- Mówiłem, że jeszcze nie. - szepnął, szukając niczego w powietrzu oczyma. - To nie odpowiednia pora. Nieważne. - zaczął się motać, jakby sam nie wiedział, co już odebrałam, a czego jeszcze nie. I niekoniecznie źle.
Przetarłam twarz, jakbym płakała i przybrałam zadumaną pozę. W rzeczy samej - moja głowa w środku przypominała jakąś Sodomę i Gomorę różnistych myśli. CO, DLACZEGO, JAK, JESTEM ŚLEPA, JEŁOPIE, EHE, A MOŻE TO ŻARTY, A MOŻE JA NAROBIŁAM NIECHCĄCY JAKICHŚ NADZIEI?
Odchrząknęłam cienko w głuszy własnego mieszkania. Jakub podniósł głowę, jakoś chyba źle to odebrał.
- Będę się zbierał... - mruknął cicho, biorąc do ręki kurtkę.
- Źle, nie, nie, zaczekaj, nadinterpretujesz, nawet głupie chrząknięcie. - wymamrotałam szybko w tempie enigmy. - Siądź, porozmawiajmy.
Spojrzał na mnie tak nieufnie, że żałowałam iż w ogóle zatrzymałam jego wychodzenie stąd.
- To nie ma sensu, jesteś pij...
- I może lepiej? - bąknęłam. - Ciężko mi... ciężko mi się oswoić z tą myślą. Ty nigdy nic nie pokazujesz, nie ukazujesz, jesteś jak jakaś dysfunkcyjna mimoza. Skąd mogłam...
- Toś powiedziała. Przyganiał kocioł garnkowi. - słusznie zauważył.
- Tak, masz rację. Też jestem mimozą. - burknęłam, bo to słuszna prawda. - I nie wkurza cię to?
- Nikt nie jest bez wad. - odparł.
- I co, też byś ze mnie wymazywał wszystko co złe?
- Jakie też? - zdziwił się. - Cholera, no nie, dlaczego miałbym kogoś zmieniać? Każdy odpowiada sam przed sobą przy lustrze. Nie mnie oceniać co robisz i jaka jesteś.
- Przecież mnie znasz.
- To co masz na myśli to chwilowe. Kiedyś sama to zrozumiesz. - uśmiechnął się, po raz pierwszy tego wieczoru.
- Bo co, bo wiesz, bo jesteś starszy, ćpałeś, jarałeś, chlałeś, nie?
- Słuchaj. - kucnął przede mną. Spojrzałam z zażenowaniem w bok. - Jestem za każdym razem w Rezerwuarze. Robię to samo co ty i cała nasza trupa teatralna. Nie mam z tym problemu. Ludzie słabi i słabsi.
- Jestem słaba, tak? - wyszlochałam ze smutkiem, jakby ktoś mi powiedział że jestem głupia. Przecież ja jestem super twarda, super komando, super żołnierz, dżarhed, pała z wojska. Nie jestem cienką cipą.
- Jesteś słabsza. Teraz. Dlatego nie chciałem ci nic mówić. Widzisz, płaczesz. - przetarł mi łzę z policzka.
O KURWA JA RYCZĘ.
- ... ale ... ale co ja mam takiego, że cię że tak powiem... trafiło na mnie? Jestem okropna.
Jakub krótko się zaśmiał, wzruszył barkami.
- Zakochałaś się kiedyś?
- Zdawało mi się że tak. - znów, spojrzałam gdzieś nie wiem gdzie.
- Nie, nie mówię o tym gadzie. Ale, czy wtedy coś cię trafiło, takie coś, że wiesz, że musisz z nim...
- Przestań, proszę.
Nastała znów dłuższa chwila ciszy.
- Dlatego to nie jest odpowiedni moment. Zrobisz coś wbrew sobie, coś głupiego, a ja jesteś ślepy na to co robisz i źle to odczytam.
- Co odczytasz?
- To zobaczysz co zrobisz. - wymamrotał, już się odwracając. Nie dosłyszałam tego, ale wiedziałam jedno, muszę go zatrzymać. Booooooney M, ja muszę, MUSZĘ!
Dopadłam go w drzwiach i jakimś dziwnym sposobem przewróciłam na ziemię. Jeb. Będę mieć pranie czerepu u sąsiadów. Ale wiecie co?
WALI MNIE TO.
- O żesz, jeny, przepraszam, ja chciałam tylko... - złapałam się za głowe. Istotnie, nie chciałam nokautować. Przywalił tak głucho w podłogę, że aż ja się skrzywiłam, a uwierzcie, że jeśli ja się krzywię (a widziałam i słyszałam w życiu dużo dziwacznych, strasznych i makabrycznych rzeczy) to musi być naprawdę ... takie wzdrygające. Aż po ciarki.
- Mówiłem że zrobisz coś głupiego, ale nie wiedziałem że akurat to. - złapał się za tył głowy.
- Zaraz przyniosę lodu, jeeeej, idź się połóż na sofę czy gdzieś... - ostatnie słowo tak jakoś mi wpadło w zdanie i zabrzmiało ... dość dwuznacznie?
Położył się na sofie, a w zasadzie tak w połowie. Przytargałam jakieś szmaty takie worki na lód i przyłożyłam w tył głowy.
- Cholera, jakie zimne! - syknął.
- A weź nie marudź chłopie. - poczułam się już normalnie. No może nie do końca, bo stałam za nim, trzymając worek na głowie (oczywiście nie swojej) a drugą za podbródek i nie wiem czemu, przytuliłam (tak to określę) ją do swojego sadła.
O ja, ale ma fajny zarost. - pomyślałam sobie.
- I lepiej już? - mruknęłam zakłopotana.
- Mhm. - potwierdził. - Zuzka, ja już naprawdę muszę i lepiej będzie jak ... - zaczął, ale ja siadłam obok i zaczęłam świdrować wzrokiem.
- Nie kręć już. Wiem już co czujesz do mnie. Oboje wiemy. Nie magluj mnie tu piosenkami, i wiem że nie powiesz tego wprost, bo jesteś facetem.
- Nie chciałem ci tego mówić, bo wiem, że w takiej sytuacji bardzo ci się spodoba jakieś inne męskie ramię. Na przykład moje, idąc na łatwiznę.
- Jaką, cholera, łatwiznę?
- Dostajesz wszystko na talerzu. Mnie.
Chwilę pomyślałam. Ma rację, oj.
- A co, chcesz udawać niedostępnego? - głupio zapytałam.
- Nie. - wstał już wyraźnie z tej swojej dziwnej pozycji. - Może słabo umiem odczytywać twoje sygnały, ale teraz jestem niemalże pewien, że wiesz że jestem twój. Nie chcę być kimś, kto zapełni twoją pustkę po innym. Chciałbym być kimś kto na taka pustkę nie zezwoli.
- I wiesz co?
- Co. - mruknął znów, kolejny raz idąc do drzwi.
- I teraz zrobię to coś głupiego o czym myślałeś.
*ZAGADKA - CO TO TAKIEGO?
Scenariusz ten sam, budzę się twarzą
w dół na piersi znajomego mi mężczyzny. Tak samo, jak zwykle,
kompletnie nago, tylko kołdra przykrywała nas od pasa w dół.
Jakub nie spał, podniosłam się
lekko, z uwagą i wstydem, aby nie ukazywać mu w świetle dziennym
mojej nagości. Popatrzył na mnie takim monotonnym wzrokiem i
pogładził po ramieniu. Ja również patrzyłam na niego niezbyt
wesoło… OJJJJJ CZUŁAM SIĘ JAKBYM MIAŁA 15 LAT I WŁAŚNIE POSZŁA DO ŁÓŻKA Z PIERWSZYM LEPSZYM ŻIGOLEM, A MAMA ZARAZ WRÓCI ZE SKLEPU.
- Jesteś piękna. – stwierdził
krótko i dosadnie. – Zwłaszcza w tym stroju. – uśmiechnął
się. - Rozumiem, że chcesz, aby to zostało
między nami?
- A co, chciałeś się komuś
pochwalić? – parsknęłam.
- Nie, po prostu chcę się upewnić,
czy dobrze myślę. Ja również nie chcę być zadręczany przez
Wenoma i Hewletta.
- Wszystko co tutaj się działo,
zostaje między nami. – wyciągnęłam w jego stronę rękę, którą
uścisnął. Położyłam się z powrotem, głaszcząc jego ramię.
- Czytałaś tę kartkę od niego? –
zapytał, koniuszkami palców masując mi plecy.
- Nie. – mruknęłam szybko.
- Nadal go kochasz?
- Myślę, że nawet nienawidzę. –
odwróciłam twarz w jego stronę, spoglądając na jego posępną
minę.
- A czy ty… czy ty mnie byś kochała,
jak jego … ?
Odpowiedziałam na to pytanie
milczeniem, przybliżyłam się do jego szyi.
- Jeśli byś się zasłużył, to
pewnie tak. – szepnęłam. – Pamiętasz, że zawsze mówiłam, że
jeśli zostanę westalką do trzydziestki, to pójdę do ciebie?
- Tak.
- I jak myślisz, dlaczego do ciebie?
- Bo jestem kimś bliskim tobie, ale nie umiesz mnie kochać.
- Ale żeś to ujął, panie remuatyczny. Ale nie nawet o
to… chodzi o to, że nie jesteś takim wyrzynaczem, jak Wenom, czy
On. Jesteś prawdziwie romantycznym i nienahalnym facetem. Powinnam
za ciebie wyjść, wiesz?
Kuba spojrzał na mnie podobnie jak
wczoraj.
- Zrobiłabyś to? Wyszłabyś za mnie?
- Nie czas na takie obietnicę, ale
jeśli miałabym wybierać pomiędzy zdrajcami i debilami… Wolę ciebie.
…
Usiadłam na chacie w kurtce, kiedy
odwiozłam Kubę i glapiłam się w telewizor przez jakieś 15 minut.
Zachciało mi się papierosa, zaczęłam więc grzebać po
kieszeniach, szukając zapalniczki. W pewnej chwili nawinęła mi się
pod rękę kuleczka papieru. Zmarszczyłam brwi i wiedziałam.
Wiedziałam, że to przeczytam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz