Chanka

Chanka

sobota, 6 grudnia 2014

Zaufałam Ci a w zamian przyjebałaś mi w pysk, czymś bardzo ciężkim.

I jej odpaliłam, sama kątem oka na to patrząc. Jęki jak z kortu Azarenki, a pomruki jak niedźwiedź w gąszczu. Zaciekawiona oglądała, i gdy się skończyło, stwierdziła, że te seks taśmę musi pokazać. Jeffowi, aby się nauczył kilku sztuczek.
- Jesteś głupia. - stwierdziłam.
- No może.
- No, i więc nie mów, że leżę jak kłoda. To akurat co puściłam, to na Kubie.
- TO był Kubuś? O jacie!
- Nie, w Hawanie, na Kubie, kraj Kuba, Fidel de Castro, Che Guevara…
- A ty z Kubusiem, też, nie?
- Też, ale tego nie nagrywałam. Nawet jakbym nagrała, to byś nie zobaczyła, bo to zbyt prywatne.
- To chyba też.
- To już skończyłam.
- A więc, chcesz się zabrać za Kubę?
- Nie, po prostu jestem lojalna, jak on wobec mnie.
- Ta. A on wiesz jak się zmienił… Paker taki, przystojny, nie taki Kostek. Zmężniał strasznie, w sensie, wiesz mięsko, rzeźba, no Ceron mi pokazywał zdjęcie na fejsie, to kazałam mu się tak samo zrobić, bo to wzór.
- I po co mi to mówisz? Przecież powiedziałam, że ja już nie…
- Dooobrze, ja ci tylko mówię. Strasznie się potem zmienił, jak wyjechał, tylko tyle. O, patrz odpisał nam gościu od chaty… jutro możemy obejrzeć i nawet kupić, jeśli nam się śpieszy… super. Jedziemy jutro… ty wiesz co… nie mogę wstaaaać…

Wiedziałam, że tak to się skończy.

W pół schlana, sprowadziłam ją na dół do samochodu, i niewiele myśląc, wyjechałam na drogę. Byłam już po połówce, nie dopiłam tej zero siódemki. A Baśka już była naprawdę napita. W pewnej chwili, zdałam sobie sprawę, że to głupota, nie usram jej przed Ceronem. I dokładnie w tej samej chwili na horyzoncie, zza zakrętu wyjechała policja. O super. Zaraz mnie wsadzą do kokodżambo, i skończy się odcinanie…
Niewiele myśląc, zatrzymałam się, włączyłam awaryjne i wyszłam, niby coś do bagażnika szukać (choćby koła zapasowego). Co gorsza policja się zatrzymała (a był to środek nocy), i jeden wyszedł do mnie.
- Dobry wieczór proszę pani. – zasalutował.
- Dobry wieczór… yyy – zerknęłam na pagon – aspirancie. W czym mogę służyć? Jakiś problem?
- Tu jest zakaz zatrzymywania. Nie wolno się tu zatrzymywać.
- Ekhem, a wy, to niby co zrobiliście? – mruknęłam.
- No, my jesteśmy policja.
- A ja jestem z wojska, bardzo mi miło. I ja włączyłam awaryjne światła, które, jak sama nazwa wskazuje, oznaczają awarię. I jeśli mam awarię, o powiedzmy, hamulca, to co, mam jechać dalej, aby rozjechać pieszego na najbliższym skrzyżowaniu?
- No, nie, proszę pani, ale… A co się w ogóle stało?
- Yyyy… - zaczęłam wymyślać. – bezpiecznik mi wysiadł od zegarów, gówno widzę, muszę znaleźć zapasowe. Nic więcej.
- Dobrze, a proszę pójść za mną.
Wkurzona rzuciłam apteczkę, w której szukałam bezpieczników, i poszłam za policjantem, lekko się chwiejąc, ale gdy się odwrócił, aby zobaczyć czy idę, trzymałam się w pionie, aby nic nie ogarnął. Gdy tylko się odwrócił z powrotem, moje nogi zaczęły same tańczyć salsę.
- Proszę pani, powinniśmy panią odholować… Ale tego nie zrobimy.
- No, to co chcecie…?
- Proszę tylko dokumenty.
Wyraźnie zdenerwowana, wyciągnęłam pęk dokumentów.
- Moje też?
- Tak.
Podałam mu prawo jazdy i dowód rejestracyjny.
- Proszę mi także okazać dowód osobisty, chcę sprawdzić pani tożsamość.
- Oj, takiego fantu to ja tu nie mam. – wyraźnie się zakłopotałam… - Może być książeczka wojskowa? – specjalnie skłamałam. Zaraz wam powiem po co.
- Może być.
- Proszę.
- No, to pani… pani major Deszcz… yyy… proszę oto pani dokumenty. Radziłbym się stosować do przepisów, dziękuję, nie do widzenia.
Dlaczego to zrobiłam? Każdy, i kanar w emce, i konduktor dębieje jak widzi majora, a pod tym z jakiej formacji. Boją się tych ludzi, i ich nie dręczą.
Zadowolona, wróciłam za kierownicę, zawróciłam i odjechałam. Po kilkudziesięciu metrach ogarnęłam, że przecież miały mi wysiąść bezpieczniki od zegarów. I ów policjant stał tam, nagle wbiegł do radiowozu, no i dupa. Dupa, dupa i dupa. Zjebałaaaaaam.
Baśka się obudziła jak już byłam przykuta kajdankami do kierownicy, a policjant stał i gadał z drugim.
- Tsooo jeeeeest…? – ziewnęła.
- Tak się składa, że złapała mnie policja.
- Aha, no i … ? – zapytała bez emocji. – O kurwa jebana mać w pizdu ty piłaś wódę! – ryknęła. Policjanci szybko się odwrócili i zmierzyli mnie wzrokiem.
- Cicho bądź, dzięki, jeszcze lepiej teraz. Jak na razie, to chcieli mnie udupić za okłamywanie i bezpodstawne używanie świateł awaryjnych, a teraz… super.
Policjanci chcieli już podchodzić, gdy w mojej furze w radiu puścili Unchained Melody.
- Eeeej, ale ta biba dwa dni temu to była zaaaajeeeebistaaaaaaa! – ryknęłam. – Ja wypiłaaaam jeszcze cztery piwaa, ogarniasz! – zaczęłam udawać.
- O nie, ty piłaś wódę! – zrozumiała i Baśka.
- Było w chuj zajebiścieee he he. – krzyknęłyśmy.
Bujałyśmy się w rytm melodii śpiewając, a raczej fałszując tę piękną piosenkę. Po co?
Trzeba było narobić hałasu, to nas puszczą.
- OOOOO maj looooow, maaaaj muuuustaaaang, stilll maaaaaajn, oooooooooo aaaj looove maj mustanggg, aaaaaj low maj car. Hi iii isssss maaaaajjjj looooweeeeeeer, tuuuuu miii ii…
W tej samej chwili się skończyło i zaczęła się You’re my heart, you’re my soul.
- Dip in ma hart derez fajer de Burnin hart. – zaczęłam ja.
- Dip in ma hart is dezajer forest ston. – włączyła się Baśka.
- Im lajing in dewołszon. – zaczęłam kręcić wycieraczkami w realu i rękami.
- itz maj łor tu plaj a siwi. – zaczęła kręcić i Baśka.
- Im living in ma, living in ma drims… - zaczełyśmy się trząść.
- Yomaha!
- Yomaso!
- Ajl kip it szajning ewryłere aj goł!
...
Policjant podszedł, bez słowa oddał mi dokumenty. Wracając, dodał coś, że zrobili to tylko dlatego że jestem niedaleko od domu, na co ja odparłam, że tam wracam właśnie.

I wróciłyśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz