Chanka

Chanka

niedziela, 14 grudnia 2014

My Słowianie wiemy, jak ruszyć nasze ciała, lecz nie wiemy co powiedzieć, gdy ktoś po ślunsku goda

Wściekła wyszłam i usiadłam na jakiejś ławce. W tle roiło się od ciasteczków, łapczywie spoglądających na mnie od dołu do góry, lub zajętych robotą. Na tych drugich to aż miło popatrzeć, nawet tam są Polacy, bo słychać jakieś głośne rozmowy. Pale pod ogrodzenie ustawiają, skubani… I zawiesić oko też jest na czym.

No co?

Umilając sobie życie widokiem półnagich, wysportowanych i aż mokrych od pracy facetów – co jest bardzo fajne, lecz normalnie to uwłacza kobiecie – dumnie siedziałam, jakby to moja zasługa była, że uwijają się jak mrówki. W tej samej chwili podeszła do mnie blada, koścista, z popalonymi czarnymi włosami kobitka, paląca po męsku, i z taką skrzywioną twarzą, jakby ją za młodu koń kopnął w ryj. Makijaż jak Amy Winehouse a i kolczyk gdzieś się zawieruszył, bo dziura przez wargę wystaje.
- Ty jesteś ta nowa. – mruknęła ochrypniętym głosem, chamsko wyziewając dym. No co za kultura palenia!
- Nazywam się… - wyciągnęłam rękę niechętnie.
- Kacha Świerszczykówna, dla znajomków Blacktype! – odparła wesolutko. Na Blacktype się tylko uśmiechnęłam pod nosem, bo to moja ksywka z dawnych lat. – Chodź lalunia.
Chwilę się zniesmaczyłam tym ostatnim.
- A… tak w ogóle, dlaczego mówią na ciebie Blacktype? – zagaiłam z uśmiechem.
- Aaa tak kiedyś wymyśliłam… albo zasłyszałam. Niee wiem, ale od kiedy tak mi godojo, to mnie wszyscy witajo i witajo. A ty, jaką masz ksyweczkę?
Żeby nie zagrać źle, palnęłam moją starą przezywkę.
- Che Guevara. – mruknęłam, myśląc kiedy to było.
- A dlaczego Che Guevara?
- Bo kiedyś dużo paliłam i wprowadzałam rewolucję…
- Ta, He, nie widzę związku. – parsknęła głupawo. – Generalnie, Che… No, jam nie jest Twoja szefowa. To bydzie taka inno, ja ci pokaże.
- Noo… spoko. – mruknęłam niepewnie.
- Umiesz opatrywać?
- No kiepsko…
- To cię… o Hela cię nauczy. Ty wiesz, my obie ze Ślunska. Od bajtla że my się znomy. Mogę ja tak mówić? Ty, żeniaczka już byłó? Zrykowiny?
- Nie…
- Te… łonaczyłaś się? Abo nagatego chopa to żeś chociaż wiziała, co?
- No, widziała, widziała… - parsknęłam, zastanawiając się, skąd takie pytania.
- No bo ja żem se tu pomyśloła, że ty ino jaka lesbijka jesteś. – mruknęła ze śmiechem i spojrzała na tych chłopaków z palami. – Łe a ty co się lachasz tak karlus, a? – zwróciła się do jednego z nich, patrzącego się w naszą stronę.
- Bo ty żeś Hanyś tako gryfno frylke prowadzisz, abo jak nic, tyko dziecka robić. – roześmiał się.
- Doczkej se, ona se jej cychalter i batki wachuje przyd Toba! A cemu nie jo?
- Hanyś, ty żeś staro i chyrpa ino jesteś. Takem młode to bym nawet chajtnął się.
- Ino cherlok jesteś! Richtig, panie oberlejtnant?
- Richtig, richtig. – parsknął gościu z teczką stojący przy palach.
- Jeno Hanyś beremonty goda, panie oberlejtnant.
- Jaskólski do roboty, a nie godasz po ślunsku, jak ja ledwo co was rozumiem, hanyski zakichane. – odparł.
Ten cały uberlieutenant kogoś mi przypominał, ale nie wiem kogo. Skądś go po prostu znam.
- A widzi, nużby cie obracali w nocy, chopoki nahalne. Dałabyś?
- Nie. – odparłam, przynudzona.
Spojrzała się na mnie z uznaniem.
- Jo bym tylu chopa nie dała rady. Ino by cosik zmajstrowali.
Podniosłam tylko jedną brew z wrażenia, i nie wiem czy bardziej zastanawiał mnie fakt, kto by chciał ruchać takiego smoka , pierdolonego Smauga (co za autoironia), czy to że przed chwilą spytała mnie czy bym wzięła udział w gang bangu, a sama nie zaprzeczyła, iż by nie poszła.
Czyli że by poszła?

Co genitalia robią z mózgiem, to ja nie wiem...

Weszliśmy do namiotu, gdzie panował straszny ukrop, a ja czekałam łaskawie na panią Szefową. Przyszła.
Tleniona pani blond, włosy w kolorze gipsu z moczem, którego na twarzy też miała niemało, z wydętymi usteczkami, przypominała typową prostytutkę na poboczu.
- Chorąży Samanta Leszczek. – mruknęła, kiwając w moją stronę. – A ty? – spojrzała na, moją wyłysiałą z pagonów kurtkę. – Szeregowy jak?
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Kacha ryknęła że ja to ino Che jestem.
- Che Guevara. Ach… dobrze. Proszę siedzieć na dyżurze, a Katarzyna pokaże pani kilka tanich chwytów w dziedzinie medycyny. – i poszła, patrząc na mnie jak na pustogłowie o IQ pana Miecia, ze stażem 50 lat pod sklepem.

"Blacktype" za chwilę mnie nauczyła podstawowych rzeczy co do opatrywania i zostawiła na dyżurze. Straszna nuda. Nawet nie ma z kim pogadać, no bo tu nikt nie leży, tylko się przychodzi na chwilę, odwala robotę i do widzenia. Jak w burdelu. Cały dzień tak siedziałam, oprócz zaklejania pazurka mojej pani Szef, której się ów złamał. Próbowała ze mną podjąć rozmowę, ale w sumie to ona na okrągło gadała, że mają mega przystojnego szefa, żonaty, ale ona chce go wyrwać, bo jej się podoba i tak dalej i że on nie ma dzieci, no to tamta sobie jego coś znajdzie jeszcze. Trochę to głupie, ale wolałam jej nie załazić za skórę – jak na razie – i myślałam jak można było by być taką zimną suką i zwędzić komuś faceta – bo mi się podoba. Chamskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz