Chanka

Chanka

sobota, 13 grudnia 2014

ej, dziś w klubie będzie beng...

- Tak, masz rację. Wydaje ci się!
- NO PANI MAJOR! – burknął. – Myślałem że będzie rozmowa na poziomie.
- Wiesz, jakbym chciała szukać Twojego poziomu, to na pewno bym musiała wyskoczyć z tego samolotu. Obiektywnie rzecz biorąc, percepcja mojej mentalności, nie obliguje do dalszej konwersacji z tobą patrząc przez pryzmat wizualnych aspektów tej kwestii. Dziękuję. – odwróciłam się do okna.
- Oj pani, jak jakiś król… - przekrzywił się.
- Pewnie. Powiedział – władca kurzu – tak zwany TUMAN. – odparłam lekceważąco.
- Wie pani co? Pani jest strasznie naiwna, bo myśli pani, że ja panią podrywam. – uśmiechnął się.
- Ty jesteś za to strasznie głupi, bo pewnie oglądasz pornosy do końca, myśląc że będzie ślub. I już się tak nie podniecaj, rozmowa to nie seks. – zadrżałam brwią.
- W takich kategoriach myślimy, nie? – reszta coraz uważniej zaczęła się przysłuchiwać.
- Weź pan przestań, bo mi cukier w krwi spada. Łeb masz jak sklep. Tylko półki puste. – zgasiłam.
- Podświadomie mnie pragniesz, a co! Powiedz to! – klasnął w ręce.
- Tak, ochh… zrób mi tę przyjemność, pragnę cię…  - zaczęłam pociągać głosem - …mieć w dużej odległości od siebie. – wyrecytowałam sztywno. – Wypierdalaj złamasie.
- O… - urwał.
- Ci! Cisza. Emocje OPADŁY? Nie męcz się tak, bo ci się zęby spocą. Idź do parku sufit malować.
- Czyżewski zamknij ryj do cholery, słabego kompana do rozmowy sobie znalazłeś! – ryknął gościu z tyłu. – Nie Descyk?
- Nio kulwa! – parsknęłam, śmiejąc się.
Rumor jaki powstał po tym zdaniu, musiał uspokoić ich dowódca.
- Przepraszam majorze, tak myślałem, żeby ich tu nie usadzać, ale napierali na mnie jak stado podstawówki na samochód z lodami.
- No, Czyżewski knucie, teraz sobie zapamiętam twoje nazwisko!
- Imię też! Wie major po co?
- Nie licz na to, jeśli umiesz liczyć, pomiocie podsklepowej inteligencji. Jesteś taki okropny, że do ciebie nawet bumerang by nie wrócił.
Wszyscy powrócili do stanu z przed chwili. Sama parsknęłam, nie wiedząc że takie pokłady riposty drzemią w mojej głowie.
- Dobra, szeregowy Czyżyk idzie na przód bo pajacuje. I reszta nie podskakiwać majorowi!
- Tak jest!
- Ja i tak idę spać…
- To dobranoc! – odparł Czyżewski odchodząc.
- TY MI KURWA NIE BĘDZIESZ MÓWIŁ CO JEST DOBRE A CO ZŁE. – burknęłam, mrugając okiem.

Obudziłam się na czas, chociaż informowano mnie wcześniej że jest międzylądowanie w Kandaharze. Na Kandahar się nie obudziłam, za to na Ghazni już tak.
Wysiadłam dumnie z samolotu, pewna że zaraz znajdzie się jakaś robótka dla mnie, ale nie w sanitariacie. Liczę na co najmniej nauczanie tępych chujów!
Stanęłam na zbiórce i otrzymałam kopertę. W środku był klucz do baraku i polecenie.
„Służba pomocnicza na oddziale szpitalno-ratunkowym 22UN bez możliwości alarmowego udziału w akcji specjalistycznej spowodowana złym stanem zdrowia w.w. Żołnierza”
Zagryzłam mocno zęby i z tego samego miejsca ruszyłam do szefa kontengentu. Po drodze musiałam przejść bramkę w postaci adiutanta pana Gienerała, i dopiero z wyższym uzasadnieniem, udało mi się dostać na audiencję do wyżej wymienionego.
Weszłam jak Rambo do gabinetu i nie szczędząc sobie powagi i zaciętości, cisnęłam papierek na biurko z pytaniem – zdaniem oznajmującym – co to jest.
- Jak to co? Żołnierzu, było napisane w podaniu sanitariat? Było. O czym mowa?
- Dlaczego ja mam pracować na oddziale. Nie mogę robić czegoś bardziej pożytecznego?
- Praca jako sanitariuszka jest bardzo pożyteczną pracą, proszę mi uwierzyć.
- Tak, tylko ja się do tego nie nadaję. – odparłam w pełni spokojnie.
- Ja wiem. – położył mi dłoń na ramieniu. – Wiem, że akurat Twoją naturą majorze jest nadstawianie dupy za każdego na polu walki, ale nie mogę. To jest zlecenie z góry i bynajmniej nie z polecenia pana Franciszka. To ktoś jeszcze wyżej, i ja tego nie zmienię. Proszę się udać do właściwego dla pani oddziału i wdrożyć się.

- Tsa na pewno. – mruknęłam zabierając kartkę. – Żegnam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz