leć... - spoglądał gdzieś w powietrze, jakby
naprawdę wypuszczał papugę. Na twarzy spłynęła mu łza, która
brnąć poprzez jego tak psychicznie wykrzywioną twarz w silny
uśmiech, skakała po skórze, niczym młody koliber. W dłoniach
trzymał moje dłonie i ustawicznie je głaskał. Ten jego omotany
wzrok, ta łza, i jej ślad… ta cała sytuacja, była tak
psychodeliczna, jak cała dyskografia Pink Floydów razy dwa...dzieścia milyjonów pisiont tysięcy.
- Now, you do me harm. No, teraz to mnie krzywdzisz. – jęknęłam,
podobnie jak w szpitalu, pół roku temu.
- It’s better to
take harm once, and not being harmed till the end of life. Lepiej przyjąć krzywdę raz, niż być krzywdzonym do końca życia. – odparł,
przykładając rękę od mojej twarzy. – Don’t cry, and don’t
touch me anymore. Let’s kill this feeling together. Nie płacz i nie dotykaj mnie już więcej. Zabijmy to uczucie razem.
Wybiegłam z płaczem. Monique
spojrzała na mnie, pobiegła za mną i mnie zatrzymała.
- He did you something?!
He did?! Zrobił ci coś? Zrobił, no? – trząsła mną.
- No! … yes, but no,
nevermind! Nie! ... tak, ale nie, nieważne! – jęknęłam.
- What he had done?! Co on zrobił?!
- Just want to say
good-bye forever… Tylko chce powiedzieć żegnaj na zawsze... - załkałam. – I’m sorry! I gotta go! Przepraszam! Muszę już iść! – skierowałam się do drzwi i jak naćpana, stoczyłam się po
ścianie, na sam dół. Ze spuszczoną głową, stanęłam na środku
chodnika, spojrzałam w górę, gdzie gwiazdy spadały jako mokre
krople. Znów opuściłam głowę i idąc środkiem drogi,
powędrowałam w stronę Bay Bridge.
Usiadłam na barierce i zaczęłam
rzucać kamiorami w wodę. Tak upuszczałam, jeden, za drugim. To nie
były zwykle kamiory. Potem zaczęły to być pamiątki po tym
wspaniałym roku, broszki, chustki, jakieś duperele, zdjęcia,
prezenty. Nie byłam już zdenerwowana. Byłam załamana we
wszystkich możliwych miejscach. W końcu chyba opróżniłam torbę
ze wszystkiego, co nie było niezbędne do powrotu do domu. Razem z
tymi rzeczami, upadały i topiły się wspomnienia, moje uczucie,
łzy… Na moście samobójców, w San Francisco.
Drżącymi rękoma przeglądałam
kieszenie, i znalazłam taką karteczkę… widocznie wcisnęła mi
ją Monique, bo napisane było na niej – on zwariował z miłości,
pisze to dzień w dzień, na każdych nutach, w każdej książce, a
nawet na rachunkach… Pomyślałam tylko: „To, co było w
Vegas, pozostaje w Vegas.”
To co było we Frisco,
pozostało we Frisco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz