Wszyscy nagle weszli, i myśleli, że wybiorę
Baśkę. Widziałam jej minę, nie wiedziała po co weszła, ale tam stała. Dobrze
wiem, że jakby miało coś mi się stać, to ja sama lepiej się obronię, a nie
broniąc dwóch osób. Jeśli to miałaby być kobieta, to musiała by być taka osoba
jak ja. A takich nie znam… Wybrałam wtedy Aide. Z wiadomych przyczyn – ochronił
raz, to i ochroni drugi.
Chwilę potem zostałam opatulona w koc i
wyprowadzona na zewnątrz. Wręczyłam mu klucze do auta i mruknęłam, aby uważał,
bo o ten samochód dbam bardziej niż o samą siebie. Adres znał, bo jeździł swego
czasu, kilka razy z Hewlettem, zresztą, przyznajmy szczerze… blok jest w
połowie zamieszkany przez ludzi z mojej roboty, głównie biurkołazów,
niezdolnych do innej roboty niż przekładanie papierów i ochrzanianie ‘fizycznej
hołoty roboli’. Ostatnią rzeczą jaką chciałam tam zobaczyć, to była Pani
Monitoring… jej szczęście, że nie było jej tam, zresztą było dosyć późno.
Wlazłam na chatę i cicho przedstawiłam plan
mieszkania, co gdzie jest i chciałam poprzynosić jakieś rzeczy, żeby nie spał
jak żulu na dworcu, na co on odparł, abym tylko pokazała, skąd ma wziąć sobie
te rzeczy, sam sobie poradzi. Zapytał, choć uprzedził że to głupie, czy może
chce się napić czegoś ciepłego, może porozmawiać… na co odpowiedziałam
milczeniem. Wpatrywałam się w niego przez chwilę jak w obrazek i się
zamyśliłam. Krótko powiedziałam że idę do łazienki i że wrócę za moment. I to
był chyba pierwszy i ostatni schodek do wielkiego dołu…
Kiedy tam weszłam, rozebrałam się do końca i
nie mogąc na siebie patrzeć, ubrałam jakiś przyduży, charakterystyczny dla mnie
t – shirt i weszłam pod prysznic. Cholernie zimny prysznic. Ryczałam jak bóbr,
lecz bezszelestnie. Krzywiłam się i
szlochałam, ale uważając, aby nie wydać z siebie ani jednego dźwięku. Oparłam
się o ścianę i osunęłam w dół, pozostając nadal w zasięgu lodowego orzeźwienia,
i dokładnie wtedy cały ten mały płacz, i to utrzymywanie go w tajemnicy runęło,
jak misternie układana jenga… Wtedy się posypało. Naprawdę zaczęłam płakać i to
nie był ryk wściekłości, taki dla mnie normalny. Płakałam ze smutku…
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi
łazienki, i pytanie czy wszystko jest w porządku… Na początku potwierdziłam, że
nic się nie dzieje, ale potem wybuchłam jeszcze większym płaczem. Zapytał czy
może wejść, ja odparłam obojętnie, że w tej chwili, to mi to wszystko jedno…
Wszedł i popatrzył na mnie takim troskliwym wzrokiem… Ukląkł i uciszył mój
syberyjski deszcz. Patrzył mi prosto w twarz
i mówił coś, ja patrzyłam się na podłogę, w dalszym ciągu płacząc. Palcem
podniósł moją głowę i kazał na siebie spojrzeć, wstać i dokończyć to co
chciałam zrobić, i żebym zaraz przyszła do salonu, asap.
Weszłam do salonu wtedy w takim debilnym
stroju – otóż założyłam tę mokrą koszulę na inną koszulkę, i przepasana byłam
szlafrokiem, nie wspominając o jednym kapciu na nodze. Kazał mi usiąść, co też
zrobiłam, ślepo wpatrując się w wielką fototapetę z Freddie’m Mercurym, Queen,
Pink Floyd, Davidem Gillmour’em, Rogerem Waters’em, Bon Jovi’m no i oczywiście
Johnem Taylor’em, tym basistą, plus Duran Duran.
Wtedy miałam straszną ochotę pójść posłuchać
muzyki… Wtedy zamyślenie przerwał mi Aide, który zaproponował, aby się jakoś
ubrać inaczej. Podał mi koszulkę do spania, portki do spania i bluzę, w której
mam zwyczaj łazić po moim domu na co dzień. Z totalną obojętnością, ściągnęłam
obecne, przemoczone ubrania po drodze do łazienki, której drzwi nawet nie
zamykałam, bo mnie to po prostu nie obchodziło. Przebrałam się w łazience i
wracając do sofy, zebrałam ubrania i rzuciłam do kosza do prania. Usiadłam,
opatulając się kocem i w dalszym ciągu wpatrując się w fototapetę. Usiadł na
drugim końcu sofy i również spojrzał na fototapetę. Po chwili konsternacji,
zapytał czy to moi ulubieńcy muzyczni, na co pokiwałam głową, potwierdzając.
Zapytał, za co lubię te zespoły. Odparłam że to są moi przyjaciele, bo
wybierając odpowiednią muzykę, zawsze pomagają wyjść z trudnej sytuacji. I że
dziś zawiedli, bo nie robią piosenek o gwałtach. No chyba że Nirvana, ale ich
na fototapecie nie było, nie wielbię ich ale też nimi nie gardzę.
Zapikał czajnik i Aide wstał do kuchni.
Przyniósł mi gorącą czekoladę. Nie wiem czy ktoś mu kiedyś powiedział, a może i
sam zauważył, że lubię gorącą czekoladę. Tuląc kubek, patrzyłam gdzieś
bezcelowo, po pokoju. Aide robił to samo, gdyż mimo iż wiele razy tu był, nie
przyglądał się ścianom. Pytał czy gram na gitarze, skoro mam tyle gitar na
ścianach, na co ja wskazałam kąt ze skrzyniami Marshalla i Voxa, co wskazywało,
że są tu też wzmacniacze, czyli że gram. Zapytał na czym jeszcze gram. Wstałam
i chyba myślał że mam dosyć tej głupkowatej rozmowy, ale jakoś nie zdawała mi
się specjalnie głupia. Nie denerwowała mnie, i tyle dobrego, nie… Wstałam aby
ściągnąć brezent ze starego fortepianu. Żaden to Bechstein (A ZA CHINY ŻADEN
BECHSTEIN W MOIM DOMU NIE POSTANIE), tylko jakiś tani Kawaii. Nie gram dużo,
nie mam czasu, to po co mi. Poprosił, abym coś zagrała, na co stwierdziłam, że
nie mam w głowie żadnej piosenki, która by mi jakkolwiek umiliła ten felerny
moment. Odparł, że on może coś zagrać, na co wyciągnęłam taborecik spod pianina
i gestem ręki, zaprosiłam do gry. Usiadłam na klapie fortepianu, która była
zamknięta, aby nie wkurzać sąsiadów grą.
I wtedy mnie pogięło. Dlaczego?
Przyznaję. Wtedy stało się coś, co nie
powinno mieć miejsca. Coś za co mogli mnie śmiało wywalić z pracy. A dlaczego?
Aide zagrał Careless Whisper Georga
Michaela… Ta piosenka wprawia mnie w coś gorszego niż mąka bądź po niej
uczucie. Wyzwala we mnie dziką ochotę, jeszcze dzikszą niż tę, którą
opowiadałam Hewlettowi… Patrzyłam się na tego człowieka, a w myślach latało mi
wszystko, jakbym się w nim zakochała. Patrzyłam cały czas w jego oczy, jakby
był zawsze mój i bez skrępowania odgarnęłam grzywkę z jego czoła. Spojrzał na
mnie z takim lekkim niedowierzaniem, lecz z uśmiechem. Uśmiecha się tak pięknie
i szczerze, ja nie widzę u siebie nic śmiesznego. Ma te swoje srebrzyste
oczyska, łypiące na mnie z radością, ale widzę za nimi coś innego, coś co ma
każdy mężczyzna w głowie. Bo jakby inaczej… to byłby pedał.
Kiedy zadzwonił telefon, ogarnęłam że tu coś
się dzieje co nie powinno. Natychmiast po dzwonku zaczęłam myśleć, co ja do
jasnej cholery robię. To tak nie może być, to będzie najtrudniejsza noc.
Przemóc swoje pragnienia, nad rozumem.
Ale dalej nie mogę oderwać swojego wzroku. Siedzę
jak idiotka na fortepianie, kompletnie nie myśląc, że to stary fortepian i może
nie wytrzymać mojego ciężaru. Ja dalej patrzyłam na niego. Jak na wybawcę,
anioła, mojego rycerza na białym koniu który mnie uratował przed złem, który
się o mnie troszczy, dba aby nic mi się nie stało!
Ja pieprzę. To mi dalej nie wychodzi. I
dostaje jakiegoś krejzola, czy to jakaś padaczka, albo schiza pogwałtowa? Że
strasznie chcę się zbliżyć do kogoś, do kogo nie wolno!? Nu, nu, nu!
Odłożył telefon, mówiąc że to był Hewlett,
coś tam coś tam. Nie słucham. Patrzę na jego usta jak mówi.
Jejku, po raz kolejny w jakimś szoku
powypadkowym dostrzegam piękno opiekującego się mną mężczyzny, i jeszcze żeby
było lepiej – tego samego. Może to nie był przypadek?
Cholera, z wrażenia aż usiadłam, a on znów,
na drugim końcu kanapy. Zapytał, czy jeszcze czegoś potrzebuję. Spojrzałam na
niego i twardo, władając umysłem zarządziłam czas spania. A jak…
Leżąc w łóżku, przekręcałam się na różne
strony, w różne modyfikacje, od spławika, aż po jakieś rozgwiazdy, z kołdrą i
bez kołdry, lub częściowo. Nic z tego. Na dodatek poprzednią sytuację
przysłoniła mnie ta zła. Ta negatywna myśl… bo… nie sądziłam że przebywam w
otoczeniu takich zwierząt, które kompletnie instynktownie wybierają sobie
osobę, tylko dla jednej rzeczy. Co za świństwo i zezwierzęcenie.
Godzinę później miałam kompletnie do dziurki
w nosie tego co się stało. Tak bardzo chciałam, aby zamiast Aide, była tu
Baśka, która by mnie pocieszyła, porozmawiała, przytuliła i powiedziała coś
ciepłego. Wybór między leczeniem psychiki a bezpieczeństwem, wygrała potrzeba
ochrony. To co potem zrobiłam, zahaczało o paragraf, i pamiętam ile myślałam,
czy iść tam czy może nie…
Weszłam do salonu, gdzie spał Aide. Stanęłam
w wejściu i spojrzałam na niego. Również nie spał. Zapytał ostentacyjnie, czy
coś się stało, na co ja pokręciłam głową, że nie i zaczęłam z nerwów obgryzać
paznokcie. Stwierdził wtedy, że chyba się czegoś boję, na co ja odmówiłam, po
czym kręcenie głową na boki zmieniło się na przytaknięcie… wyszeptałam że nie
mogę spać bo mnie dręczą różne myśli i boję się sama tam siedzieć, znaczy leżeć.
Wstał i podszedł do mnie, by zrobić to czego oczekiwałam. Objął mnie, głaskając
po głowie, ja zaczęłam płakać, a on przytulił mnie mocniej i uciszał mnie
spokojnie… Szeptał mi do ucha słowa otuchy a ja powoli się uspokajałam.
Zadziałało, ale tylko na płacz. Bałam się dalej, bo upadałam w ten wcześniej
wymieniony dół coraz głębiej i głębiej. Wtedy spytał o coś, przez co naprawdę
zrobiło mi się głupio i niezręcznie. Zapytał, czego od niego oczekuję… brzmiało
to trochę jak jakaś sugestia, a może tylko dla mojego wypaczonego umysłu
brzmiało to dwuznacznie, nie wiedziałam co wtedy powiedzieć. Po chwili
zastanowienia się, wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do sypialni. Chcielibyście
abym to zrobiła, nie? Heh, nie… To nie w tym celu, trzymałam się na krótkiej
wodzy. Powiedziałam mu, że chcę, aby był tutaj i mnie pilnował. Że potrzebuję
wsparcia w zasięgu pola widzenia, i że może usiąść na łóżku, bądź na nim się
położyć, ale żeby sobie nic nie wyobrażał, bo zupełnie nie mam ochoty myśleć o
tych sprawach.
Jedno powiedziałam, a tak naprawdę co innego
myślałam. Strasznie chciałam wtedy zrzucić z siebie ubranie i stracić
dziewictwo z tym człowiekiem, chciałam mu jakby odwdzięczyć się za to co
zrobił, ale to byłoby niewiarygodnie głupie i niemoralne, a do tego – zupełnie
nie w moim stylu… Szczerze pragnęłam, aby ktoś pokazał mi miłości chociaż przez
tę jedną, najtrudniejszą noc, zaopiekował się mną i uświadomił mi, że nadal
jestem pełnowartościową kobietą, która zasługuje na troskę i delikatność.
Mimo tego, nadal nie mogłam spać. Siedział
obok, potem leżał i jak tylko obrócił się na bok w moją stronę, aby mnie
przykryć kołdrą, zatrzymałam jego dłoń blisko siebie i przytuliłam. Chyba
trochę się nie spodziewał takiego obrotu sytuacji, ale nie przeczył mojemu
zachowaniu, lecz się do niego dostosował. Dzięki jego męskiemu ramieniu, po
kilku chwilach, zasnęłam.
Obudziłam się w jego objęciach, był bardzo
blisko mnie, a ja czułam się trochę dziwnie, może dlatego że nigdy nie byłam w
takiej sytuacji. Trzymał dłoń na moim brzuchu, gdzieś na żebrach, pod mostkiem
i to było takie właśnie emocjonujące, on czuł bicie mojego serca, a ja na
plecach czułam jego serce. Gdy tylko się poruszyłam, jego serce zaczęło walić
jak szalone.
Chyba coś mi się popieprzyło.
Kolejną noc spędziłam już sama, już
zapominałam o tym, co się stało i tej więzi między mną i Aide. Jakakolwiek by
nie była – nie ma prawa istnieć… ech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz