Nieprzyjemne
i przyjemne wspomnienia jednej nocy… na marginesie, moim bijaczem okazał się
być jeden z bażantów, których grupka była u nas na jakby wycieczce
zapoznawczej, w takim sensie, że przyjadą na parę dni i wracają do siebie się
przygotowywać do egzaminów, aby się dostać do elitarnych jednostek. Gościu
został jeszcze w tym samym tygodniu wypieprzony z wojska, i wsadzili go za
kratki, a właściwie – do pokoju bez klamek. Okazał się być jakimś gwałcicielem,
który nie został złapany, zdążył zmienić nazwisko, a zapisał się do wojska po
to, aby nie być śledzonym. Specjalnie wybrał naszą ligę, bo jesteśmy chronieni.
Całe szczęście, że nie udało mu się tu dostać.
Z natłoku
myśli wyrwał mnie Ray, który słusznie zauważył że odprawa kończy się za 15
minut. Ja siedziałam przytulona do niego i spoglądałam na tablicę odlotów.
- I think you have to go… Chyba musisz już iść. - mruknął,
przygnębiony, rozczesując moją grzywkę.
- You know where’s the point? In it
that I will daily look at you, and couldn’t touch like that. We must end
this show. Wiesz o co mi chodzi? O to, że
będę codziennie na ciebie patrzeć, i nie móc dotknąć jak teraz. Musimy skończyć
to przedstawienie. – odparłam, lekko poddenerwowana. Zawsze taka jestem,
gdy coś się dzieje nie po mojej myśli.
- And you think, that I’ll resign
army, yes? I uważasz, że zrezygnuję
z armii, tak? – zapytał ze śmiechem.
- No, do your dreams, but… If you
wouldn’t be in my department… It could be cool. Nie, podążaj za marzeniami, ale… jeśli nie byłbyś w moim plutonie… byłoby
fajnie.
- Then what?
You came to the United States,
and marry me? A potem co? Przyjedziesz
do Stanów i za mnei wyjdziesz? – zapytał.
- I don’t
wanna live here… what? Nie chcę tutaj mieszkać…
co?
- What: what? Co: co?
- You said, marry me? Powiedziałeś – wyjść za ciebie?
- Yes, people make weddings then
children. Normal families. Tak, ludzie
się żenią a potem robią dzieci. Normalne rodziny.
- You should think about not do it. I’m
so… Powinieneś to dobrze przemyśleć. Jestem
zbyt…
- Yes, yes, Susannah – I know you.
You’ll be doing everything, to keep yourself alone. Let me explain something –
I want live with you. Your behavior doesn’t really matter to me, you know?
Sometimes, your bad habits are silly, some are good to me, like your love to my
body. It’s pleasing, because you’re da one that I want, and I think that’s vice
versa. We can make lucky marriage… Tak,
tak, Susannah – znam Ciebie. Będziesz robić wszystko, aby zostać sama. Daj mi coś
wytłumaczyć – chcę z tobą żyć. Twoje zachowanie nie ma dla mnie większego znaczenia,
wiesz? Czasami twoje nałogi są durne, jedne dobre dla mnie, jak twoje pożądanie.
To przyjemne, bo jesteś tą jedyną której chcę, i myślę że to działa także vice versa.
Możemy stworzyć szczęśliwe małżeństwo.
- Yada –
yada – yada. Both of us are
sick in some parts of ours lives. You’re real studhammer, and of course – I
don’t enter a cavecat, but… It works, when we are long time far away from
ourselves. I don’t know, what it could be in daily life. Bla-bla-bla. Oboje jesteśmy
upośledzeni w niektórych częściach naszego życia. Ty jesteś ogierem z prawdziwego
zdarzenia, i oczywiście – nie wnoszę sprzeciwu, ale… To działa, kiedy jesteśmy długo
i daleko od siebie. Nie wiem jak to mogłoby być w normalnym życiu.
- You are frightened of that I will
raping you, that’s why? Boisz się że
będę cię gwałcił, tak?
- Maybe kinda, that’s why. We must
change, both. You must keep yourself tight, and I… well… it’s too much talking
and not too much time to do it, because my plane would came back here, till I
finish laundry list… Może trochę dlatego.
Musimy się zmienić, oboje. Ty musisz się trzymać na wodzy, a ja… no… to za dużo
gadania, a za mało czasu, bo mój samolot zdąży tu wrócić, zanim skończę czytać litanię.
- po tych słowach wstałam, z nutą zażenowania, że jestem ideałem, ale tylko
w moich oczach.
- Nevermind, as you are, or was, or
will be, I’ll be still loving you. Nieważne
jaka jesteś, byłaś, albo będziesz, nadal będę cię kochał. – wstał i złapał
mnie za dłoń. – Don’t banish me, because of it… I try to have health mind, but you… you… Nie porzucaj mnie przez to… Staram się mieć czyste myśli, ale ty… ty…
- Now, I
have guilty? Or what? No co, teraz to ja jestem winna? Czy co?
- It’s masculine thing, that you are
firing up my body, by your look… and that you’re close to me. Try to understand
it. I’m your first, and I wish to be the last… To męska rzecz, że podniecasz moje ciało samym wyglądem i kiedy jesteś blisko.
Spróbuj to zrozumieć. Jestem twoim pierwszym i chcę być ostatnim…
Uśmiechnęłam
się pod nosem.
- Your behavior is like calming
drug. Everything you do. Twoje zachowanie
jest jak lek uspokajający. Cokolwiek nie zrobisz.
- Let me
kiss you, and go. Daj mi się pocałować, i
idź. – uśmiechnął się i mnie pocałował. Zawsze ma w tym jakąś władczą siłę,
że ja wtedy ostygam i przestaję się złościć. Ten sposób i ten smak, ta chwila,
kiedy czuję jego usta, które są jakby lodołamacz, który każdą drogą, próbuje
przebić się do celu. Nie mam pojęcia do jakiego, to porównanie też ciekawe. Po
prostu tak silnie i zgrabnie pracuje żuchwą i ustami, że nie sposób się oprzeć
i oderwać, jak już gdzieś tam wcześniej zauważyłam, nie?
Kiedy już
przestał, pocałował mnie w czoło i szepnął coś, abym na siebie uważała…
Niedługo
potem wsiadłam do samolotu i wróciłam do Polski!
***
Siedzimy z
Kubim i Wenomem na sali telewizyjnej oglądając telewizję. Peszek chciał, że
trafiliśmy na jakąś galę muzyki romantycznej, co szło za tym że ja siedziałam pochłonięta
jedzeniem popcornu, kompletnie nie słuchając jak Wenom komentował teksty
piosenek a Kubi go uważnie słuchał, kiwał głową i co jakiś czas wtrącał coś od siebie.
Mimo siedzenia pomiędzy nimi, w ogóle nie słuchałam co mają do powiedzenia na temat
tego, czy Cher śpiewa jak facet bez jaj i tak dalej…
Akurat jak
skończyło się idiotyczne – Ona tańczy dla mnie, które ja przekręcałam na np. „Ona
naszczy na mnie”, „Ona leży w wannie”, „Ona woli panie” , i tak dalej, tak na
ekran wszedł Happysad ze swoim „Zanim Pójdę”.
- Jakiś
dziecinny ten tekst. – mruknął Wenom.
- Wen, to
jest bardzo głębokie wyznanie tego, że jak ty skaczesz po jakiejś lasce, to ona
płacze. – parsknęłam, po raz pierwszy się odzywając w żarliwym dialogu.
- Ty zawsze
znajdziesz jakieś aluzje do seksu. – mruknął.
- Przy
tobie, przychodzi mi to z łatwością. – roześmiałam się. – Żartuję, nie wyczułeś
ironii. Chciałbyś żeby tak było. Też myślę że to banalny i infantylny tekst. – prychnęłam.
- Po co ja się w ogóle odzywałam. – bąknęłam sama do siebie, a może raczej do popcornu.
- Swoją
drogą, prędzej jakaś laska skakałaby na mnie, a nie ja na niej. Coś ci się
popieprzyło. – odparł. – To takie teksty, w stylu Kubiego, pewnie podrywa
dziewczyny w ten sposób.
- Lepszy
taki niż bezczelne łapanie za tyłek. – parsknął Kubi, udając że się obraża.
- O wreszcie
ktoś ci to powiedział! – wykrzyknęłam. – Dwa do jednego, hahaha! – zaczęłam się
śmiać. – Kubuś, żółwik, beczka i piąteczka!
- Heh, dobre
z tym dwa do jednego. – parsknął Wenom.
- Ale ci
zaraz zajebię. – syknęłam z szelmowskim uśmiechem.
Kiedy nasz
hymn infantylności się skończył, zapowiedzieli wielki przebój w obcym języku.
Zaczęliśmy się żywo kłócić „co to może być?”.
- Ja
obstawiam „Everything I do” Adamsa – podniósł ręke Kubi.
- Ja mówię
wam że to jest „She’s like the wind” Swayze’go. Na bank. – parsknął Wenom.
- Heh, a ja
bym mówiła – „Careless Whisper” Michaela.
- Od kiedy
piosenka tego geja jest romantyczna? – wybuchnął śmiechem Wenom.
- Od kiedy masz
pindola, pedale. Jest ładna.
- Wiesz o
czym jest? Że sobie facet nie potańczy jak z jakąś inną laską. Żałosne to jest.
- Ty jesteś
żałosny, a Swayze’go możesz sobie włożyć między bajki. Z jego udziałem, to co najwyżej
Time of my life.
- Zamknijcie
się, zaczyna się! I będzie tekst! – uciszył nas Kubi.
Na ekranie
pojawiło się „Je t’aime moi non plus”… wszyscy zamarliśmy, a w szczególności
ja.
- Ooo, to
jest miodzio. Rzeczywiście, zapomniałam o tej piosence.
I
zamilknęliśmy wszyscy, jak na komendę, dopóki nie pojawiło się… to:
Je t'aime, Je t'aime
Oui je t'aime
Moi non plus
Oh mon amour
Comme la vague irrésolue
Je vais, je vais et je viens
Entre tes reins
- O w pytę wałacha.
– mruknęłam.
- Co? –
zapytał Kubi.
- Od dziś,
ta piosenka nie jest romantyczna, jak dla mnie. – zaczęłam się ćmiać. –
Ogarniacie trochę tekst?
- Z
francuska, to ja tylko jedną rzecz umiem, i ty Deszczu, pewnie nie chcesz
wiedzieć jaką. – uśmiechnął się szeroko Wenom. – Nie znamy.
- Dobra, ja
wam to przetłumaczę tak z grubsza. X razy jest tam ‘Kocham Cię’, ale przerywniki
są po prostu ko-smi-czne. No biorąc z pierwszej zwrotki, to: „przychodzę i
odchodzę, jak niezdecydowana fala, pomiędzy twoje biodra…”
Wenom z
Kubim spojrzeli się na siebie, potem na mnie.
- Głowa cię
boli? – zapytał Wenom, przykładając dłoń do mojego czoła.
- Spierdalaj,
doktor Spiele. Nie, tak tam jest! – parsknęłam. – Dalej ta baba mówi, że on
jest tą falą, a ona nagą wyspą. No i powtarza, jakby akceptując to co
powiedziałam wcześniej. Ja pieprzę, wyłączyć pornola, tu są szeregowi zieloni!
– ryknęłam na ostatnich wirażach.
Cała sala się zwróciła
na nas, a my do starszej, grubawej kobiety, obsługującej telewizor i z zapartym
tchem, rozmarzonym wzrokiem, wpatrywała się w ekran. Doskonale słyszała, co to
znaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz