Chanka

Chanka

czwartek, 4 grudnia 2014

"Ale Ty jesteś zimna jak lód, obojętna jak głaz. Wolisz być sama, zupełnie sama..."

Po wyjściu ze szpitala, postanowiłam wszystko zmienić. Przede wszystkim, musiałam naprawić relację z Baśką, która się na mnie okrutnie obraziła (słusznie!), kiedy jej wyrzucałam, że Ray  jest nie winny a ona go chamsko oskarża. Moja wina.
Wyglądało to nieziemsko, bo gdy przyszłam do Ceronów, Baśka miała strasznie zaciętą minę. Cerona na szczęście nie było, bo by się z nas śmiał – w sumie, to i tak wszyscy mieli niezły polew z naszych obrażanek. Ja pojęłam swój błąd, i wszystko wytłumaczyłam, dodając, że miała rację, ze to toksyczne. I szczerze mówiąc, jej reakcji się nie spodziewałam, bo przyjęła mnie jak marnotrawnego. Jeszcze tego samego dnia kazała mi przyjść w tym samym tygodniu, bo będziemy ‘odmieniać moje życie’. Mam nadzieję, że to coś pomoże.
Druga rzecz, to było uświadomienie Hewletta. Wprawdzie on napierał na to, abym wróciła do  Ray’a, i dokładnie mu objaśniłam z Baśką, gdzie leżał błąd. Obiecał nigdy  się nie wtrącać do jakiegokolwiek związku do którego nie należy.
Wenom. Wenomowi  nic nie trzeba tłumaczyć, on to po prostu wiedział. Podśmiewał się trochę ze mnie, już bez asysty Baśki, ale stwierdził, że z tą 30-stką na karku, to i jemu rozum do głowy przychodzi. Oświadczył, że kończy swoją działalność punktu krycia klaczy.  I z narkotykami także koniec. Chyba moja zmiana wniosła trochę zmian do innych żyć, na lepsze.
Siedzieliśmy sobie u Stefana, ale za barem była jego żona, tak więc rozmowa była na poziomie i przyzwoita.
Wenom od razu dodał, że fakt iż rozum zadziałał mu wtedy  gdy  i mi, nie ma nic ze mną wspólnego, oprócz tego, że nauczył się na moich błędach. I aby nie czytać tego jako zachętę do związku, na co odparłam, że nie chcę już żadnego.
- Kobiecie trudno jest wytrzymać bez mężczyzny. – mruknął, mając ze mnie ubaw. – Tobie zwłaszcza.
- Dlaczego akurat mi? – zapytałam psychoANALityka, lekko zaciekawiona.
- Raz, z fizjologicznych względów, chyba wiesz o  czym mówię. – roześmiał się. – Ale nie to jest główną przyczyną. Ty potrzebujesz kogoś, kto będzie się Tobie przeciwstawiał, ale uczestniczył w głupich pomysłach, i potem wyśmiewał, że to było głupie. Kogoś, kto ściągnie cię na ziemię, jeśli tego trzeba. I kogoś, kto znajdzie sobie na ciebie bardzo odpowiednią smycz, której nie będziesz widzieć, a on jej nie będzie wykorzystywał do celów innych niż protekcja.
- Mów, panie, bo gadasz pan ciekawie. – parsknęłam.
- Szczerze? Trudno o takiego. 99% facetów używało by tej smyczy, aby robić coś, co byłoby dla nich dobre. I znam taki 1%.
- Kuba. – mruknęłam. Wenom tylko twierdząco mruknął i pokiwał głową.
- To była twoja szansa…
- Ale ją spieprzyłam, i nie odwrócę tego. I nie róbcie mi jakichś z nim niby to przypadkowych spotkań. Głupio mi, to raz, a dwa – niech dobry facet się nie marnuje. Ja już postanowiłam…
- Nie jestem taki jak Hewlett. To wasza wspólna decyzja, a mało brakowało…
- Czego, brakowało?
- On chciał ci się oświadczyć.
- Kuba?
- Kuba. Jakby ci to delikatniej powiedzieć – po prostu czekał na dobry moment. I nie doczekał…
- Mówisz to, żeby mnie przekonać.
- Nie, ja ci po prostu uświadamiam, jak bardzo spierdoliłaś. – roześmiał się.
- Dzięki, dobry z ciebie kumpel. Tobie też mam przypomnieć jak spierdoliłeś? – warknęłam ze śmiechem.
- Nie musisz. Ja to po prostu wiem, i zdaję sobie z tego sprawę. Dodatkowo – nie odkręcę tego. Jill nie żyje.
- Właśnie. I szczerze sobie życzę tak wesołego podejścia do życia po traumatycznym  rozstaniu. Zresztą… traktujmy go jako kolegę. I traktujmy siebie jako kolegów. Nie ma go tu, nie ma o  czym rozmawiać…
- No, po za tym, że się zmienił…
- Zmienił? Niby na co? I w co?
- Przecież nie chcesz o tym rozmawiać.
- A racja… no i wracając do zmian, to Baśka ma jakiś extra plan zmian. Nie wiem na czym polega, ale jutro ma do mnie wbić, i kazała kupić coś na wątrobę. Fajne te zmiany, szczerze mówiąc, bo kazała mi kupić dwie zero siódemki.
- Nie wiem, co ma na myśli, ale Ceron chyba nie będzie zadowolony z tego… wiesz, w końcu, mąż.
- Mąż czy nie mąż, człowiek chyba. Myślę, że zrozumie. Pobrali się dosyć dawno, więc wiesz… chyba się nie docierają, nie? – parsknęłam, ze śmiechem, widząc to docieranie.
- Nie mnie się pytaj, no ja im w tym nie pomagam. – roześmiał się. – Lepiej by było po prostu, aby do domu przyszła trzeźwa.
Zgodnie z zaleceniem Baśki kupiłam i dwie zero siódemki, i chipsy, i pifko, i lody… Wszystko chyba czym można zaleczać ból nie idąc do apteki.
Około 17 przyszła i od razu, bez głupiego gadania, wypakowała wielką teczkę i kazała odpalać kompa. Lekko zdziwiona, posłusznie wypełniłam rozkaz, i czekałam, co każe robić. Będziemy nakurwiać w LOLa?
Otworzyłyśmy każda swoją 0,7.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz