Chanka

Chanka

czwartek, 17 lipca 2014

Monday morning, na na, na-na-na-na na...

Obudziłam się na chacie, jak dobrze. Haj był naprawdę wysoko, bo niewiele pamiętam. Rozejrzałam się po pokoju, i zobaczyłam Hewletta na kanapie, gdzieś na podłodze Wenoma, i rękę Kubiego wystającą zza kanapy. Powoli się podniosłam i po kręciołku w głowie, padłam z powrotem na poduszkę. Pociągnęłam nosem i poczułam jakbym miała coś na ustach, więc przetarłam dłonią po nich i na ręce ujrzałam zaschniętą krew. Szybko wstałam i popędziłam do łazienki, gdzie zobaczyłam umorusaną w krwi twarz. Natychmiast obmyłam się i poczłapałam do salonu, gdzie leżała reszta ekipy. Usiadłam obok głowy Hewletta i popatrzyłam na śpiących ćpiących. Za chwilę obudził się Wenom i podniósł się z dywanu.
- Te, lala, dobry towar, nie? – wyśmiałam Wenoma, który chyba jeszcze nie do końca był przytomny. Odpaliłam papierosa.
- Kim ja jestem… ? – zapytał, drapiąc się po głowie.
- Jesteć kurna Jurand ze Spychowa, hemoglobina, mistyfikacja, taka kurde panie sytuacja. – zaśmiałam się.
- Ze Spychowa?
- Żartuję, Wenom. Sebastian Żmijewski się nazywasz, kończ waść, wstydu oszczędź.
- Ja pierdolee…
- Aż tak ci nie pasuje ta tożsamość?
- Nie, to był chyba trochę za mocny towar… Chyba nie pamiętasz co się działo.
- No tak, właśnie się zastanawiam, skąd krew na mojej twarzy. Poszła mi sama?
- I sama poszła farba i tez kogoś zmalowałaś.
- Kogo?
- Sam chciałbym wiedzieć co tam się działo. Chyba musimy się wybrać do Stefci, i popytać. O ile nie zrobiliśmy czegoś, że Stefan nas po prostu wygoni. Aż się boję, a to zejście jest okropne. Chyba zaraz się porzygam.
- Dobra, rzygaj sobie, ale nie na dywan. Zwalaj do łazienki w takich celach. Zobaczymy co powie Hewlett z Kubim jak się obudzą.
- I o ile żyją.
- Weź nie pierdol i nie pogarszaj sytuacji. Żyją, bo widać jak oddychają. A zejście, rzeczywiście, jak po takim haju to adekwatne.
- Ja pieprzę, ostatni raz kupowałem towar w ten sposób, u tego gościa. Nigdy więcej…
- Mam totalne Radio Gaga1 w głowie. Dawaj, budzimy ich, bo nie mam ochoty czekać. A co jeśli jesteśmy ścigani przez policję i teraz może wypadało by tak po prostu spierdalać?
- Też możliwe.
- Co pamiętasz?
- Pamiętam ze było mordobicie, żandarmeria i twoje auto, który… no właśnie, był lekko podniszczony…
- TSO KURWA?!
- … no coś było nie tak z nim, pamiętam że się strasznie złościłaś, że to tak jakbyś sobie kutasa na środku twarzy narysowała czubkiem noża. Ale co to było, to nie wiem, tylko ten twój wkurw…
- Coś jeszcze?
- Nie. A ty co pamiętasz?
- Pamiętam tylko to, przed tym jak wzięliśmy mąkę… I tyle. Potem kompletna czarna dziura… wiesz, czuję się trochę jak w Kac Vegas. Całe szczęście, że nikogo nie brakuje, ale ja nie mam kompletnie pojęcia, co się stało.
- Jeśli mówisz Kac Vegas, to mam nadzieję, że nie poszedłem do łazienki z jakąś męską prostytutką.
- Kurwa mać, chyba naprawdę przesadziliśmy. Budź Kubiego.
- Dlaczego ja?!
- Bo mam bliżej do Hewletta, a ledwo chodzę.
I tak tez zrobiliśmy. Wenom nie miał z obudzeniem Kubiego problemów, natomiast Hewlett vel Pan Słaba Głowa, nie miał wcale ochoty na wstawanie. Na początku zapodaliśmy mu plaskacze, potem zimną wodę, postawiliśmy go na nogi, lecz wtedy Wenom coś się zachwiał i mało co nie upadł na szklany stół. Ostatecznie chcieliśmy już go potraktować gorącą łyżką po jajach, ale Kubi po prostu kopnął go w przyrodzenie, co od razu postawiło nam kolegę na równe nogi.
- No i co Hewciu, może ty nam powiesz, co pamiętasz?
- … o kurwa… pamiętać? Chciałbym nie!
- Pamiętasz wszystko?
- Wszystko dopóki nie przylali mi w łeb.
Spojrzeliśmy wszyscy po sobie.
- Kto ci przylał w łeb?
- Była ogólnie jakaś burda u Stefana…
- Mów dalej…
- … zaczęło się od tego, że ktoś kto śpiewał na karaoke, na drużyny z nami, wylosował Duran Duran. Ty byłaś wniebowzięta, a gościo powiedział co to za wieś, że on tego nie zna i tak dalej. I wtedy powiedziałaś, że może nie śpiewać i tracić punkty i że masz w dupie, co sądzi o DD.
- No to co, że tak powiedziałam.
- Gościo się strasznie wkurzył chyba, że masz jego zdanie w dupie. Zaczął coś się na ciebie drzeć, baby do kuchni i tak dalej…
- …to już chyba wiem, skąd ta krew…
- … to nie jego krew. To twoja krew.
- Zlałam go?
- Stłukłaś go na kwaśne jabłko. Gościu spierdalał od Stefana, aż się kurzyło, szkoda tylko że wezwał żandarmerię, a w międzyczasie na sali znaleźli się zwolennicy i przeciwnicy Duran Duran. I zaczęła się jatka. Ta krew na twojej twarzy, to reakcja na kokainę, nie że ktoś cię ujebał. Bardzo sprytnie walczyliśmy, tylko zapomnieliśmy o żandarmerii i nie było czasu iść na Narnię. We czworo wyskoczyliśmy przez okno. I jak stałem na parapecie, ktoś mi przylał tacą w tył głowy.
- Twoje szczęście że zleciałeś na nas, bo byś sobie kark skręcił. – powiedział Kuba.
- To jak ty żeś skakał?! Na główkę? – ryknęłam. – Jakubie, skąd ty wiesz jak skoczył?
- Bo pamiętam i burdę i jak wracaliśmy.
- Jakubie… - złapałam go za kołnierz. – powiedz co jest kurwa z miłością mojego życia!
- Jego tam nie było… - mruknął Hewlett, trzymając się oboma dłońmi na skroniach, z grymasem na twarzy.
- Nie pytam o OSOBĘ, pytam o SAMOCHÓD!!!! – wrzasnęłam. – Co jest z moim samochodem?!
- … no… chyba musiałabyś sama to zobaczyć… - mruknął.
- Gadaj, bo nie zejdę teraz do garażu. Właśnie schodzę, ale w innym sensie. Gadaj!
- … no wybity reflektor…
- TO JESZCZE NIE JEST TRAGEDIA, ALE I TAK ZAJEBIĘ TEGO KTO TO ZROBIŁ!
- … wybita szyba…
- KTÓRA?!
- … ta od pasażera.
- Dobra, mam ubezpieczenia na szyby. Coś jeszcze?
- … no i jest oblany różową farbą…
- Kurwa ja pierdole mac… - jęknęłam, padając na podłogę. Zemdlałam z tego wszystkiego.
Otworzyłam oczy i właśnie siedzę na swoim fotelu z ręcznikiem z lodem na głowie.
- Rąbnęłaś głową o kant sofy. – powiedział Hewlett.
- Czy mój samochód naprawdę…? – pisknęłam z rozpaczą.
- Wenom poszedł zobaczyć jak to dokładnie wygląda, o ile tam dojdzie…
- Wie on w ogóle gdzie jest mój garaż?
- Nie zostawialiśmy go w garażu, został na parkingu podziemnym.
- Ja pieprzę, co za wstyd, poplamione żółto czarne camaro różową farbą… Hańba mi, tylko iść się powiesić.
- Spokojnie, zobaczymy co to w ogóle za farba…
W tej samej chwili wszedł Wenom.
- O. Żyjesz. Jeśli chodzi o farbę, nie ma co się martwić. To jakaś maź jak plakatówki. Schodzi z wodą. Gorzej jeśli chodzi o szyby.
- Ką…?
- No… szyba jest wbita do środka, masz masę szkła w środku. Drobny mak, ja nie wiem jak myśmy się nie pokaleczyli. Ale chyba bardziej zasmuci cię to… i Wenom wyjął 10 płyt z mojego samochodu zza kurtki. Popękane i pokruszone.
- Tso to jeeest?! – wypiszczałam.
- Co najlepsze, nie ma tutaj żadnej płyty w całości, a przeszukałem cały samochód. Każdej jest mniej więcej – pół w całości, mniej więcej.
- A ja wiem dlaczego. – powiedział Kubi. – Rzucaliśmy w napastników, a nie było za bardzo czym, bo Deszczu dbasz o porządek w samochodzie, to łamaliśmy płyty na pół i rzucaliśmy. Któreś z nas powiedziało że jak po pół zostawimy, to chociaż połowa piosenek zostanie.
- Niby kto to taki kretyn, hę? – warknęłam.
- Właściciela płyt, buziaczku. – uśmiechnął się Jakub.
- Nigdy więcej nie używamy mąki, bo przepraszam bardzo, kto najbardziej tu ucierpiał?!
- Na razie ty wygrywasz z nami. 11:0:0:0.
- Za samochód policz inaczej – za reflektor 2 punkty i za szybę 2 punkty.
- Nie.
- Ma być cztery za auto! – ryknęłam. – A właściwie, to po chuj się kłócę o punkty?! Mój samochód zhańbiony! Płyty połamane!
- No to mnie się też należą punkty. – odparł Hewlett.
- Niby za co. – jęknęłam.
Hewlett podciągnął nogawkę i pokazał zawalistego siniaka na pół uda.
- Hehe… wreszcie i was dosięgło zło. Tylko że co, nic nie straciłeś, nie?
- Oprócz munduru, który leży, o tam poszarpany, to chyba nic. – roześmiał się Kubi.
- Ja pieprzę. – złapał się za głowę Hewlett. – Mam nadzieję ze jest w miarę cały, w sensie że odznaczenia.
- I tak mało złomu masz na piersi, to się nie martw. Ale o ile dobrze pamiętam, byłeś ubrany po cywilnemu?
- No właśnie… hej, to nie mój mundur! To mundur… o ku.. ku… KURWA MAC?!
- Co to za gościu QQ Curvamachi? – zapytał Wenom.
Spojrzałam się z litością na Wenoma, jak i Kubi.
- On przeklął, po prostu. – podpowiedział Jakub. – Czyj to mundur? – zwrócił się z powrotem do Hewletta.
- Jeśli to jest prawda, co ja czytam, to mam ostro przesrane.
- Czyj to mundur?! – krzyknęłam.
Hewlett trochę roztrzęsiony spojrzał na nas i z zapartym tchem powiedział że to mundur jego przełożonego, jakiegoś Randalla.
- Hehe, to jesteś Hewciu, można by powiedzieć - w dupie! Punkt za siniaka i pięć za mundur! – roześmiał się Kuba.
- Ej a za samochód to powinno być z… miliard! – szturchnęłam. – Może pochwalcie się co wy macie, Polaczki! – zwróciłam się do wyżej wymienionych.
- Ja nie wiem jak wy… - mruknął Wenom. – ale mnie to chyba ktoś ograbił ze wszystkich prochów.
- Wielka szkoda, Wen! – zironizowałam.
- Ej bańki, tak w ogóle to dziś jest normalny dzień roboczy jak inny… czy mi się zdaje?
Wszyscy zakończyliśmy licytację i zaczęliśmy w jednej chwili szukać telefonów. Pierwszy znalazł Jakub.
- Jest czwartek, 5:30.
- Wiecie co. Chyba zapierdalamy tym różowym rzygiem do roboty.

1 Mieć Radio Gaga w Glowie – słyszec ekscentryczne myśli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz