Po kilkunastu minutach przygotowano
telewizor i puszczono film, przy mnie, świadkach i Randallu, oraz
policji i delegowanych od żet wu. Wszystko się wyjaśniło, bo
wszystko było dobrze widać. Siedziałam na sali, na zewnątrz
zdegustowana jak Mckayla Maroney a wewnątrz jak Sasha Grey
oglądająca swój debiut w branży1.
Hewlett spytał czy wszystko okej na muniu, ja odparłam zdawkowo, że
raczej tak i podwinęłam kolana na fotelu, przytulając się do
nich. Tak, taki emowski zawis nad swoją nieudolną dolą. Randalla
chyba zamkną, a ja siedziałam dalej, coraz bardziej osamotniana
przez kolejnych mundurowych. W końcu zostałam sama jak pierdolony
Chuck Noland w Castaway'u, na początku sali, a na końcu moralności.
Było mi niedobrze. Cały czas. I tylko niechęć sprzątania po
sobie w przypadku erupcji rzygów mnie powstrzymywała od tego czynu.
Zdawało mi się że nikogo tu nie ma.
W tej samej chwili ktoś oparł się
nade mną jak Randall.
Ale to nie Randall. To Ray.
- He didn’t did you harm? Nie
zrobił ci krzywdy? – zapytał, głaskając mnie po głowie.
Natychmiast obróciłam się i stanęłam
na fotelu, przytulając go. Boże, w tej chwili nie pomyślałam w
żadnym wypadku CO GDYBY ktoś to widział. Nie. Ściskałam to
kochane cielsko, próbując nie ryczeć (bo ryczeć oficerowi nie
przystoi), próbując zgasić emocje, no i nadal mając na uwadze to
żeby się nie porzygać.
Kątem oka zobaczyłam zaciekawionego
sytuacją Klimczuka, spoglądającego w naszą stronę. W tamtej
chwili, miałam to kompletnie gdzieś. Niech mnie wywala. No niech
mnie wypierdoli na podrapany, zbity ryj. Jebie mnie to. A
przynajmniej w tej chwili.
- … he didn’t,
but I was close to did harm to him… ...nie
zrobił, ale ja byłam blisko zrobienia mu krzywdy … -
mruknęłam zgrywając W-pytę-supermena.
- My little fighter. Mój mały
wojownik. – szepnął, patrząc mi prosto w oczy, z uśmiechem,
potem pocałował. Już widzę minę Kliczki. Taaa, to jest to. Nuta
zażenowania i trochę wstydu, że siedzi tam i patrzy. Tak jakby
siedział w szafie gdy jego córka uprawia seks.
- Let’s get outta
here, my boss is sitting on the end of this room. He’s
toungue-tied. Wynośmy się stąd, mój szef siedzi na końcu tego
pokoju. Jest zażenowany.
- Right. Jasne.
Wyszliśmy z sali za rękę, i jaki
cudowny traf był, (o kurwa!) że trafiliśmy na żandarmów
prowadzących Randalla. Miny ich trzech były niesamowite, a ja dla
wzmocnienia efektu, namiętnie pocałowałam Ray’a, który był
zdumiony moim zachowaniem. No bo ja tak nie mam. No nie jestem ani
wulkanem namiętności, ani wanną romantyzmu. Może trochę jestem
niemą cipą. Nie mówię zawsze tego, co mi ślina na język
przyniesie. Ale za to nie jestem zboczonym megakutasem jak Wenom.
Trzeba znać złoty środek.
Z szyderczym uśmiechem spojrzałam się
na udupionego przeze mnie Randalla, a żandarmi z rozdziawionymi
koparami spojrzeli po sobie. Musiałam jeszcze wrócić do gabinetu
po klucze, i po drodze spotkałam moich świadków, widząc nas
oboje, uśmiechnęli się szeroko.
- Honey, why they
are just smiling, not like everyone with eyes outta face? Kochanie,
dlaczego oni tylko się uśmiechają, a nie jak wszyscy z oczami na
wierzchu?
- Because they know, babe. Bo oni
wiedzą, kotku.
Ray zmarszczył brwi i sam sobie
przypomniał że powiedział Hewlettowi, co powiedział. Wzięłam
kluczyki i wyszłam dziarsko z gabinetu.
- Okay, now don’t laugh because of my
car. That’s not my failure. Okej,
a teraz nie śmiej się z mojego samochodu. To nie ja nawaliłam.
Właśnie. Jak
oboje zobaczyliśmy mój samochód w dziennym świetle, ja zrobiłam
minę Not Bad, a Ray powstrzymując się od śmiechu, odwrócił się,
zakrywając usta.
- Nie jest tak źle. – powiedziałam.
– And you, my lovely villain, you had to not laugh. A ty, mój
kochany zdrajco, miałeś się nie śmiać. – roześmiałam
się, targając go za czuprynę.
- I’m sorry…
(śmiech) but I didn’t know that you do paintings on your car.
Przepraszam... ale nie wiedziałem że
malujesz na swoim aucie.
- This car is love
of my life. Like when you would dye your hair and get shitty tattoos
on your all body. Ten samochód to
miłość mojego życia. Tak jakbyś pofarbował sobie włosy I
zrobił gówniane tatuaże na całym ciele. –
wsiadłam do samochodu.
- Well, you know
what I think? Love of your life must be only one, I’m very jealous…
Ech, wiesz co myślę? Miłość twojego
życia musi być tylko jedna, jestem zazdrosny...
- You require more
time, than he. Wymagasz więcej czasu
niż on.
- Rather it. Raczej
to.
- It’s he.
Chevrolet Camaro, masculine. Be careful of glass. To
on. Chevrolet Camato, rodzaj męski. Uważaj na szkło.
- Sure. What you did
last night, that it… sorry, he is painted and punched? Jasne.
Co robiłaś poprzedniej nocy, że to... przepraszam – on jest
pomalowany I stuknięty?
- I wanna know, too.
Też bym chciała wiedzieć.
- Oooh, honey, bad
truth – alcohol? Oj, kochana, brzydka
prawda – alkohol?
- If only. Gdyby tylko.
Ray popatrzył na mnie zdumiony i
wesoła mina zmieniła się na posępną i zdenerwowaną.
- Drugs, again? Znowu narkotyki? –
zapytał, ukrywając chyba swoją wściekłość. Bardzo udanie, jak
widzę.
- Oh, it was laaast
tiiime. Oj to był ostatni raz. –
jęknęłam. – But there’s worse truth. Ale
jest coś gorszego.
- I’m listening,
like on confession. Słucham, jak na
spowiedzi.
Spojrzałam się na Ray’a i znów na
drogę.
- You know, what
cocaine does with people. Wiesz co
kokaina robi z ludzi.
- I know. Very stupid. Wiem. Bardzo
głupich (ludzi).
Spojrzałam się znów na Ray’a,
lekko zezłoszczona.
- Okay, let it be,
stupid. But it makes people … more confident. Dobra,
niech będzie, głupich. Ale sprawia że ludzie są... bardziej pewni
siebie.
- Yes. And? Tak.
I?
- This Randall was
picking up me, and I don’t remember what it was. He gave me… Ten
Randall mnie podrywał a ja nie pamiętam co to było. Dał mi...
- That I know. And
there’s the point, why you shouldn’t and better – can’t take
drugs. It’s on your laundry list, to do. To
wiem. I to powód dlaczego nie powinnaś I lepiej – nie możesz
ćpać. To jest na twojej litanii.
- So, what you did
of your laundry list? No to co zrobiłeś
ze swojej litanii?
- I’ve resigned of
CIA. Zrezygnowałem z CIA.
(bulszit,
to nie ludzie rezygnują z CIA, to CIA rezygnuje z nich, hehe)
- Well, it was very
important, and… No, to było bardzo
ważne, I...
- And what you did
from your laundry list? A ty co zrobiłaś
ze swojej litanii?
- … I’m trying
not to smoke… not too much. Staram się
nie palić... za dużo.
Ray spojrzał na mnie z politowaniem.
- I understand that
you are going home with me, right? Rozumiem
że wracasz do domu ze mną, tak?
- Yes. Tak.
- And you wanna me
to stay, right? I chcesz żebym został,
tak?
- Right. Tak.
- How long you want
to? Jak długo?
Spojrzałam się na Raya jakby tym
pytaniem chciał wymusić na mnie obrzydliwie wazeliniarską i
romantyczną postawę „CHCĘ ZOSTAĆ Z TOBĄ DO KOŃCA MEGO ŻYWOTA,
MÓJ TY ROMEŁO”.
- Till I won’t get bored with you.
Dopóki się tobą nie znudzę. – zaśmiałam się. Jestem
pokładem gówna, a nie romantycznych motylków.
- So, you will have
short course of not taking drugs, you know? No,
to będziesz miała krótki kurs nie-brania narkotyków, wiesz?
Weszliśmy do
mieszkania.
- Where you have
your little arsenal… huh? No to gdzie
jest twój mały arsenał, hę?
Podeszłam do fototapety z muzykami i
odkleiłam twarz Rogera Watersa. Tam znajdowała się dziura, w
ramie, gdzie przechowywałam to, czego nikt oprócz mnie, nie miał
prawa znaleźć.
- Take these all.
Bierz te wszystkie.
Wyjęłam garśc
koki.
- That’s all? To wszystko?
Wyjęłam dwa blistry lsd.
- Are you sure? Jesteś pewna?
Ściągnęłam cały obraz i
wytrząsnęłam całość z ram. Następnie wszystko pozbierałam, w
miarę możliwości.
- Where’s your bathroom? Gdzie
jest twoja łazienka?
Palcem wskazałam drzwi do łazienki.
- Come with me. Chodź ze mną.
Oboje nachyliliśmy się nad muszlą.
- You know, what to do. Wiesz co
robić. – spojrzał na mnie wymownie.
Z łezką w oku wyrzuciłam mój
dobytek… Ray objął mnie z tyłu i położył głowę na moim
ramieniu.
- Well, that’s
love, honey. Throw something what you like, for somebody that you
love. No, to to jest miłość kotku.
Rzuć coś co lubisz, dla kogoś kogo kochasz.
- Please, stop this
talking, antiterrorist. No proszę,
przestań gadać antyterrorysto. –
warknęłam, odwracając się do rozbawionego Raya.
- Antiterrorist?
Antyterrorysto? –
odparł, śmiejąc się. – Be my terrorist, please… Bądź
moim terrorystą, proszę. - dotknął
moich ust.
- Cuff me, del
tigre.
1
W branży porno rzecz jasna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz