Chanka

Chanka

wtorek, 8 lipca 2014

Strange, he's standing there below, staring eyes thrill me to the bone

Nieprzyjemne i przyjemne wspomnienia jednej nocy… na marginesie, moim bijaczem okazał się być jeden z bażantów, których grupka była u nas na jakby wycieczce zapoznawczej, w takim sensie, że przyjadą na parę dni i wracają do siebie się przygotowywać do egzaminów, aby się dostać do elitarnych jednostek. Gościu został jeszcze w tym samym tygodniu wypieprzony z wojska, i wsadzili go za kratki, a właściwie – do pokoju bez klamek. Okazał się być jakimś gwałcicielem, który nie został złapany, zdążył zmienić nazwisko, a zapisał się do wojska po to, aby nie być śledzonym. Specjalnie wybrał naszą ligę, bo jesteśmy chronieni. Całe szczęście, że nie udało mu się tu dostać.
Z natłoku myśli wyrwał mnie Ray, który słusznie zauważył że odprawa kończy się za 15 minut. Ja siedziałam przytulona do niego i spoglądałam na tablicę odlotów.
- I think you have to go… Chyba musisz już iść. - mruknął, przygnębiony, rozczesując moją grzywkę.
- You know where’s the point? In it that I will daily look at you, and couldn’t touch like that. We must end this show. Wiesz o co mi chodzi? O to, że będę codziennie na ciebie patrzeć, i nie móc dotknąć jak teraz. Musimy skończyć to przedstawienie. – odparłam, lekko poddenerwowana. Zawsze taka jestem, gdy coś się dzieje nie po mojej myśli.
- And you think, that I’ll resign army, yes? I uważasz, że zrezygnuję z armii, tak? – zapytał ze śmiechem.
- No, do your dreams, but… If you wouldn’t be in my department… It could be cool. Nie, podążaj za marzeniami, ale… jeśli nie byłbyś w moim plutonie… byłoby fajnie.
- Then what? You came to the United States, and marry me? A potem co? Przyjedziesz do Stanów i za mnei wyjdziesz? – zapytał.
- I don’t wanna live here… what? Nie chcę tutaj mieszkać… co?
- What: what? Co: co?
- You said, marry me? Powiedziałeś – wyjść za ciebie?
- Yes, people make weddings then children. Normal families. Tak, ludzie się żenią a potem robią dzieci. Normalne rodziny.
- You should think about not do it. I’m so… Powinieneś to dobrze przemyśleć. Jestem zbyt…
- Yes, yes, Susannah – I know you. You’ll be doing everything, to keep yourself alone. Let me explain something – I want live with you. Your behavior doesn’t really matter to me, you know? Sometimes, your bad habits are silly, some are good to me, like your love to my body. It’s pleasing, because you’re da one that I want, and I think that’s vice versa. We can make lucky marriage… Tak, tak, Susannah – znam Ciebie. Będziesz robić wszystko, aby zostać sama. Daj mi coś wytłumaczyć – chcę z tobą żyć. Twoje zachowanie nie ma dla mnie większego znaczenia, wiesz? Czasami twoje nałogi są durne, jedne dobre dla mnie, jak twoje pożądanie. To przyjemne, bo jesteś tą jedyną której chcę, i myślę że to działa także vice versa. Możemy stworzyć szczęśliwe małżeństwo.
- Yada – yada – yada. Both of us are sick in some parts of ours lives. You’re real studhammer, and of course – I don’t enter a cavecat, but… It works, when we are long time far away from ourselves. I don’t know, what it could be in daily life. Bla-bla-bla. Oboje jesteśmy upośledzeni w niektórych częściach naszego życia. Ty jesteś ogierem z prawdziwego zdarzenia, i oczywiście – nie wnoszę sprzeciwu, ale… To działa, kiedy jesteśmy długo i daleko od siebie. Nie wiem jak to mogłoby być w normalnym życiu.
- You are frightened of that I will raping you, that’s why? Boisz się że będę cię gwałcił, tak?
- Maybe kinda, that’s why. We must change, both. You must keep yourself tight, and I… well… it’s too much talking and not too much time to do it, because my plane would came back here, till I finish laundry list… Może trochę dlatego. Musimy się zmienić, oboje. Ty musisz się trzymać na wodzy, a ja… no… to za dużo gadania, a za mało czasu, bo mój samolot zdąży tu wrócić, zanim skończę czytać litanię. - po tych słowach wstałam, z nutą zażenowania, że jestem ideałem, ale tylko w moich oczach.
- Nevermind, as you are, or was, or will be, I’ll be still loving you. Nieważne jaka jesteś, byłaś, albo będziesz, nadal będę cię kochał. – wstał i złapał mnie za dłoń. – Don’t banish me, because of it… I try to have health mind, but you… you… Nie porzucaj mnie przez to… Staram się mieć czyste myśli, ale ty… ty…
- Now, I have guilty? Or what? No co, teraz to ja jestem winna? Czy co?
- It’s masculine thing, that you are firing up my body, by your look… and that you’re close to me. Try to understand it. I’m your first, and I wish to be the last… To męska rzecz, że podniecasz moje ciało samym wyglądem i kiedy jesteś blisko. Spróbuj to zrozumieć. Jestem twoim pierwszym i chcę być ostatnim…
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Your behavior is like calming drug. Everything you do. Twoje zachowanie jest jak lek uspokajający. Cokolwiek nie zrobisz.
- Let me kiss you, and go. Daj mi się pocałować, i idź. – uśmiechnął się i mnie pocałował. Zawsze ma w tym jakąś władczą siłę, że ja wtedy ostygam i przestaję się złościć. Ten sposób i ten smak, ta chwila, kiedy czuję jego usta, które są jakby lodołamacz, który każdą drogą, próbuje przebić się do celu. Nie mam pojęcia do jakiego, to porównanie też ciekawe. Po prostu tak silnie i zgrabnie pracuje żuchwą i ustami, że nie sposób się oprzeć i oderwać, jak już gdzieś tam wcześniej zauważyłam, nie?
Kiedy już przestał, pocałował mnie w czoło i szepnął coś, abym na siebie uważała…

Niedługo potem wsiadłam do samolotu i wróciłam do Polski!

***

Siedzimy z Kubim i Wenomem na sali telewizyjnej oglądając telewizję. Peszek chciał, że trafiliśmy na jakąś galę muzyki romantycznej, co szło za tym że ja siedziałam pochłonięta jedzeniem popcornu, kompletnie nie słuchając jak Wenom komentował teksty piosenek a Kubi go uważnie słuchał, kiwał głową i co jakiś czas wtrącał coś od siebie. Mimo siedzenia pomiędzy nimi, w ogóle nie słuchałam co mają do powiedzenia na temat tego, czy Cher śpiewa jak facet bez jaj i tak dalej…
Akurat jak skończyło się idiotyczne – Ona tańczy dla mnie, które ja przekręcałam na np. „Ona naszczy na mnie”, „Ona leży w wannie”, „Ona woli panie” , i tak dalej, tak na ekran wszedł Happysad ze swoim „Zanim Pójdę”.
- Jakiś dziecinny ten tekst. – mruknął Wenom.
- Wen, to jest bardzo głębokie wyznanie tego, że jak ty skaczesz po jakiejś lasce, to ona płacze. – parsknęłam, po raz pierwszy się odzywając w żarliwym dialogu.
- Ty zawsze znajdziesz jakieś aluzje do seksu. – mruknął.
- Przy tobie, przychodzi mi to z łatwością. – roześmiałam się. – Żartuję, nie wyczułeś ironii. Chciałbyś żeby tak było. Też myślę że to banalny i infantylny tekst. – prychnęłam. - Po co ja się w ogóle odzywałam. – bąknęłam sama do siebie, a może raczej do popcornu.
- Swoją drogą, prędzej jakaś laska skakałaby na mnie, a nie ja na niej. Coś ci się popieprzyło. – odparł. – To takie teksty, w stylu Kubiego, pewnie podrywa dziewczyny w ten sposób.
- Lepszy taki niż bezczelne łapanie za tyłek. – parsknął Kubi, udając że się obraża.
- O wreszcie ktoś ci to powiedział! – wykrzyknęłam. – Dwa do jednego, hahaha! – zaczęłam się śmiać. – Kubuś, żółwik, beczka i piąteczka!
- Heh, dobre z tym dwa do jednego. – parsknął Wenom.
- Ale ci zaraz zajebię. – syknęłam z szelmowskim uśmiechem.
Kiedy nasz hymn infantylności się skończył, zapowiedzieli wielki przebój w obcym języku. Zaczęliśmy się żywo kłócić „co to może być?”.
- Ja obstawiam „Everything I do” Adamsa – podniósł ręke Kubi.
- Ja mówię wam że to jest „She’s like the wind” Swayze’go. Na bank. – parsknął Wenom.
- Heh, a ja bym mówiła – „Careless Whisper” Michaela.
- Od kiedy piosenka tego geja jest romantyczna? – wybuchnął śmiechem Wenom.
- Od kiedy masz pindola, pedale. Jest ładna.
- Wiesz o czym jest? Że sobie facet nie potańczy jak z jakąś inną laską. Żałosne to jest.
- Ty jesteś żałosny, a Swayze’go możesz sobie włożyć między bajki. Z jego udziałem, to co najwyżej Time of my life.
- Zamknijcie się, zaczyna się! I będzie tekst! – uciszył nas Kubi.
Na ekranie pojawiło się „Je t’aime moi non plus”… wszyscy zamarliśmy, a w szczególności ja.
- Ooo, to jest miodzio. Rzeczywiście, zapomniałam o tej piosence.
I zamilknęliśmy wszyscy, jak na komendę, dopóki nie pojawiło się… to:
Je t'aime, Je t'aime
Oui je t'aime
Moi non plus
Oh mon amour
Comme la vague irrésolue
Je vais, je vais et je viens
Entre tes reins
- O w pytę wałacha. – mruknęłam.
- Co? – zapytał Kubi.
- Od dziś, ta piosenka nie jest romantyczna, jak dla mnie. – zaczęłam się ćmiać. – Ogarniacie trochę tekst?
- Z francuska, to ja tylko jedną rzecz umiem, i ty Deszczu, pewnie nie chcesz wiedzieć jaką. – uśmiechnął się szeroko Wenom. – Nie znamy.
- Dobra, ja wam to przetłumaczę tak z grubsza. X razy jest tam ‘Kocham Cię’, ale przerywniki są po prostu ko-smi-czne. No biorąc z pierwszej zwrotki, to: „przychodzę i odchodzę, jak niezdecydowana fala, pomiędzy twoje biodra…”
Wenom z Kubim spojrzeli się na siebie, potem na mnie.
- Głowa cię boli? – zapytał Wenom, przykładając dłoń do mojego czoła.
- Spierdalaj, doktor Spiele. Nie, tak tam jest! – parsknęłam. – Dalej ta baba mówi, że on jest tą falą, a ona nagą wyspą. No i powtarza, jakby akceptując to co powiedziałam wcześniej. Ja pieprzę, wyłączyć pornola, tu są szeregowi zieloni! – ryknęłam na ostatnich wirażach.
Cała sala się zwróciła na nas, a my do starszej, grubawej kobiety, obsługującej telewizor i z zapartym tchem, rozmarzonym wzrokiem, wpatrywała się w ekran. Doskonale słyszała, co to znaczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz