Niech każdy
ma po 100 punktów. Kuba niczym nie zawinił, a Ray dostawał kolejne szanse,
których dostawac nie powinien już nigdy więcej. Tu wychodzi Kubie bardzo na
plus, powiedzmy, 120. Kuba za to może sobie odjąc trochę za brak zaangażowania,
bo popatrzcie – leżę w szpitalu, i kto siedzi przy mnie całą noc? Ray. Ray
podbija się w górę, troszeczkę, o 10, a Kubuś może sobię 10 odjąć. Jest po 110.
Teraz znowu odejmiemy Rayowi za te jego psychiczne podejście do kwasu… zaraz.
Przecież on miał rację, nie mogę mu odejmować punktów za dobre chęci, które mi
przeszkadzały. Dycha w górę, a teraz muszę przyznać duży plus Kubie za
wierność, choć i te pół roku. Ale pół roku nawet Ray nie wytrzymał, i tu, Ray
-10, Kuba +10. Jest 110 vs. 120. Kubie można dorzucić za nienahalność, a wręcz
brak ciągot do łóżka. To ‘duży plus’[1], powiedzmy, można go
wycenić na 10 punktów, więc Kubuś wybija na 130. Kuba bierze czasami narkotyki,
można mu wrzucić -5, czyli 125. Ray za to miał chorobę psychiczną, to takie -5
na wszelki wypadek. 105 vs. 125. Ray jest gotów poświęcić się dla mnie w
ostateczności, mogę mu dać za to 10 punktów. 115 vs. 125, jest gorąco. Oboje są
gotowi ze mną się żenić. Teraz trzeba pomyśleć jak materialna suka – po tym wypadku,
zapewne nie wrócę do dobrze płatnej pracy komandosa. Musi ktoś tu zarabiać, i
tu na plusie wychodzi Ray, gdyż jest baaaardzo wielofunkcyjny, a Kubuś – no cóż
– nawet ja, na początku mojej pracy zarabiałam więcej. Z racji, że nie powinno
się na portfel patrzyć, dam Ray’owi za to tylko 10 punktów. 120 vs. 125, jest
coraz goręcej. I teraz to już nie wiem, za co jeszcze dodawać punkty, bo jakby
opcje mi się skończyły. Głupio by było, gdyby minimalnie przegrał któryś z
nich, a obojga mi jest strasznie szkoda. Włącza mi się jakiś syndrom Matki
Teresy, bo boję się o ich oboje.
The
world was on fire and no one could save me but you.
It's
strange what desire will make foolish people do.
I
never dreamed that I'd meet somebody like you.
And
I never dreamed that I'd lose somebody like you.
Należy
podjąć decyzję, i chyba będzie mi musiała pomóc w tym Baśka, która pracuje w
tym szpitalu, i pewnie tu przyjdzie na porannym obchodzie.
Z żalem
spojrzałam na w pół śpiącego Ray’a, spoglądającego gdzieś w przestrzeń.
Absolutnie nie mam pojęcia o czym myślał. Na pewno nie były to błahostki, bo
minę miał skupioną i lekko zdenerwowaną. Oczy błyskały mu w świetle
wschodzącego słońca, które delikatnie, niczym poprawiana kołdra na kochance,
oświetlało jego twarz. Sokole, błyszczące oczy, z tym czymś w oku, co dawało mu
jakąś głębię i poblask… Wtedy chyba się prawie przekonałam do niego, lecz
przypomniałam sobie o Jakubie… wprawdzie, nic mu nie obiecywałam… ale tak
pośrednio. NIE WIEM. Muszę pogadać z Baśką.
…
- … zostaw
go, on cię truje… - powiedziała, nerwowo wymachując rękami, siedząc przy
herbacie.
- Herbata ci
stygnie. – mruknęłam bez emocji, z wbitym wzrokiem w jej filiżankę. Baśka popatrzyła się na mnie wątpiąco.
- Chcesz
dalej się oszukiwać z tym nieszczęsnym amantem – ogierem? To powiem ci tyle:
zostaw go. Taka cecha charakteru, jak ogierowanie zostaje, będziesz tylko
cierpieć, jak na każdym kroku będziesz słyszeć o jego zdradach. On cię zabija
od środka, nie rób tego sobie.
- … ale ja
się o niego boję. – szepnęłam, zatroskana.
- Cholera!
Zacznij myśleć mózgiem, z tego słyniesz w końcu…! … czy ty naprawdę nie
widzisz, jakie ciosy ci jeszcze zada? – zdenerwowała się i popiła, po czym jej
przeszło. Nadal jednak mierzyła mnie krytycznym wzrokiem.
- A co ty,
cyganka wróżbitka jesteś, że wiesz…? – odparłam rezolutnie.
- Spójrz na
siebie. No spójrz na siebie. Co widzisz. Kawał żywego trupa, z podrapaną twarzą
i ciałem, skaleczoną duszą, i próbujesz mi jeszcze wmówić, że to nic? NIC, TO
MI CERON ZROBIŁ, rozumiesz? To jest nic. A to co ty masz, to już jest dośc,
finito i do piachu z tym. Zabiłaś to uczucie, udało ci się! Masz kochającego
mężczyznę obok siebie, fakt faktem, może i ty go nie kochasz, lecz jesteś mu
wdzięczna, ale daj spokój! Kto, jak nie ty, jest na tyle głupi, aby dać się
nabrać po raz kolejny na te bajki! Sama gadałaś, że, cytuję – he he, takie
pierdolety to on może turystom wciskać… Wciska ci je po raz kolejny. Na wazelinie. Nie daj sobie wejść w dupę.
- … a co ty
byś wybrała… gdyby Ceron cię skrzywdził, lecz chciał się poprawić, a obok
siebie miałabyś, powiedzmy jakiegoś gościa a’la George Clooney, czy jakiś inny
tam, najpiękniejszy, ale byś go nie kochała…
Baśka
zmrużyła oczy i zacisnęła zęby.
- Nie
wystawiaj mnie na takie próby, bo to nie to samo. – skwitowała.
- To JEST to
samo. – syknęłam. – Zamieniłam tylko dane.
- Ray wcale
mi jakoś nie zdawał być pokorny i chętny do poprawy. – dodała arogancko.
- Co ty
wiesz… co on chce, a czego nie… - parsknęłam, kpiąc.
- A ty
lepiej może? Przypomnij sobie tekst piosenki Michaela Boltona, tylko zamień
płeć. Znajdziesz tam swoją odpowiedź…
- Że niby
rzucę wszystko dla niego? Nigdy tego nie zrobiłam. Ani nie poszłam tą drogą,
którą mi wyznaczył. Nic się nie zgadza, nie widzę sensu.
- Ale nie
widzisz jego wad… nie widzisz jak cię skrzywdził, owszem, widzę że nadal go
kochasz, ale co ci po tym… To takie samo uczucie, w sądzie nazywają ‘przemoc
domowa’. Odpuść. Już najwyższy czas…
W mojej
głowie toczyła się istna bitwa pod Grunwaldem. Baśka miała rację, choć nie
chciałam jej na razie tego przyznawać. To takie niesprawiedliwe, oddalić miłość, na rzecz własnego bezpieczeństwa i zdrowia. Dlaczego to mnie wystawiono
na tę próbę?
Na to
pytanie, odpowiedziałam sobie natychmiastowo. Sama się wpakowałam w tę próbę.
Gdybym nie nakłaniała Kuby do pójścia ze mną w tango, nic bym nie wiedziała, a
teraz … To wszystko moja wina. Nie powinnam tego robić…
- Masz
rację. Masz zajebistą rację, ale … - zeszkliły mi się oczy.
- Deszczu,
rusz głową, zostaw to kopnięte serce, które wszakże kopnął ci Ray! –
zdenerwowała się. W tej chwili wszedł Kuba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz