I jej
odpaliłam, sama kątem oka na to patrząc. Jęki jak z kortu Azarenki, a pomruki
jak niedźwiedź w gąszczu. Zaciekawiona oglądała, i gdy się skończyło,
stwierdziła, że te seks taśmę musi pokazać. Jeffowi, aby się nauczył kilku
sztuczek.
- Jesteś głupia. - stwierdziłam.
- No może.
- No, i więc
nie mów, że leżę jak kłoda. To akurat co puściłam, to na Kubie.
- TO był
Kubuś? O jacie!
- Nie, w
Hawanie, na Kubie, kraj Kuba, Fidel de Castro, Che Guevara…
- A ty z
Kubusiem, też, nie?
- Też, ale
tego nie nagrywałam. Nawet jakbym nagrała, to byś nie zobaczyła, bo to zbyt
prywatne.
- To chyba
też.
- To już
skończyłam.
- A więc,
chcesz się zabrać za Kubę?
- Nie, po
prostu jestem lojalna, jak on wobec mnie.
- Ta. A on
wiesz jak się zmienił… Paker taki, przystojny, nie taki Kostek. Zmężniał
strasznie, w sensie, wiesz mięsko, rzeźba, no Ceron mi pokazywał zdjęcie na
fejsie, to kazałam mu się tak samo zrobić, bo to wzór.
- I po co mi
to mówisz? Przecież powiedziałam, że ja już nie…
- Dooobrze,
ja ci tylko mówię. Strasznie się potem zmienił, jak wyjechał, tylko tyle. O,
patrz odpisał nam gościu od chaty… jutro możemy obejrzeć i nawet kupić, jeśli
nam się śpieszy… super. Jedziemy jutro… ty wiesz co… nie mogę wstaaaać…
Wiedziałam,
że tak to się skończy.
W pół
schlana, sprowadziłam ją na dół do samochodu, i niewiele myśląc, wyjechałam na
drogę. Byłam już po połówce, nie dopiłam tej zero siódemki. A Baśka już była
naprawdę napita. W pewnej chwili, zdałam sobie sprawę, że to głupota, nie usram
jej przed Ceronem. I dokładnie w tej samej chwili na horyzoncie, zza zakrętu wyjechała
policja. O super. Zaraz mnie wsadzą do kokodżambo, i skończy się odcinanie…
Niewiele
myśląc, zatrzymałam się, włączyłam awaryjne i wyszłam, niby coś do bagażnika
szukać (choćby koła zapasowego). Co gorsza policja się zatrzymała (a był to
środek nocy), i jeden wyszedł do mnie.
- Dobry
wieczór proszę pani. – zasalutował.
- Dobry
wieczór… yyy – zerknęłam na pagon – aspirancie. W czym mogę służyć? Jakiś
problem?
- Tu jest
zakaz zatrzymywania. Nie wolno się tu zatrzymywać.
- Ekhem, a
wy, to niby co zrobiliście? – mruknęłam.
- No, my
jesteśmy policja.
- A ja
jestem z wojska, bardzo mi miło. I ja włączyłam awaryjne światła, które, jak
sama nazwa wskazuje, oznaczają awarię. I jeśli mam awarię, o powiedzmy,
hamulca, to co, mam jechać dalej, aby rozjechać pieszego na najbliższym
skrzyżowaniu?
- No, nie,
proszę pani, ale… A co się w ogóle stało?
- Yyyy… -
zaczęłam wymyślać. – bezpiecznik mi wysiadł od zegarów, gówno widzę, muszę znaleźć zapasowe. Nic więcej.
- Dobrze, a
proszę pójść za mną.
Wkurzona
rzuciłam apteczkę, w której szukałam bezpieczników, i poszłam za policjantem,
lekko się chwiejąc, ale gdy się odwrócił, aby zobaczyć czy idę, trzymałam się w
pionie, aby nic nie ogarnął. Gdy tylko się odwrócił z powrotem, moje nogi
zaczęły same tańczyć salsę.
- Proszę
pani, powinniśmy panią odholować… Ale tego nie zrobimy.
- No, to co
chcecie…?
- Proszę
tylko dokumenty.
Wyraźnie
zdenerwowana, wyciągnęłam pęk dokumentów.
- Moje też?
- Tak.
Podałam mu
prawo jazdy i dowód rejestracyjny.
- Proszę mi
także okazać dowód osobisty, chcę sprawdzić pani tożsamość.
- Oj,
takiego fantu to ja tu nie mam. – wyraźnie się zakłopotałam… - Może być
książeczka wojskowa? – specjalnie skłamałam. Zaraz wam powiem po co.
- Może być.
- Proszę.
- No, to
pani… pani major Deszcz… yyy… proszę oto pani dokumenty. Radziłbym się stosować do przepisów, dziękuję, nie do widzenia.
Dlaczego to
zrobiłam? Każdy, i kanar w emce, i konduktor dębieje jak widzi majora, a pod
tym z jakiej formacji. Boją się tych ludzi, i ich nie dręczą.
Zadowolona,
wróciłam za kierownicę, zawróciłam i odjechałam. Po kilkudziesięciu metrach
ogarnęłam, że przecież miały mi wysiąść bezpieczniki od zegarów. I ów policjant
stał tam, nagle wbiegł do radiowozu, no i dupa. Dupa, dupa i dupa.
Zjebałaaaaaam.
Baśka się
obudziła jak już byłam przykuta kajdankami do kierownicy, a policjant stał i
gadał z drugim.
- Tsooo
jeeeeest…? – ziewnęła.
- Tak się
składa, że złapała mnie policja.
- Aha, no i
… ? – zapytała bez emocji. – O kurwa jebana mać w pizdu ty piłaś wódę! –
ryknęła. Policjanci szybko się odwrócili i zmierzyli mnie wzrokiem.
- Cicho
bądź, dzięki, jeszcze lepiej teraz. Jak na razie, to chcieli mnie udupić za
okłamywanie i bezpodstawne używanie świateł awaryjnych, a teraz… super.
Policjanci
chcieli już podchodzić, gdy w mojej furze w radiu puścili Unchained Melody.
- Eeeej, ale
ta biba dwa dni temu to była zaaaajeeeebistaaaaaaa! – ryknęłam. – Ja wypiłaaaam
jeszcze cztery piwaa, ogarniasz! – zaczęłam udawać.
- O nie, ty
piłaś wódę! – zrozumiała i Baśka.
- Było w
chuj zajebiścieee he he. – krzyknęłyśmy.
Bujałyśmy
się w rytm melodii śpiewając, a raczej fałszując tę piękną piosenkę. Po co?
Trzeba było
narobić hałasu, to nas puszczą.
- OOOOO maj
looooow, maaaaj muuuustaaaang, stilll maaaaaajn, oooooooooo aaaj looove maj
mustanggg, aaaaaj low maj car. Hi iii isssss maaaaajjjj looooweeeeeeer, tuuuuu
miii ii…
W tej samej
chwili się skończyło i zaczęła się You’re my heart, you’re my soul.
- Dip in ma hart derez fajer de
Burnin hart. – zaczęłam ja.
- Dip in ma hart is dezajer forest
ston. – włączyła się Baśka.
- Im lajing
in dewołszon. – zaczęłam kręcić wycieraczkami w realu i rękami.
- itz maj
łor tu plaj a siwi. – zaczęła kręcić i Baśka.
- Im living
in ma, living in ma drims… - zaczełyśmy się trząść.
- Yomaha!
- Yomaso!
- Ajl kip it
szajning ewryłere aj goł!
...
Policjant
podszedł, bez słowa oddał mi dokumenty. Wracając, dodał coś, że zrobili to
tylko dlatego że jestem niedaleko od domu, na co ja odparłam, że tam wracam
właśnie.
I wróciłyśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz