Chanka

Chanka

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Dża, dża, dża dżambodżeta kupię sobie i będzie heca, o o o odrzutowca i śmigłowca i bombowca

Wenom stwierdził w środku imprezy, w sumie wtedy, gdy byłam najbardziej pijana, że musi mi pokazać pewną tajemnicę. Trochę brzmiało to dwuznacznie, ale nie zabrał się za swój pasek. Wyciągnął za to ze spodni portfel i z niego misternie złożoną karteczkę. Rozłożył ją, nie patrząc na tekst i przesunął ją po barze w moją stronę. Na pewno to związane jest z Kubą.
- Wenom, ja już mówiłam…
- Przeczytaj, kazał mi to tobie dać, gdy jeszcze mieszkałaś z Ray’em, ale tego nie robiłem, żebyś się nie przejmowała. Teraz nie ma takiego ryzyka, więc czytaj. Nie musisz na głos.

„To nie będzie kolejny list, jakie pisał ci Ray. Chcę ci wyznać jedno – kocham Cię i żadnej innej nigdy nie pokocham, nie poślubię i zostanę sam do końca życia. Jeśli tylko zechcesz, wróć. Jeśli jesteś szczęśliwa, taka bądź. Chcę Twojego szczęścia.
P.S. To, co się stało między nami, nie było dla mnie nieznaczące. Przepraszam”

Złożyłam kartkę i oddałam Wenomowi.
- Ja nic nie sugeruję.
- I nawet nie próbuj.
W miarę picia, co raz bardziej szkoda mi było Kuby. Wenom wprawdzie gadał o czymś zupełnie innym, ale ja po prostu nie mogłam przestać o nim myśleć. Co robi w tej chwili, czy jest z kimś…
Ale obiecałam sobie, że się nie zwiąże. Trzymaj się tego. Jedziesz na misję.
W tej samej chwili, do nas dołączyła roztańczona para.
- Deszczuu, czemu się nie bawisz? – zapytała rozjuszona Baśka. Ceron się tylko uśmiechnął.
- No przecież piję. – odparłam ze śmiechem.
- Ona nie chce tańczyć. No jaaasne. – parsknęła. – To jak tak okupujesz stół, to zagrajmy w coś!
- Wyciągaj karty Stefan! – ryknęłam.
- No niee, ona nas tu rozwali! – jęknął Wenom.
Stefan w międzyczasie doniósł karty, które z dzikością potasowałam niczym rasowy krupier z Las Vegas.
- Bo kto ma szczęście w karty, nie ma szczęścia w miłości. W co gramy? – mruknęłam z przygryzionym papierosem.
- W wyzwanie lub wyznanie! – krzyknęła.
- A co to? – zapytał Wenom.
- No kurde, gramy jak w pokera. Każdy pisze, o na przykład tu, na serwetce pisze tajemnicę. Swoją oczywiście, no i jakby obstawiamy sumę tajemnicami. Jeśli któreś z nas uzna, że tajemnica którą wygrał ktoś inny, jest zbyt ważna, może ją odzyskać poprzez wyzwanie, czyli potyczkę 10 na 10 kart, w systemie która wyższa. Kiedy nikt już nie ma żadnych szans na odzyskanie, a ma się jedną, siadamy i czytamy te, które zostały w obcych rękach. Zrozumieli?
- Ta. – mruknęłam. – No to piszmy swoje tajemnice.
- A jaka kategoria? – Baśka pełna animuszu wykrzyczała swoje pytanie.
- Seks. – mruknął Wenom. Ceron tylko ze śmiechem mrugnął oczyma do Wenoma.
- Zobaczymy co ma przed nami do odkrycia Pan Ogier.
- No dobra, i tylko tyle? Może jakieś pytanie? – dodałam.
- Ulubione miejsce, my tak zawsze najpierwszy rzut!

Napisałam, że prysznic. Ja pierdolę, muszę wygrać.

Z zaciętymi minami siedliśmy do pojedynku. Wybijaliśmy się o te swoje tajemnice, gdy w końcu trzeba było je czytać. Na moje nieszczęście, moją kartkę miał Wenom, Baśki kartkę miałam ja, Ceron miał swoją i Wenoma, a Baśka przegrała wszystko.
- No to czytamy! – parsknął Ceron.
- Panie przodem, Wenom. – uśmiechnęłam się.
- No dobra, mam tajemnicę Deszcza, huh, zawsze chciałem to wiedzieć! Uwagaaa…! … Prysznic, moi drodzy państwo! – ryknął, śmiejąc się do rozpuku.
- Deszczuuu… - chrypliwie zaciągnął Ceron.
- Cooo… - powtórzyłam jego sposób mówienia.
- Ja teeeż mam prysznic tu na kartce... – odparł.
- Dlatego tak się śmiałem! – ryknął Wenom, zwijając się ze śmiechu.
- O przepraszam, ja tu tez mam czyjąś karteczkę! – żachnęłam się. – Uwaga, Ceron słuchaj, bo to dla ciebie ważna informacja! Uwaga… hahahahaha… eeeej Baśka, to jest nie fair.
- Nikt z was nie umie w tym oszukiwać? – parsknęła.
- Teraz się przyznaj nam w twarz! To gorsze! – warknęłam, śmiejąc się.
- Nie.
- Przegrałaś Internety! Mów.
- No dobra, kuchnia.
Zbierałam się już do wyjścia, gdy zaczepił mnie Ceron.
- Podwieźć cię? – zapytał, podtrzymując Baśkę.
- Nie, spoooko, jestem swoim samochodem. Dam radę, trzymam się…
- A policja?
- Ej, skąd wiesz? – roześmiałam się.
- Jest pijana. Mówi wszystko… chciałbym z tobą porozmawiać. – mruknął. – Ale bez niej, czekaj, sprzedam ją Wenomowi, przy nim będzie bezpieczna… chodź tu do stolika.
- No więc?
- Raz. Nie mam nic przeciwko waszym popijawkom, ale wolałbym o nich wcześniej wiedzieć…
- Nie w mojej powinności leży poinformowanie ciebie o jej nieobecności.
- Nie mów do mnie takim sztywnym żargonem. Dwa. Muszę cię poprosić o pomoc… dzieje się u nas źle, i ja nie wiem co mam robić, a ty zapewne wiesz, o co jej chodzi. Możesz?
- Wiesz, Jeff, powiem ci jedno, tak fizycznie trochę. Źle rozkładasz pracę.
- To znaczy?
- Nie dawaj jej tyle pracy, ile zwykła bezrobotna kobieta domu ma. Ona chodzi do pracy, przychodzi z pracy i ma jeszcze chatę to wysprzątania. To jest niezdatne. Zrozum, musisz jej trochę pomóc, chociażby odkurz za nią, zmyj naczynia. Doceni to, naprawdę.
- O to chodzi?

- Miałam już wstać, ale powiem jeszcze jedno. To nie jest średniowiecze, że ona do ciebie należy. Pomyśl nad tym zdaniem, i napisz na majla interpretację, to powiem ci, czy trafiłeś…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz