Chanka

Chanka

niedziela, 7 grudnia 2014

„I’m living in my, I’m living in my dreams…”

Jak za starych dobrych czasów, gadałyśmy z Baśką całą noc, a bardziej chyba ona. Jak to Ceron rządzi na chacie, drze się, ciągle ją wkurza, jak się nie czepia o to, że żarcia nie ma, to brudno, a jak wszystko jest, to w łóżku niezaspokojony…
- No i ja mam na przykład już dosyć tego, no… Weź dawaj dupy cały czas, no ja nie mówię, że nie lubię, ale to już jest nudne, nic nowego…
- Twój zasrrraaaaanyyy obowiązek, panie! Ja hew no problem. Kupta se podręcznik Kamasutry, czy co… nie macie czegoś takiego?
- A wiesz, że o tym nawet nie pomyślałam? Super pomysł! Jutro kupimy!
- Mi tam tego brakuje… nawet tego zwykłego, nic nowego…
- Ale ty to mu się nie pchaj na bioderka, bo ci sieknę!
- Nie pcham, się, bo to cham. Tyle razy ci mówiłam.
- A suma sumarum, ciekawie by było, jakby był taki trójkącik… Tylko podejrzewam, że mnie by odstawił, a ciebie by posuwał aż by mu się uszy trzęsły…
- Weeeeź przestań pierydolić, nalej sobie wódki, mów bardziej trzeźwo…
- No bo lacha z ciebie teraz też niezła, mimo że ci się tu i ówdzie przytyło, ale to nawet na dobre ci wyszło.
- Bo?
- No mówił Wenom tak: i zderzaczki krągłe były, ale teraz tak ładnie jej się tyłeczek zaokrąglił, ukąsiłbym.
- Dekiel.
- Dobra, to ukąsiłbym sama dodałam. Więc, jak ci tego brakuje, to czemu nie pójdziesz do niego? Przecież wiesz, że on by ciebie choćby na śniadanie…
- Umówiliśmy się, że nie zawieramy wyższych relacji, niż to co jest teraz. Jesteśmy kumplami. No i on skończył z seksem z każdą, bo mówi że chyba nadszedł czas na ustatkowanie się. Nie poznałam go, no ale w sumie racja…
- Kuba cię kocha.
- Co?
- Kuba cię kocha. Nadal.
- Daj spokój, przestań…
- Ceron kazał mi nie mówić, i dać tobie wybór, ale że jestem urżnięta w trzy dupy, to się nie powstrzymałam. On ma z nim kontakt, jest na…
- Iiiiidź spaaaać… Gadasz głupoty. Nie chcę żadnych związków.
No i kupiłam tę chatę. Przyznam szczerze, że to nie głupi pomysł odciąć się od tamtych pierdołów. Czuję się o wiele lepiej… no za wyjątkiem głodu, ale to szczegół. Radzę sobie z tym…
Ponieważ nie lubię być goła na koncie, postanowiłam zapytać Klimczuka o jakiś ISAF.
- Nieee no Deszczu absolutnie, noł, noł, noł, nołłł… - zaczął szpanować angielskim Franek, śmiesznie akcentując ostanie ‘no’…
- Klimsiu… Klimsiu, Klimisiu, Klimisiaczku, no nie kryj tajemnic, dawaj mi coś do rozwalenia!
- Jesteś jeszcze na cenzurowanym, po tym krecie… nie możesz wykonywać ciężkich robót fizycznych…
- Oj daaaaj, byle co, może być szkolenie debilów, byle na misyjce…
- Nie mam żadnych wolnych etatów, bo… bo ja już nie zarządzam dowodzeniem w Ghazni. Nie ma już tam naszej bazy, powiększyliśmy amerykańską i sąsiadujemy z nimi.
- Załatw mi coś. Czymś na pewno rządzisz.
- W tej chwili? Tylko sanitariuszami, i to w sumie możesz z tym iść do Hewletta… ja ci mogę wydać papier, bo w sumie, gdzie indziej niż w sanitariacie, nie będziesz bezpieczna…
Tak też zrobiłam. Wydał mi papier i dumna poszłam do Douga, bardzo zajętego paniami sanitariuszkami na stażu.
- Doug, masz chwilę? – zapytałam, wchodząc do pokoju, w którym był centrum zainteresowania. Babki spojrzały na mnie jak na konkurencyjną samicę alfa, która może im zwinąć świeżą zdobycz.
- Dla ciebie, zawsze. – odparł, wstając. Wyszliśmy na korytarz.
- Bordello militare? – parsknęłam ze śmiechem.
- Si, bordello, bum-bum. – uśmiechnął się. – Tak naprawdę to nie, ale taki gang bang, to byłoby extra. – Co cię w ogóle do mnie sprowadza?
- Podpisz mi to.
- A co to? … nieeeeeeeee, nawet mowy nie ma.
- Ale to tylko sanitarka!
- Ale ty jesteś komandosem człowieczku, ja znam te twoje tanie chwyty, cwaniaku za pięć złotych.
- A, oj EEEEEELLLLVIIIIISSSSS…
- Nie, po prostu, nie. Kupiłaś chatę, weź się urządź, zajmij się czymś, ale nie jedź tam, no proszę. Bynajmniej, jeśli chcesz mnie oszukiwać.
- Nie oszukuję, naprawdę sanitarka, popatrz…
- … no tak jest napisane, ale ty tam znajdziesz jakiegoś przygłupiego dowódcę, który zechce mieć elitarnego żołnierza w szeregach.
- Nie zrobię tego, chcę zarobić!
- Taaa?
- No jak mówiłeś, muszę się urządzić w chacie.
- No… no tobie to zawsze ulegnę. – roześmiał się, i wyjął długopis.
I podpisał. Z błyskiem w oku, ale podpisał.
Kolejnego dnia, postanowiłam pójść na jakieś chlanie. Oczywiście z tym do Wenoma, no bo do kogo. Zaproponował, aby iść do Stefana, który robi jakiś melanż disco polo i driny są po tanio, a dla nas jeszcze taniej. Stwierdziłam, że wezmę Baśkę, nieszczęśliwą parę na zabawę, a co…!
Szczerze mówiąc, takiej imprezy bez narkotyków, to jeszcze nie było. Na początku nie zapowiadało się na nic wielkiego, no bo amerykanie w ogóle nie kojarzą polskiego, ale muza im się wyraźnie spodobała. My tam z Wenomem i tak ogarnialiśmy, i szczerze mówiąc, z Wenomem to zawsze imprezy są najlepsze. Karaoke, Guitar Hero, zawsze na to wyciągnie, nawet jak nie chcę i nie znam.

A Baśka z Ceronem? Chyba im to posłużyło, bo Wenom powiedział, że prawie jak na ich weselu jest i tak wyglądają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz