Chanka

Chanka

sobota, 2 sierpnia 2014

... life is a mystery - everyone must stand alone. I hear you call my name, and it feels like ... HOLY SHIIIIIT"

W jednej chwili jak w rytmie "Tie your mother down", wybiegliśmy do windy i jak najszybciej dorwaliśmy się do samochodu. Jeden obdarty Węgier z mokrą głową, drugi zapuchnięty blondyn, nieogolony brunet i ja z resztkami krwi na twarzy. Za pół godziny mamy apel, a jeszcze wypadałoby się ogarnąć i ZEJŚĆ.
Około 5:50 wbiegliśmy na plac i popędziliśmy w kierunku swoich szaf.
Wparowałam na Aleję Gwiazd, już pustą, bo wszyscy tu pracujący najwidoczniej poszli już do swoich plutonów. Z buta wjechałam do gabinetu, wytarłam szybko ten nos i zmieniłam ubrania, gdyż i ja byłam po cywilnemu u Stefana.
A teraz "Ride the Wild Wind", bo muszę zapieprzać na apel poranny.
Udało mi się przed dzwonkiem. Jakie szczęście, wbiegłam po pluton, który stał z bananami na ryjach pod swoim pokojem. Nakazałam im dziki sprint na Plac a sama pobiegłam przed nimi, nadając im jak najszybsze tempo. No cóż, niech uczą się biegać w rytmie z najlepszymi.
Można powiedzieć że w ostatniej chwili stanęliśmy na swoim miejscu. Ten apel był jakiś troszkę dziwny, bo okazało się że wczoraj wieczorem przyjechała amerykańska delegacja, na czele… z podpułkownikiem Randallem. Jakiś młody chłopaczek, no może ze trzy lata starszy ode mnie, to najwięcej. Ciężko przełknęłam ślinę, bo w sumie - nie wiemy co żeśmy zmalowali, i stawiając się tutaj być może za chwilę może mnie zgarnąć żet wu.
Przestałam cały apel, słuchając wywodów tego podpułkownika i potem jak zwykle – lista skazanych, czyli kto ma się stawić gdzie.
- Do generała broni Franciszka Klimczuka mają się zgłosić chorąży Dariusz Czelabiński, sierżant Krzysztof Gruchała, porucznik Jan Betański, kapitan Grzegorz Terwań, szeregowi: Arkadiusz Erewański, Jewrehenia Andriejczuk, Emilia Hampel, Ireneusz Drozd…
Wtedy odetchnęłam z ulgą.
-… natomiast na spotkanie osobiste z podpułkownikiem Randallem zgłosić ma się major Zuzanna Deszcz do pokoju 116. Koniec apelu.
Co ten Randall ode mnie chce? – pomyślałam, mając nadzieję, że nie będę musiała chronić Hewletta przed jakąś egzekucją. No ale jeśliby chcieli Hewletta, albo całą ekipę, to by ich wyczytali, a tak to tylko ja… Nie wiem za co.
Niepewnie podeszłam do pokoju 116, odetchnęłam i zapukałam do drzwi. Drzwi otworzyła mi jakaś młodociana kadetka, chyba asystentka.
- Welcome, welcome… Carey, leave us alone. Witam, witam... Carey, zostaw nas samych.
- Yes, sir! Tak jest, sir!  – krzyknęła tak, że aż mi w bębenkach zapiszczało.
- Please, have a sit. Proszę usiąść. – mruknął, wskazując mi krzesło naprzeciwko biurka.
- …yeee... ah. – potwierdziłam.
Coś tam podpisał, przewrócił i spojrzał się na mnie z takim uśmiechem. Ja zrobiłam tylko głupią minę – co ty chcesz ode mnie człowieku?
Mam nadzieję że to nie kolejne wcielenie Hansa Landy.
- You don’t remember me, Suzy. Nie pamiętasz mnie, Suzy. – roześmiał się.
Zrobiłam głupią minę, wybałuszyłam oczy i nimi zamrugałam, kompletnie nie kojarząc o co chodzi.
- …i-if is going of Douglas Hewle… ...je-jeśli chodzi o Douglasa Hewle...
- I didn’t meant this Hungarian, oh gosh. You misunderstood me. I meant that we know each other, from yesterdays party. Nie miałem na myśli tego Węgra, na litość Boską. Nie zrozumiałaś mnie. Miałem na myśli, że się znamy ze wczorajszej imprezki. – odparł z uśmiechem.
Zaczęłam gorączkowo myśleć, o co tu kurde chodzi… zmierzyłam wzrokiem go i strojąc głupie miny, zaczęłam sie trochę pultać w zeznaniach…
- …really…? ...s-serio? – stęknęłam.
- We were kissing in toilet, if you don’t remember. – uśmiechnął się. You’re good in it. And we were doing other things. Całowaliśmy się w toalecie, jeśli nie pamiętasz. Jesteś w tym dobra. I robiliśmy jeszcze parę innych rzeczy. – zadrżał brwiami.
Przerażona, podobnie jak w przypadku samochodu, wytrzeszczyłam oczy na Randalla.
- I don’t think so… No nie sądzę... - pokręciłam głową z niedowierzaniem. – It’s impossible, sir. To niemożliwe, sir.
- Not sir, just Dean… Nie sir, tylko Dean... - znów się uśmiechnął.
- With all regard, but it’s surely mistake... sir. Z całym szacunkiem, ale to na pewno pomyłka... sir.
- Dean.
- … Dean.
- …wha…what other things you meant… Dean? Jakie "inne rzeczy" miał... eś na myśli, Dean?
Oparł się na fotelu i uśmiechnął.
- You really don’t remember. Ty naprawdę nie pamiętasz.
- All this time I repeat it. Cały czas to powtarzam. – odrzekłam stanowczo… - I… I can take guilty on me, I took drugs, and I can’t completely recall you. Ja... ja mogę wziąć winę na siebie, brałam narkotyki, i kompletnie nie mogę sobie pana przypomnieć...
- So, there’s the point. Okay, I’ll tell you – I entered this bar, called… Więc tu leży przyczyna. Dobrze, powiem Ci - poszedłem do tego baru, nazywanego ...
- U Stefana?
- Umm… Yes. And you were on something what everybody called Reservoir. Then you played guitar with your friends, and karaoke, you took fancy me, then… Okay, I know that I shouldn’t do it, but I was picking up you… after nice conversation we went to the toilet and… we were… you know. Yyy, tak. I ty byłaś na czymś, co wszyscy nazywają Rezerwuarem. Potem grałaś na gitarze z przyjaciółmi, w karaoke też, spodobałaś mi się, potem... okej, wiem że tego nie powinienem robić, ale cię podrywałem... po miłej rozmowe poszliśmy do toalety, i ... no wiesz.
- No, I don’t, but tell me one thing – we had IT? Nie, nie wiem, ale powiedz mi jedno. To było TO?
- No, but it was close to it… Nie, ale było bardzo blisko do tego.
- Thanks God! Dzięki Bogu! – spojrzałam w sufit.
- … because your friends found you, and had taken away. ... twoi przyjaciele cię znaleźli i zabrali.
- I was willing to do it? Byłam chętna?
- No, but you didn’t refused… I was willing. Now, I wanna date you, after work. Nie, ale nie odmawiałaś... Ja byłem chętny. Teraz, chciałbym się z tobą umówić, po pracy.
Ślina mi stanęła w gardle.
- It’s impossible… To niemożliwe.
- Because? Yesterday it wasn’t. Bo? Wczoraj było. 
- I have man, now…. And I’m sorry for this yesterday night, I won’t take drugs never… Mam faceta, teraz... i przepraszam za wczorajsze, już nigdy nie wezmę dragów...
Podpułkownik spojrzał się na mnie trochę dziwnie i jakby zawiedziony.
- …okey, I’m not impolite, let’s forget about it, though it was really pleasant. I’ve second case to you. Don't you have a part of my uniform? Dobra, nie jestem nieuprzejmy, zapomnijmy o tym, chociaż było całkiem przyjemne. Mam do ciebie drugą sprawę. Nie masz może przypadkiem części mojego munduru?
- Yes, it has this Hungarian, this is surgeon chief of military hospital, there. His name is Douglas Hewlett, if I’ve good memory it’s sergeant. Tak, ma go ten Węgier, ordynator wojskowego szpitala, tutaj. Nazywa się Douglas Hewlett, i jeśli mam dobrą pamięć, to sierżant.
- Okey, I’ll send there someone, good bye Suzy. Dobrze, kogoś tam poślę, żegnaj Suzy.
- Good bye, sir. Żegnam, sir. – odparłam, wychodząc na co podpulkownik się uśmiechnął.

JA PIEPSZĘ. CO SIĘ STAŁO PO TEJ MĄCE?! Dziś muszę iśc do Stefci i obejrzec taśmę bo umrę. Jak mogłam zrobic takie świństwo?! I dlaczego Jakub mi nic o tym nie powiedział?

Czuję się jak ostatnia ku*wa. Naprawdę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz