Zaczęłam się powoli cofać, i
zakończyłam tę sekwencję na ścianie.
- I should sit there, sir. Ja tu
powinnam siedzieć, sir. – wskazałam palcem na fotel.
- Dean, babe. Dean, kotku. –
przekręcił głowę w drugą stronę.
- Major… Majorze... -
opuściłam dłoń.
- What: major? Co: majorze? –
nachylił się w moją stronę, nad biurkiem…
- Major, not babe. Majorze, nie
kotku. – nabrałam w końcu pewności siebie.
- Please, have a sit. Proszę,
usiądź. – wstał i wskazał na mój fotel, stanął za nim.
- I should tell it,
not sir. Ja to powinnam mówić, nie
sir.– poprawiłam frak munduru i
usiadłam. Oparł się na fotelu, odsłonił moje ucho i
szepnął.
- Dean, sweet girl. Dean, słodka
laleczko. – dmuchnął mi dymem w ucho. Skrzywiłam się na to
i nie bardzo wiedziałam co robić. Bez papieru, nie mam co
cwaniakować, może wytrzymam te zaloty a la Trynkiewicz.
- With respect, but I think si… Z
całym szacunkiem, ale uważam że si...
- Dean, dammit, Dean. Dean, do
cholery, Dean. – zwrócił mi uwagę, ze stoickim spokojem,
podnosząc krzesło z naprzeciwka i omijając biurko, siadł jakby
tak obok a jednocześnie naprzeciwko. Trochę mnie przerażała ta
sytuacja. Przestraszona, spoglądałam we wszystkie strony, myśląc,
jak tu wybrnąć.
- Don’t resist me…
Nie opieraj się mi... -
mruknął, oglądając mnie z góry na dół. - … we both know,
that you want me, as much as I want you. And it’s impolite,
lie to superior, isn’t it? ...oboje wiemy, że ty chcesz mnie
tak jak ja ciebie. I to nieuprzejme kłamać przełożonemu, no nie?
– dotknął mojego uda zaczął je głaskać. W podświadomości
już układałam plan, jak rozwalić mu łeb o granitowy parapet za
nim, ale rozum krzyczał, ze wtedy, to się pogrążę, tyle z tego
będzie.
- … not good girl… ...niedobra
dziewczynka...
Ale za chwilę przesadził, bo jego
dłoń podążyła za daleko. Strzeliłam mu z liścia. Obrócił
głowę, westchnął, zamruczał i obrócił się z powrotem…
- … mrrrr … - wstał, podążając
ręką po moim tułowiu i piersiach. Zaciskałam zęby ze złości. -
…you are rough chick… ...ostra laska z ciebie... - znów
zaszeptał mi do ucha. - … I like it… … Lubię to... -
ugryzł moje ucho i zakręcił fotelem. Mało że niedobrze mi się
robiło na te jego zaloty, to jeszcze to kręcenie. W końcu
zatrzymał fotel nogą, o moje nogi, szybko ją przełożył pomiędzy
moje łydki i pociągnął za rękę do pionu.
- You will fill my
orders? Or no? Będziesz wypełniać
moje rozkazy? Czy nie?
- That, what you do
now, is called mobbing. That what you want to do is called sexual
molestation. To co robisz teraz, nazywa
się mobbing. To co masz zamiar zrobić, nazywa się molestowanie
seksualne.
- And you want to
call police? I co, chcesz dzwonić na
policję?
- Germandery. One
button, and they’re here. Someone tried to rape me, a few years
ago. Just try, and you’ve lost your position and work.
Żandarmerię. Jeden przycisk i tu będą. Ktoś mnie już kiedyś
próbował zgwałcić. Tylko spróbuj, a stracisz swoją pozycję i
pracę.
- You are threaten
me, or I misunderstood it? Grozisz mi,
czy źle to odebrałem?
- Yes, you
understood it good. Tak, dobrze to
zrozumiałeś.
- Listen to me,
little dolly. Słuchaj no, laluniu. -
złapał mnie za tyłek I przyparł do biurka - I’ve connections
everywhere. You will collaborate, I won’t tell anything your boss.
And if you won’t collaborate, you will be fired. I think it was
simple to understand. Mam znajomości
wszędzie. Będziesz współpracować, nic nie powiem twojemu
szefowi. Nie będziesz współpracować – wylatujesz. Myślę że
to łatwe do zrozumienia.
Spojrzałam się na niego z
obrzydzeniem. Stałam między dwoma ogniami – albo zaryzykuję
wylot na bruk, albo to z nim zrobię… Lekko się skrzywiłam i
czułam jak żółta piłeczka odbija mi się od głowy jak w
Pomysłowym Dobromirze.
Tahaa! Już wiem. Zrobię to samo co
Charlesowi, w Connecticut. Lecz nie do końca.
Spojrzałam z pokerową miną na
Randalla i przejechałam po jego piersi aż do twarzy i pogładziłam
go. Uśmiechnął się szeroko.
- I see that we get along. Widzę,
że się rozumiemy.
- Zobaczysz jeszcze, jak cię załatwię
skurwielu. – wycedziłam przez zęby ze sztucznym uśmiechem na
twarzy, kontynuując poprzednią czynność. – I meant, let’s met
there at night, it could be 4 a.m., huh? Miałam na myśli –
spotkajmy się tutaj w nocy, może być 4 rano?
- With pleasure… Z
przyjemnością... - dotknął mojej ręki, pocałował i
przejechał językiem pomiędzy palcami. Co za gbur – pomyślałam.
Za chwilę wyszedł, a ja spompowałam powietrze i klapnęłam,
głęboko oddychając. Do gabinetu wszedł Wenom.
- Minąłem się z Randallem, coś się
stało? – zapytał, lekko zaniepokojony.
Ja złożyłam twarz w ręce i
podniosłam głowę. Oparłam się i zaczęłam ostro myśleć, jak
to dalej pociągnąć. I żeby aktualnie się nie poryczeć.
Wenom wziął krzesło, które
przestawił Randall i usiadł tam, gdzie powinien. Spojrzał na mnie
chwilę i przekręcił głowę.
- Czy ta suka o nazwisku Randall coś
ci zrobiła? – zapytał raz jeszcze.
Oparłam się na fotelu i zaczęłam
nerwowo szukać papierosów. Gdy je znalazłam, trzęsącymi rękoma
odpaliłam go i się w końcu uspokoiłam, odprężyłam się i
dmuchnęłam dymem w górę.
- Randall … właśnie przed chwilą
tu był i mnie mobbingował. – odparłam, spoglądając Wenomowi
prosto w oczy.
- Groził że coś powie?
- Nie tylko. Szantażował. –
westchnęłam, patrząc gdzieś w przestrzeń.
Wenom popatrzył w miejsce gdzie
patrzę, a potem przetarł się po twarzy.
- I? – spytał, dosyć niepewnie.
Wyciągnęłam popielniczkę.
- Chciał mnie molestować. –
odparłam bezemocjonalnie, strzepując popiół.
- Seksualnie? – zapytał, tym razem z
nutą przerażenia.
- Tiaa. Ale mu się w tej chwili nie
udało. – mruknęłam.
- Jak go zniechęciłaś?
- Problem leży właśnie w tym, że
aby uwolnić się z jego uścisku, musiałam coś obiecać. I mam już
plan.
- Co ci kazał? Co on w ogóle chce?
- Żąda mojego ciała. Powiedziałam
mu, że ma przyjść tutaj o 4 w nocy, jeśli tak bardzo chce.
Zagroził mi wcześniej, że jeśli się nie zgodzę na to, to
postara się, abym już nigdy nie pracowała w tej dziedzinie, wiesz
o co chodzi, nie? I obiecał że nic nie zrobi, jeśli dobrowolnie
się oddam.
- Skurwiel.
- To samo pomyślałam, a nawet
powiedziałam. Mam nadzieję, że Hewlett przebada tę krew do 4, bo
jak nie, to albo nie przyjdę, albo przełożę, albo zwieję, albo
będę zmuszona to zrobić. Właśnie miałam do niego dzwonić, aby
to trochę przyspieszył, bo jak nie… nawet nie chcę o tym myśleć.
– spuściłam wzrok w dół.
- Nieźle się wkopałaś.
- No kurwa. Jak stary ziemniak w
kartoflisko. Ten Randall, to obok Błaszczyka, największy
barbarzyńca, jakiego znam. Tylko Błaszczyk traktuje wszystkich
równo, i bez jakiegoś seksizmu, a Randall – odwrotnie. Nie
sądziłam, że to kiedyś powiem, ale wolałabym być w anclu u
Błaszczyka po raz kolejny niż dać dupy Randallowi.
- To dlaczego sama nie zgłosisz
przestępstwa?
- Limit żyć u Błaszczyka się
wyczerpał. Teraz, to nie byłyby wakacje w areszcie, tylko kara
więzienia. Jeśli choć trochę się orientujesz, jaka jest różnica
między tymi dwoma słowami, to wiesz o co chodzi. – powiedziałam,
biorąc telefon do ręki.
Zadzwoniłam do Hewletta. Na początku
się opierał, ale jak powiedziałam o co dokładnie chodzi, to
obiecał, że zrobi wszystko co w jego mocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz