Chanka

Chanka

środa, 17 grudnia 2014

Ba de ya - say that you remember! Ba de ya - dancing in September! Ba de ya - never was a cloudy day...

Zobaczyłam facetów palących na murku i usiadłam obok, gapiąc się w ziemię. Jeden z nich, zapytał czy chcę papierosa, na co skinęłam głową i wzięłam kiepa.
- Macie ogień? – zapytałam, trzymając w ustach papierosa.
- Jasne. – odparli i jeden podstawił ogień, przy czym dziwnie się uśmiechając.
Nerwowo zaczęłam się zaciągać i wypuszczać dym. Dawno nie paliłam.
- A dostanę coś za tego papierosa? – zapytał jeden z nich. Ze środka.
Popatrzyłam się na niego dziwacznie.
- To był twój? Na pewno? A co byś chciał? – mruknęłam.
- No wiesz. – wstał. – Mało jest tu dziewczyn, a ciebie jeszcze tu nie widziałem, ani tym bardziej wiesz… Nie wyglądasz na grzeczną dziewczynkę.
- Po czym to wnioskujesz? – odparłam krótko, niczym enigma.
- Wiesz, grzeczne dziewczyny nie palą papierosów, a na pewno nie w ten sposób…
- Tak?
- Myślę, że tak. – oparł się na moich kolanach. Ja na to z dzikim planem w głowie i błyskiem w oczach dmuchnęłam mu w twarz.
- Wiesz komu się tak robi? – mruknęłam.
- Mów mi więcej. – westchnął wąchając dym.
- Tylko kurwie dmucha się w twarz. – odparłam, naciskając butem na klamrę jego paska. – Jeszcze słowo, a drugi but załaduję prosto poniżej tego pierwszego. I zjesz sobie tego papierosa. – mruknęłam groźnie. Odsunął się i podniósł ręce. W sumie zrobiło się tu zbiorowisko.
- Chcesz się bić maleńka? – zapytał, na co spełniłam swoje poprzednie słowa. Ugiął się, i bardzo się wkurzył.
- … z zasady nie biję kobiet. – mruknął.
- Ja też. – odparłam, oddając kolesiowi obok papierosa na przetrzymanie. – Ale mogę dla Ciebie zrobić wyjątek. Jeszcze podskakujesz? Czy to było za mało?
Reszta facetów zaczęła się smiać, obserwując całą sytuację.
- … ja zrobiłbym z Tobą coś zgoła innego laleczko. – powiedział, z „takim jak myślicie” zamiarem. – Chodź, chodź kruszynko… - zaczął podchodzić, na co ja cofałam się. Złapał mnie za koszulę, na co ja szarpnęłam i guziki z rękawem poszły. Wkurzona spojrzałam na oderwane ramię ubrania.
- Rozbierasz się, aha?
Dziko popatrzyłam znów na niego, gdy zaczął coraz szybciej podchodzić w moją stronę, na co z impetem ruszyłam na niego, niczym rozwścieczony byk i dosłownie przed jego nosem odbiłam się w górę, wykonując dosyć wysoki skok wzwyż nad nim jak Adaś Małysz, po czym wylądowałam w stylu Lary Croft i ściskając swoimi nogami odwracającego się koleżkę, skręciłam się, powodując jego upadek.
Wstałam otrzepując ręce, „dobiłam” go do ziemi poprzez uderzenie w stosowne miejsce i wróciłam na swoje miejsce, i odebrałam fajkę. Gość zaczął mi się przyglądać.
- Pani jest od Rumunów? – zapytał, całkiem poważnie. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Jakich jebanych Rumunów? – odwarknęłam.
- Grupa Rumunów Odśnieżających Miasto, w skrócie GROM. Widzę orła. – parsknął.
- Aaa, eee, no tak. – burknęłam. – Zjebałeś mi koszulę, cyganie! – krzyknęłam do podnoszącego się szeregowca.
- Heh mówiłem ci, nie handluj za moje fajki. – odparł ten, który siedział obok mnie. – Ostra babka z ciebie. Na pierwszy rzut oka nie pasował Ci papieros, ale teraz …
- Jak to mówią w koalicji, kto nie pali, ten z policji… - roześmiałam się. – Te, szeregowiec… odkupujesz! – ryknęłam znowu.
- Nie jestem szeregowcem! – odparł stojąc z grupką kolegów.
- Jak nie? Nazwa dobitnie na was wskazuje – szereg owiec! – brechtałam się, ku własnej uciesze.
-  Serio pracujesz u panienek?- odpalił poprzedni rozmówca.
- U kogo? – mruknęłam, znów zdziwiona żargonem.
- Nie że coś, ale gro twoich nowych koleżanek się puszcza. Nie dziw się jemu, po prostu się pomylił. Inna by mu dała.
Zdumiona, wytrzeszczyłam oczy, mając obrazek w wyobraźni bordello militare o którym marzył Hewlett.
- Co to jest za zbiorowisko, żołnierze?! – ozwał się nagle jakiś głos.
Wszyscy w jednej chwili stanęli na baczność, oprócz mnie. Powoli dopaliłam papierosa, wstałam i spojrzałam, kto to mówił. Nagle jakaś ręka obróciła mnie na lewo. W tej samej chwili dygnęłam i przeszły mnie dreszcze.
- Dokuczają, skubańce? Tak myślałem. Rudaś i reszta – będzie kara.
- Ten… ten wysoki obok, nie… - zaczęłam się jąkać.
- Oprócz Przetakiewicza. – dokończył. Ów Przetakiewicz się uśmiechnął się, a ja wróciłam do namiotu.

Gdy tam wróciłam, Kacha patrzyła na mnie jakoś tak inaczej. Jakby miała mi za złe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz