Wenom stwierdził
w środku imprezy, w sumie wtedy, gdy byłam najbardziej pijana, że musi mi
pokazać pewną tajemnicę. Trochę brzmiało to dwuznacznie, ale nie zabrał się za
swój pasek. Wyciągnął za to ze spodni portfel i z niego misternie złożoną
karteczkę. Rozłożył ją, nie patrząc na tekst i przesunął ją po barze w moją
stronę. Na pewno to związane jest z Kubą.
- Wenom, ja
już mówiłam…
-
Przeczytaj, kazał mi to tobie dać, gdy jeszcze mieszkałaś z Ray’em, ale tego
nie robiłem, żebyś się nie przejmowała. Teraz nie ma takiego ryzyka, więc
czytaj. Nie musisz na głos.
„To nie
będzie kolejny list, jakie pisał ci Ray. Chcę ci wyznać jedno – kocham Cię i
żadnej innej nigdy nie pokocham, nie poślubię i zostanę sam do końca życia.
Jeśli tylko zechcesz, wróć. Jeśli jesteś szczęśliwa, taka bądź. Chcę Twojego
szczęścia.
P.S. To, co
się stało między nami, nie było dla mnie nieznaczące. Przepraszam”
Złożyłam
kartkę i oddałam Wenomowi.
- Ja nic nie
sugeruję.
- I nawet
nie próbuj.
…
W miarę
picia, co raz bardziej szkoda mi było Kuby. Wenom wprawdzie gadał o czymś
zupełnie innym, ale ja po prostu nie mogłam przestać o nim myśleć. Co robi w
tej chwili, czy jest z kimś…
Ale
obiecałam sobie, że się nie zwiąże. Trzymaj się tego. Jedziesz na misję.
W tej samej
chwili, do nas dołączyła roztańczona para.
- Deszczuu,
czemu się nie bawisz? – zapytała rozjuszona Baśka. Ceron się tylko uśmiechnął.
- No
przecież piję. – odparłam ze śmiechem.
- Ona nie
chce tańczyć. No jaaasne. – parsknęła. – To jak tak okupujesz stół, to zagrajmy
w coś!
- Wyciągaj
karty Stefan! – ryknęłam.
- No niee,
ona nas tu rozwali! – jęknął Wenom.
Stefan w
międzyczasie doniósł karty, które z dzikością potasowałam niczym rasowy krupier
z Las Vegas.
- Bo kto ma
szczęście w karty, nie ma szczęścia w miłości. W co gramy? – mruknęłam z przygryzionym
papierosem.
- W wyzwanie
lub wyznanie! – krzyknęła.
- A co to? –
zapytał Wenom.
- No kurde,
gramy jak w pokera. Każdy pisze, o na przykład tu, na serwetce pisze tajemnicę.
Swoją oczywiście, no i jakby obstawiamy sumę tajemnicami. Jeśli któreś z nas
uzna, że tajemnica którą wygrał ktoś inny, jest zbyt ważna, może ją odzyskać poprzez wyzwanie, czyli potyczkę 10 na 10 kart, w systemie która wyższa. Kiedy
nikt już nie ma żadnych szans na odzyskanie, a ma się jedną, siadamy i czytamy
te, które zostały w obcych rękach. Zrozumieli?
- Ta. –
mruknęłam. – No to piszmy swoje tajemnice.
- A jaka
kategoria? – Baśka pełna animuszu wykrzyczała swoje pytanie.
- Seks. –
mruknął Wenom. Ceron tylko ze śmiechem mrugnął oczyma do Wenoma.
- Zobaczymy
co ma przed nami do odkrycia Pan Ogier.
- No dobra,
i tylko tyle? Może jakieś pytanie? – dodałam.
- Ulubione
miejsce, my tak zawsze najpierwszy rzut!
Napisałam,
że prysznic. Ja pierdolę, muszę wygrać.
Z zaciętymi
minami siedliśmy do pojedynku. Wybijaliśmy się o te swoje tajemnice, gdy w
końcu trzeba było je czytać. Na moje nieszczęście, moją kartkę miał Wenom,
Baśki kartkę miałam ja, Ceron miał swoją i Wenoma, a Baśka przegrała wszystko.
- No to
czytamy! – parsknął Ceron.
- Panie
przodem, Wenom. – uśmiechnęłam się.
- No dobra,
mam tajemnicę Deszcza, huh, zawsze chciałem to wiedzieć! Uwagaaa…! … Prysznic,
moi drodzy państwo! – ryknął, śmiejąc się do rozpuku.
- Deszczuuu…
- chrypliwie zaciągnął Ceron.
- Cooo… -
powtórzyłam jego sposób mówienia.
- Ja teeeż
mam prysznic tu na kartce... – odparł.
- Dlatego
tak się śmiałem! – ryknął Wenom, zwijając się ze śmiechu.
- O
przepraszam, ja tu tez mam czyjąś karteczkę! – żachnęłam się. – Uwaga, Ceron
słuchaj, bo to dla ciebie ważna informacja! Uwaga… hahahahaha… eeeej Baśka, to
jest nie fair.
- Nikt z was
nie umie w tym oszukiwać? – parsknęła.
- Teraz się
przyznaj nam w twarz! To gorsze! – warknęłam, śmiejąc się.
- Nie.
- Przegrałaś
Internety! Mów.
- No dobra,
kuchnia.
…
Zbierałam
się już do wyjścia, gdy zaczepił mnie Ceron.
- Podwieźć cię? – zapytał, podtrzymując Baśkę.
- Nie,
spoooko, jestem swoim samochodem. Dam radę, trzymam się…
- A policja?
- Ej, skąd
wiesz? – roześmiałam się.
- Jest
pijana. Mówi wszystko… chciałbym z tobą porozmawiać. – mruknął. – Ale bez niej,
czekaj, sprzedam ją Wenomowi, przy nim będzie bezpieczna… chodź tu do stolika.
- No więc?
- Raz. Nie
mam nic przeciwko waszym popijawkom, ale wolałbym o nich wcześniej wiedzieć…
- Nie w
mojej powinności leży poinformowanie ciebie o jej nieobecności.
- Nie mów do
mnie takim sztywnym żargonem. Dwa. Muszę cię poprosić o pomoc… dzieje się u nas
źle, i ja nie wiem co mam robić, a ty zapewne wiesz, o co jej chodzi. Możesz?
- Wiesz,
Jeff, powiem ci jedno, tak fizycznie trochę. Źle rozkładasz pracę.
- To znaczy?
- Nie dawaj
jej tyle pracy, ile zwykła bezrobotna kobieta domu ma. Ona chodzi do pracy,
przychodzi z pracy i ma jeszcze chatę to wysprzątania. To jest niezdatne.
Zrozum, musisz jej trochę pomóc, chociażby odkurz za nią, zmyj naczynia. Doceni
to, naprawdę.
- O to
chodzi?
- Miałam już
wstać, ale powiem jeszcze jedno. To nie jest średniowiecze, że ona do ciebie
należy. Pomyśl nad tym zdaniem, i napisz na majla interpretację, to powiem ci,
czy trafiłeś…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz