Drugiego
dnia siedziałam już jako dyżurny opatrywacz sama, bo reszta poszła pomóc przy
jakimś tam rozpakowywaniu zaopatrzenia. Miałam dużo czasu na zastanowienie się,
kim był ten facet, co mi znajomo wygląda, gdy w pewnym momencie wbił do namiotu
nieco przestraszony żołnierz z tamtego oddziału. Jak mnie zobaczył, to tylko
się uśmiechnął i mruknął – o proszę, niedoszła żeniaczka Karlika. Zrobiłam minę
jakby mnie ktoś tym skrzywdził i zapytałam, co jest.
- Oj, przepychaliśmy
się z chłopakami i wleciałem na pęk drutu, tyle z tego wyszło, że pokaleczyłem
się o tu z tyłu na barku, z boku i drasnąłem się na brzuchu… zresztą widać,
krew leci.
- Siadaj. –
wstałam, idąc po opatrunki i coś do dezynfekcji.
- Pani jest
trochę zbyt rosła na sanitariuszkę, albo mi się zdaje, albo pani jest tu za
karę, taką ma pani minę. – roześmiał się.
- W rzeczy
samej, w rzeczy samej. – westchnęłam, wracając. – Nie żeby coś, ale musisz
kolego zdjąć koszulkę.
- Kurczę
przed taką laską, to ja się wstydzę. – parsknął.
- Nie ma
czego. Nie każę ściągać spodni przecież. – uśmiechnęłam się.
- O nie, co
za cios! – zaczął się śmiać. – Nie dość że ładna, to jeszcze zabawna. –
uśmiechał się.
- Proszę
mnie nie podrywać. – mrugnęłam okiem.
- A to
przepraszam, nie chcę dostać od męża. – śmiał się dalej.
- Nie o to
chodzi… - śmiałam się. – Ściągaj panie.
- Mówi pani
jak mój dowódca! Też tak samo, gadaj pan, przynieś panie, panie, gdzie są pana
zasady? Kurczę, chyba to jakaś gwara.
Zmierzyłam
go wzrokiem.
- Dobrze już
ściągam. – posłusznie wypełnił rozkaz.
Kurczę,
nawet nie wiedziałam, że robota sanitariuszki może być taka fajna jak mizianie
wacikiem po plecach umięśnionego faceta. Teraz plecy, a potem jeszcze boczek i
brzusio. Co za medyczna Kamasutra! J
Chyba dlatego
tak cenią te służbę zdrowia.
- Dobra,
plecy są załatwione. Bolało?
-
Troszeczkę… chociaż, nie, tak w ogóle to nie.
- Tak, tak.
– mruknęłam. – Proszę się położyć.
- Dobrze to
brzmi. – spojrzał się na mnie i mrugnął okiem.
- Proszę
sobie nie wyobrażać. – roześmiałam się i nachyliłam do jego twarzy. – Jakbym
chciała tego, o czym pan myśli, to dawno bym pana rzuciła na leżankę. –
wyszeptałam. – Ale tego nie zrobiłam! – podniosłam głos.
- Byłoby
niewątpliwie przyjemnie. – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- A tak na
marginesie… - zaczęłam, dezynfekując bok. – wy jesteście od tych pali, tak?
- Tak, o
widziałem, jak się pani na nas łakomie patrzyła. – zadrżał brwiami.
- No dobrze,
może i tak. Jak się nazywa wasz dowódca?
- A chce mu
pani kablować? – zapytał całkiem poważnie.
- Nie, po
prostu zdaje mi się, że go znam. – odparłam, przechodząc do brzucha. Ten
syknął, i chrząknął.
- A takie
informacje nie są za darmo. – spojrzał gdzieś niewinnie w sufit.
- No nie. –
uśmiechnęłam się. – A za co? – docisnęłam wacik, aby wody więcej spłynęło.
- Ałł…
specjalnie tak, huhm? Nieładnie. To będzie kosztować… buziaka tak na dobry
początek. – wskazał palcem swój policzek.
- Bez
możliwości targowania? – wybuchnęłam śmiechem.
- Jak pani
chce się targować, to ja będę podwyższał stawkę. W dół, jeśli pani wie, o czym
myślę. – znów zboczenie się na mnie popatrzył.
- No dobrze,
mały żołnierzyku, masz. – i spełniłam jego prośbę. – A teraz mów.
- Achh… no
więc tak. Moim dowódcą jest zasłużony były radiotelegrafista, przekwalifikowany
na komandosa porucznik Jakub Rawiński.
Odłożyłam
waciki i opatrzyłam rany w ekspresowym tempie.
- To będzie
wszystko. Dziękuję. – odparłam, siedząc na stołku, gapiąc się ślepo w
powietrze.
- To ja
dziękuję. – uśmiechnął się, ubierając się. – Do widzenia!
- Raczej
lepiej dla ciebie byś często tu nie bywał. – parsknęłam bezwiednie. W dalszym
ciągu myślałam o tym, czy to jest jakaś zbieżność nazwisk, no ale to jest
niezbyt możliwe, no bo inaczej bym go nie poznała, nieprawda?
Wstałam i
zaczęłam szukać u siebie w kurtce chociażby jednego starego papierosa. Choćby
zwietrzałego. Niestety nie udało się…
Gdy ekipa
wróciła, Kacha zobaczyła, że jakaś blada jestem, i może lepiej, żebym się
przewietrzyła. Tak też zrobiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz