Chanka

Chanka

poniedziałek, 15 września 2014

Bad boyz (navy) blue

Zaczęłam się powoli cofać, i zakończyłam tę sekwencję na ścianie.
- I should sit there, sir. Ja tu powinnam siedzieć, sir. – wskazałam palcem na fotel.
- Dean, babe. Dean, kotku. – przekręcił głowę w drugą stronę.
- Major… Majorze... - opuściłam dłoń.
- What: major? Co: majorze? – nachylił się w moją stronę, nad biurkiem…
- Major, not babe. Majorze, nie kotku. – nabrałam w końcu pewności siebie.
- Please, have a sit. Proszę, usiądź. – wstał i wskazał na mój fotel, stanął za nim.
- I should tell it, not sir. Ja to powinnam mówić, nie sir.– poprawiłam frak munduru i usiadłam. Oparł się na fotelu, odsłonił moje ucho i szepnął.
- Dean, sweet girl. Dean, słodka laleczko. – dmuchnął mi dymem w ucho. Skrzywiłam się na to i nie bardzo wiedziałam co robić. Bez papieru, nie mam co cwaniakować, może wytrzymam te zaloty a la Trynkiewicz.
- With respect, but I think si… Z całym szacunkiem, ale uważam że si...
- Dean, dammit, Dean. Dean, do cholery, Dean. – zwrócił mi uwagę, ze stoickim spokojem, podnosząc krzesło z naprzeciwka i omijając biurko, siadł jakby tak obok a jednocześnie naprzeciwko. Trochę mnie przerażała ta sytuacja. Przestraszona, spoglądałam we wszystkie strony, myśląc, jak tu wybrnąć.
- Don’t resist me… Nie opieraj się mi... - mruknął, oglądając mnie z góry na dół. - … we both know, that you want me, as much as I want you. And it’s impolite, lie to superior, isn’t it? ...oboje wiemy, że ty chcesz mnie tak jak ja ciebie. I to nieuprzejme kłamać przełożonemu, no nie? – dotknął mojego uda zaczął je głaskać. W podświadomości już układałam plan, jak rozwalić mu łeb o granitowy parapet za nim, ale rozum krzyczał, ze wtedy, to się pogrążę, tyle z tego będzie.
- … not good girl… ...niedobra dziewczynka...
Ale za chwilę przesadził, bo jego dłoń podążyła za daleko. Strzeliłam mu z liścia. Obrócił głowę, westchnął, zamruczał i obrócił się z powrotem…
- … mrrrr … - wstał, podążając ręką po moim tułowiu i piersiach. Zaciskałam zęby ze złości. - …you are rough chick… ...ostra laska z ciebie... - znów zaszeptał mi do ucha. - … I like it… … Lubię to... - ugryzł moje ucho i zakręcił fotelem. Mało że niedobrze mi się robiło na te jego zaloty, to jeszcze to kręcenie. W końcu zatrzymał fotel nogą, o moje nogi, szybko ją przełożył pomiędzy moje łydki i pociągnął za rękę do pionu.
- You will fill my orders? Or no? Będziesz wypełniać moje rozkazy? Czy nie?
- That, what you do now, is called mobbing. That what you want to do is called sexual molestation. To co robisz teraz, nazywa się mobbing. To co masz zamiar zrobić, nazywa się molestowanie seksualne.
- And you want to call police? I co, chcesz dzwonić na policję?
- Germandery. One button, and they’re here. Someone tried to rape me, a few years ago. Just try, and you’ve lost your position and work. Żandarmerię. Jeden przycisk i tu będą. Ktoś mnie już kiedyś próbował zgwałcić. Tylko spróbuj, a stracisz swoją pozycję i pracę.
- You are threaten me, or I misunderstood it? Grozisz mi, czy źle to odebrałem?
- Yes, you understood it good. Tak, dobrze to zrozumiałeś.
- Listen to me, little dolly. Słuchaj no, laluniu. - złapał mnie za tyłek I przyparł do biurka - I’ve connections everywhere. You will collaborate, I won’t tell anything your boss. And if you won’t collaborate, you will be fired. I think it was simple to understand. Mam znajomości wszędzie. Będziesz współpracować, nic nie powiem twojemu szefowi. Nie będziesz współpracować – wylatujesz. Myślę że to łatwe do zrozumienia.
Spojrzałam się na niego z obrzydzeniem. Stałam między dwoma ogniami – albo zaryzykuję wylot na bruk, albo to z nim zrobię… Lekko się skrzywiłam i czułam jak żółta piłeczka odbija mi się od głowy jak w Pomysłowym Dobromirze.
Tahaa! Już wiem. Zrobię to samo co Charlesowi, w Connecticut. Lecz nie do końca.
Spojrzałam z pokerową miną na Randalla i przejechałam po jego piersi aż do twarzy i pogładziłam go. Uśmiechnął się szeroko.
- I see that we get along. Widzę, że się rozumiemy.
- Zobaczysz jeszcze, jak cię załatwię skurwielu. – wycedziłam przez zęby ze sztucznym uśmiechem na twarzy, kontynuując poprzednią czynność. – I meant, let’s met there at night, it could be 4 a.m., huh? Miałam na myśli – spotkajmy się tutaj w nocy, może być 4 rano?
- With pleasure… Z przyjemnością... - dotknął mojej ręki, pocałował i przejechał językiem pomiędzy palcami. Co za gbur – pomyślałam. Za chwilę wyszedł, a ja spompowałam powietrze i klapnęłam, głęboko oddychając. Do gabinetu wszedł Wenom.
- Minąłem się z Randallem, coś się stało? – zapytał, lekko zaniepokojony.
Ja złożyłam twarz w ręce i podniosłam głowę. Oparłam się i zaczęłam ostro myśleć, jak to dalej pociągnąć. I żeby aktualnie się nie poryczeć.
Wenom wziął krzesło, które przestawił Randall i usiadł tam, gdzie powinien. Spojrzał na mnie chwilę i przekręcił głowę.
- Czy ta suka o nazwisku Randall coś ci zrobiła? – zapytał raz jeszcze.
Oparłam się na fotelu i zaczęłam nerwowo szukać papierosów. Gdy je znalazłam, trzęsącymi rękoma odpaliłam go i się w końcu uspokoiłam, odprężyłam się i dmuchnęłam dymem w górę.
- Randall … właśnie przed chwilą tu był i mnie mobbingował. – odparłam, spoglądając Wenomowi prosto w oczy.
- Groził że coś powie?
- Nie tylko. Szantażował. – westchnęłam, patrząc gdzieś w przestrzeń.
Wenom popatrzył w miejsce gdzie patrzę, a potem przetarł się po twarzy.
- I? – spytał, dosyć niepewnie.
Wyciągnęłam popielniczkę.
- Chciał mnie molestować. – odparłam bezemocjonalnie, strzepując popiół.
- Seksualnie? – zapytał, tym razem z nutą przerażenia.
- Tiaa. Ale mu się w tej chwili nie udało. – mruknęłam.
- Jak go zniechęciłaś?
- Problem leży właśnie w tym, że aby uwolnić się z jego uścisku, musiałam coś obiecać. I mam już plan.
- Co ci kazał? Co on w ogóle chce?
- Żąda mojego ciała. Powiedziałam mu, że ma przyjść tutaj o 4 w nocy, jeśli tak bardzo chce. Zagroził mi wcześniej, że jeśli się nie zgodzę na to, to postara się, abym już nigdy nie pracowała w tej dziedzinie, wiesz o co chodzi, nie? I obiecał że nic nie zrobi, jeśli dobrowolnie się oddam.
- Skurwiel.
- To samo pomyślałam, a nawet powiedziałam. Mam nadzieję, że Hewlett przebada tę krew do 4, bo jak nie, to albo nie przyjdę, albo przełożę, albo zwieję, albo będę zmuszona to zrobić. Właśnie miałam do niego dzwonić, aby to trochę przyspieszył, bo jak nie… nawet nie chcę o tym myśleć. – spuściłam wzrok w dół.
- Nieźle się wkopałaś.
- No kurwa. Jak stary ziemniak w kartoflisko. Ten Randall, to obok Błaszczyka, największy barbarzyńca, jakiego znam. Tylko Błaszczyk traktuje wszystkich równo, i bez jakiegoś seksizmu, a Randall – odwrotnie. Nie sądziłam, że to kiedyś powiem, ale wolałabym być w anclu u Błaszczyka po raz kolejny niż dać dupy Randallowi.
- To dlaczego sama nie zgłosisz przestępstwa?
- Limit żyć u Błaszczyka się wyczerpał. Teraz, to nie byłyby wakacje w areszcie, tylko kara więzienia. Jeśli choć trochę się orientujesz, jaka jest różnica między tymi dwoma słowami, to wiesz o co chodzi. – powiedziałam, biorąc telefon do ręki.

Zadzwoniłam do Hewletta. Na początku się opierał, ale jak powiedziałam o co dokładnie chodzi, to obiecał, że zrobi wszystko co w jego mocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz