Po wyjściu
ze szpitala, postanowiłam wszystko zmienić. Przede wszystkim, musiałam naprawić relację z Baśką, która się na mnie okrutnie obraziła (słusznie!), kiedy jej
wyrzucałam, że Ray jest nie winny a ona
go chamsko oskarża. Moja wina.
Wyglądało to
nieziemsko, bo gdy przyszłam do Ceronów,
Baśka miała strasznie zaciętą minę. Cerona na szczęście nie było, bo by się z
nas śmiał – w sumie, to i tak wszyscy mieli niezły polew z naszych obrażanek.
Ja pojęłam swój błąd, i wszystko wytłumaczyłam, dodając, że miała rację, ze to
toksyczne. I szczerze mówiąc, jej reakcji się nie spodziewałam, bo przyjęła
mnie jak marnotrawnego. Jeszcze tego samego dnia kazała mi przyjść w tym samym
tygodniu, bo będziemy ‘odmieniać moje życie’. Mam nadzieję, że to coś pomoże.
Druga rzecz,
to było uświadomienie Hewletta. Wprawdzie on napierał na to, abym wróciła do
Ray’a, i dokładnie mu objaśniłam z Baśką, gdzie leżał błąd. Obiecał
nigdy się nie wtrącać do jakiegokolwiek
związku do którego nie należy.
Wenom.
Wenomowi nic nie trzeba tłumaczyć, on to
po prostu wiedział. Podśmiewał się trochę ze mnie, już bez asysty Baśki, ale
stwierdził, że z tą 30-stką na karku, to i jemu rozum do głowy przychodzi.
Oświadczył, że kończy swoją działalność punktu krycia klaczy. I z narkotykami także koniec. Chyba moja zmiana wniosła trochę zmian
do innych żyć, na lepsze.
Siedzieliśmy
sobie u Stefana, ale za barem była jego żona, tak więc rozmowa była na poziomie
i przyzwoita.
Wenom od
razu dodał, że fakt iż rozum zadziałał mu wtedy
gdy i mi, nie ma nic ze mną
wspólnego, oprócz tego, że nauczył się na moich błędach. I aby nie czytać tego jako zachętę do związku, na
co odparłam, że nie chcę już żadnego.
- Kobiecie
trudno jest wytrzymać bez mężczyzny. – mruknął, mając ze mnie ubaw. – Tobie
zwłaszcza.
- Dlaczego
akurat mi? – zapytałam psychoANALityka, lekko zaciekawiona.
- Raz, z
fizjologicznych względów, chyba wiesz o
czym mówię. – roześmiał się. – Ale nie to jest główną przyczyną. Ty
potrzebujesz kogoś, kto będzie się Tobie przeciwstawiał, ale uczestniczył w
głupich pomysłach, i potem wyśmiewał, że to było głupie. Kogoś, kto ściągnie
cię na ziemię, jeśli tego trzeba. I kogoś, kto znajdzie sobie na ciebie bardzo
odpowiednią smycz, której nie będziesz widzieć, a on jej nie będzie wykorzystywał do celów innych
niż protekcja.
- Mów,
panie, bo gadasz pan ciekawie. – parsknęłam.
- Szczerze?
Trudno o takiego. 99% facetów używało by tej smyczy, aby robić coś, co byłoby
dla nich dobre. I znam taki 1%.
- Kuba. –
mruknęłam. Wenom tylko twierdząco mruknął i pokiwał głową.
- To była
twoja szansa…
- Ale ją
spieprzyłam, i nie odwrócę tego. I nie róbcie mi jakichś z nim niby to
przypadkowych spotkań. Głupio mi, to raz, a dwa – niech dobry facet się nie
marnuje. Ja już postanowiłam…
- Nie jestem
taki jak Hewlett. To wasza wspólna decyzja, a mało brakowało…
- Czego,
brakowało?
- On chciał
ci się oświadczyć.
- Kuba?
- Kuba.
Jakby ci to delikatniej powiedzieć – po prostu czekał na dobry moment. I nie
doczekał…
- Mówisz to,
żeby mnie przekonać.
- Nie, ja ci
po prostu uświadamiam, jak bardzo spierdoliłaś. – roześmiał się.
- Dzięki,
dobry z ciebie kumpel. Tobie też mam przypomnieć jak spierdoliłeś? – warknęłam
ze śmiechem.
- Nie
musisz. Ja to po prostu wiem, i zdaję sobie z tego sprawę. Dodatkowo – nie
odkręcę tego. Jill nie żyje.
- Właśnie. I
szczerze sobie życzę tak wesołego podejścia do życia po traumatycznym rozstaniu. Zresztą… traktujmy go jako kolegę.
I traktujmy siebie jako kolegów. Nie ma go tu, nie ma o czym rozmawiać…
- No, po za
tym, że się zmienił…
- Zmienił?
Niby na co? I w co?
- Przecież
nie chcesz o tym rozmawiać.
- A racja…
no i wracając do zmian, to Baśka ma jakiś extra plan zmian. Nie wiem na czym
polega, ale jutro ma do mnie wbić, i kazała kupić coś na wątrobę. Fajne te
zmiany, szczerze mówiąc, bo kazała mi kupić dwie zero siódemki.
- Nie wiem,
co ma na myśli, ale Ceron chyba nie będzie zadowolony z tego… wiesz, w końcu,
mąż.
- Mąż czy
nie mąż, człowiek chyba. Myślę, że zrozumie. Pobrali się dosyć dawno, więc
wiesz… chyba się nie docierają, nie? – parsknęłam, ze śmiechem, widząc to
docieranie.
- Nie mnie
się pytaj, no ja im w tym nie pomagam. – roześmiał się. – Lepiej by było po
prostu, aby do domu przyszła trzeźwa.
Zgodnie z
zaleceniem Baśki kupiłam i dwie zero siódemki, i chipsy, i pifko, i lody… Wszystko
chyba czym można zaleczać ból nie idąc do apteki.
Około 17
przyszła i od razu, bez głupiego gadania, wypakowała wielką teczkę i kazała
odpalać kompa. Lekko zdziwiona, posłusznie wypełniłam rozkaz, i czekałam, co
każe robić. Będziemy nakurwiać w LOLa?
Otworzyłyśmy
każda swoją 0,7.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz